Wakacje mają różne oblicza.
Najdłuższe wakacje mają podobno studenci. A już dzieci i młodzież w edukacji domowej – wakacje mają (też podobno) cały czas. Tak samo jak mamy na urlopach macierzyńskich. Wakacjują aż miło, prawda?
No więc z tymi wakacjami – urlopami to różnie bywa.
Bo student może i ma wakacje od studiów, ale po pierwsze – pod warunkiem, że wszystkie egzaminy pozaliczał i nie zakuwa do poprawek, a po drugie – że nie pracuje w wakacje po to, by mieć potem na chleb, tudzież imprezy.
Jeśli chodzi o mamy na macierzyńskim, to może i mają wakacje od pracy zawodowej, ale rzadko kiedy czują się jak na wakacjach. Chyba że im się rodzi dzieciątko, które tylko je i śpi, je i śpi, je i śpi. I że nie mają innych, starszych dzieciątek, które wołają: jeść!
Zdaje się, że wspomniałam też o wakacjach dzieci i młodzieży w edukacji domowej. No tak, to przecież o nas, o naszej młodzieży! O wakacjach w edukacji domowej co nieco wiem. Opowiadałam o nich niegdyś na łamach tego oto bloga.
Oto kilka przykładów:
O naszych wakacjach (i ogólnie o tym, jak wyglądają wakacje mam w edukacji domowej, na swoim przykładzie) opowiadałam też ostatnio na Poniedziałkowych Pogaduszkach.
Na Pogaduszkach rozdaję też rabaty na e-booki (o ile z emocji nie zapomnę), a tym razem jest rabat wakacyjny – megarabat, bo aż 30% na wszystkie eBooki i pakiety na hasło „o wakacjach”.
Zapraszam do sklepiku! Korzystajcie!
Prawdę powiedziawszy, dziś miało być o tym, gdzie jeździmy na wakacje: konkrety, adresy, porady i tak dalej, ale…
Ale pomyślałam sobie, że rozbiję temat wakacji na dwie części, bo to, gdzie my – Orwaty – jeździmy na wakacje – to jedno, a to, czy my – mamy w edukacji domowej – te wakacje w ogóle miewają – to drugie.
Pozwólcie zatem, że przedstawię kilka przykładowych, z życia (mojego) wziętych, ogólnych wariantów.
Jak mogą wyglądać wakacje mamy w edukacji domowej:
1. Jeśli mama w edukacji domowej ma małe dzieci, takie w wieku, w którym nie jeżdżą jeszcze na obozy i kolonie i same do Babci, to wakacji właściwie mama nie ma. Bo i tak jest mamą 24/24, 7/7.
Dlatego apeluję: Mamusie! Dbajcie o swoje wakacje od bycia mamą. Zawalczcie o swój urlop! Choć godzinka dziennie, choć dzień w tygodniu, choć weekend raz na kwartał… Ja wiem, że się nie da, że niemożliwe, ale szukajcie rozwiązań i odpoczywajcie od dzieci i przysłowiowych (!?) garów, żebyście nie stały się zrzędliwymi, zgryźliwymi babiszonami. O. Wiem co mówię. Mój Mąż i dzieci też.
2. Jeśli mama w edukacji domowej ma dzieci większe, w wieku, w którym mogą już wyjeżdżać na obozy i kolonie i do Babci, to taka mama nadal nie ma wakacji, gdyż jej dzieci na te obozy i kolonie wyjeżdżać wcale nie chcą,
w myśl zasady, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. No, ewentualnie u Babci też znakomicie, ale dzieci trzeba zawieźć (300 km), potem kilka dni odpocząć i u Babci (która jest przecie Mamą) pobyć, po czym wrócić do Warszawy (300 km), po czym zaraz (to już?!) okazuje się, że właśnie tydzień minął i trzeba po dzieci jechać (300 km), znów choć z jeden dzień odpocząć i znów wrócić do Warszawy (300 km). Uff, przydałoby się odpocząć…
3. Jeśli mama w edukacji domowej ma dzieci większe, w wieku, w którym mogą już wyjeżdżać na obozy i kolonie i do Babci, i CHCĄ wyjeżdżać. to taka mama może mieć niezłe wakacje od bycia mamą 24/24, 7/7,
pod warunkiem, że, korzystając z nieobecności dzieci, nie wpadnie w wir wakacyjnych porządków i nadrabiania zaległości wszelakich, tylko będzie naprawdę odpoczywać, czyli robić same fajne rzeczy (ale jeśli wakacyjne porządki są dla niej fajne, to OK!).
4. Jeśli mama w edukacji domowej wyjeżdża na wakacje z dziećmi (niezależnie od tego, w jakim są wieku), to… nie ma wakacji.
To znaczy owszem, zmienia miejsce pobytu, otoczenie, zakres obowiązków, bo – o niebiosa! daj Boże! – nie musi gotować, no i w ogóle jest inaczej niż zwykle, ale jednocześnie… jest zadziwiająco podobnie jak zwykle!
Dlatego apeluję! Aaaa… apelowałam już? No to jeszcze raz. Mamy w edukacji domowej: Róbcie sobie urlopy! Koniecznie! Urlopy od dzieci. Od bycia mamą.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że mamy w edukacji domowej jak najbardziej mają wakacje, i zaczynają się one wtedy, gdy dzieci zaliczą rok szkolny, czyli pozdają wszystkie egzaminy, i to też jest prawda. Nawet jeśli nie odpoczywamy wtedy od dzieci, to odpoczywamy od presji egzaminacjnej, presji robienia zadań szkolnych, pilnowania, by dzieci robiły te zadania, by chodziły na różne zajęcia i tak dalej. To fakt. Tak właśnie często jest. Ale mówiąc o wakacjach mam w edukacji domowej mam na myśli możliwość oderwania się od bycia non stop z dziećmi, bycia non stop za nie odpowiedzialnymi, bycia non stop otwartą placówką opiekuńczo-usługową pod szyldem „MAMA”.
No dobrze. A zatem kontynuujmy. Kolejny wariant wakacji mamy w edukacji domowej:
5. Jeśli mama w edukacji domowej wyjeżdża na wakacje bez dzieci, to… Tak! Zgadliście!
Ma wakacje! Odpoczywa! Słyszy własne myśli! Nie są to myśli o tym, że trzeba odkurzyć dom, ani o tym, co ugotować i gdzie dzisiaj zabrać dzieci, żeby spędziły pożytecznie i mądrze czas, ani o tym, co zrobić, żeby przestały się znów kłócić i były trochę (tak tylko odrobinę, proszę!) ciszej. Mama, która wyjeżdża na wakacje bez dzieci, odkrywa, że da się żyć, nie używając zwrotów typu: „Czy umyłeś zęby?”, „Nie krusz na kanapę”, „Zrób zmywarkę”, „Nakryj do stołu”, „Kiedy wreszcie wyjdziecie na dwór?!” albo „Zgaś w końcu to światło, już północ!!!”
6. Mama, która wyjeżdża na wakacje bez dzieci, ale za to z mężem, to jeszcze inna para kaloszy,
a raczej jeszcze inny poziom doznań, że się tak wyrażę. Taka mama odkrywa na przykład, oprócz tego wszystkiego co w akapicie powyżej, że można z mężem porozmawiać jak z normalnym człowiekiem, o różnych rzeczach, bez spiny na załatwianie spraw, czyli nie tylko o tym, że trzeba umówić dentystę i kupić nową kanapę i że może zabrałby dzieci na rower i czy ewentualnie mogę iść sobie na kawkę do kawiarni (sama!), a on w tym czasie ogarnie obiad. W dodatku można porozmawiać spokojnie, bez wtrąceń typu: „Poczekaj, rozmawiam z Tatą.”
Taka mama odkrywa, że mimo tych piętnastu lat po ślubie, wciąż możemy czuć się jak kiedyś, w wieku dwudziestu kilku lat, gdy nie mieliśmy jeszcze dzieci i trosk z nimi związanych.
7. A! Zapomniałam o jeszcze jednym wariancie! O takim, kiedy mama w edukacji domowej wyjeżdża na wakacje z jednym z dzieci.
To też jest całkiem fajny wariant. Jest szansa odpocząć, jest szansa poczuć się trochę jak na wakacjach tylko z mężem, pod warunkiem, że zapomnimy na chwilę o tym, że musimy (?) dziecko uczyć i wychowywać, a skupimy się na nim jak na człowieku (!), towarzyszu podróży, przyjacielu. Przyjacielu, który też jest na wakacjach i chce odpocząć od tekstów typu „Czy umyłeś już zęby?”. Tak. Też chce odpocząć.
***
A następnym razem opowiem Wam o tych wakacyjnych konkretach, na które czekacie i o naszych miejscówkach. O tym, gdzie jeżdżę sama, gdzie sama z dziećmi, gdzie sama z mężem, gdzie z jednym z dzieci, a gdzie z mężem i dziećmi. Oj, tyle wariantów, tyle możliwości! Faktycznie, te mamy w edukacji domowej to nic, tylko się wakacjują!
Jeden komentarz