Siedem ciekawych miejsc, czyli gdzie jeździmy na wakacje

Siedem ciekawych miejsc na wakacje by Kornelia Orwat

Hej, czy to ja napisałam ponad dwa tygodnie temu, że – cytuję – „Zatem do przeczytania za tydzień!”?

Hej, tak, to ja! Ale… wybaczcie, Drodzy Czytelnicy, ale „za tydzień”, zamiast pisać dla was tekst o naszych wakacyjnych miejscówkach, pakowałam się na kolejny wyjazd, na poszukiwanie kolejnych wakacyjnych miejscówek, które niniejszym mogę wam polecić.

Więc dziś polecajki. Wakacyjne polecajki. I uprzedzam lojalnie, że nie są to żadne „cudawianki” ani „koralemecyje”, tylko zwyczajne, banalne nieraz miejsca w Polsce i za bliską granicą. W sumie tak sobie myślę, że to może aż głupio polecać Wam takie zwyczajności, ale słowo się rzekło. Poza tym, lubię zwyczajności.

No to zaczynamy! Siedem ciekawych miejsc do odwiedzenia, czyli gdzie jeździmy na wakacje.

Bogiem a prawdą, odwlekałam trochę pisanie tego tekstu, bo zupełnie nie wiedziałam, jak go skomponować. Czy tę polecajkową listę zrobić w kolejności chronologicznej – kiedy, co i gdzie? Czy w kolejności „ważności” i „wielkości” – czyli od miast do wsi oraz od morza do… zadupia? Czy może jeszcze inaczej te polecajki ułożyć – według tego, gdzie jeździmy (gdzie jeździliśmy) z dziećmi, a gdzie sami, i jeszcze gdzie sama samiuteńka? W ogóle im dłużej o tym myślałam, tym większe przerażenie mnie ogarniało: O rany, jak ja to wszystko mam opisać w jednym artykule!!! Co ja narobiłam, co mi do głowy strzeliło, żeby obiecać czytelnikom wyliczankę, gdzie jeździmy na wakacje!

Dlatego wiecie co zrobię? Opiszę Wam te nasze wakacyjne miejsca w kolejności takiej, w jakiej mi do głowy przychodzą!

1. Jastarnia. Jastarnia to pierwsze miejsce, w jakie pojechaliśmy na wakacje z naszym nowonarodzonym, pierworodnym Sergiuszem.

Miał wtedy trzy miesiące (urodził się 5 czerwca 2004 roku, a pojechaliśmy we wrześniu 2004 roku). Pamiętam, że morze powitało nas silnym wiatrem (no ba!) i że spacerowaliśmy brzegiem morza z dzidziusiem w nosidełku, bo o leżeniu na plaży mowy nie było: piasek nasypywał się do wózka, wiatr przewracał wózek i w ogóle… Ale to dla nas nie problem, bo leżeć na plaży w ogóle nie lubimy, szczególnie w tłumie plażowiczów. Na szczęście tłumów nie było, bo wrzesień. Dlatego polecam Jastarnię we wrześniu.

Jastarnia jest ładna, klimatyczna, kameralna. Pamiętam, że zwiedziliśmy Chatę Rybacką i że zrobiliśmy sobie spacer do latarni morskiej na Rozewiu. Oczywiście jak Jastarnia, to Hel, a jak Hel, to Fokarium. Warto zwiedzić nie tylko fokarium, ale i miasteczko! Do Jastarni wracaliśmy jeszcze kilka razy rodzinnie, i na pewno jeszcze kiedyś do niej z przyjemnością pojadę. Aha! Jeśli nie jesteście windsurferami i nie pasjonuje was windsurfing, to polecam szukać miejscówek od strony pełnego morza, a nie od strony zatoki. Morze to jednak morze, a zatoka, to takie jakby jezioro, jak dla mnie. Inne wrażenia!

2. Połąga (Palanga) na Litwie. To druga nasza ulubiona miejscówka nad morzem.

Polecona przez znajomych. Połąga zwana była niegdyś Zakopanem północy. Poczytajcie sobie o jej historii. My pokochaliśmy ją ze względu na ogromne, puste (serio!) plaże i piękną architekturę. A także restaurację z króliczkami na dachu (Floros Simfonija). A także zachód słońca na molo. Oraz kolby kukurydzy na patyku, deptak ze sklepikami, restauracjami i atrakcjami (można ominąć jakby co), muzeum bursztynu w pałacu Tyszkiewiczów. A także muzeum morskie i delfinarium w Kłajpedzie.

3. Połągę lubimy też dlatego, że jadąc do niej z Warszawy, możemy zatrzymać się w Gołdapi, u mojej mamy.

I Gołdap jest kolejnym zwyczajnym – niezwyczajnym miejscem, które polecam odwiedzić. Gołdap to moje rodzinne miasto, to również nasza przystań wakacyjna. Gołdap, a raczej hotel „Mama i Babcia” to rówież miejsce, w którym zostawiamy dzieci, by pojechać gdzieś (ostatnio na żagle) sami.

W Gołdapi polecam jezioro i plażę miejską, a także (również nad jeziorem) kompleks uzdrowiskowy czyli tężnie, pijalnię wody mineralnej (pewnie zdrowa, ale niesmaczna), grotę solną i mini tężnie (w budynku pijalni wód). W mieście polecam spacer po rynku i parku, w którym jest śmieszna kładka-mostek nad fontannami, pamiętająca czasy mojego dzieciństwa (czyli bardzo, bardzo dawne czasy!).

Polecam odwiedziny w odnowionej Wieży Ciśnień, z której rozciąga się piękny widok na okolice, i w której jest miła kawiarenka oraz mini wystawa regionalnych (i nie tylko) staroci oraz obrazów. Jeśli jesteście w Gołdapi, nie możecie nie pojechać też na Gołdapską Górę, zwaną Piękną Górą, na której zimą można zjeżdżać na nartach zaś latem – wjeżdżać i zjeżdżać kolejką linową krzesełkową. Można też spacerkiem wejść na górę i wypić kawę w kawiarni obrotowej. Albo nie wchodzić na górę i wypić kawę w zajeździe pod Piękną Górą. I pobiegać po parku linowym, który jest tuż obok. I zjechać tyrolką nad stawem (nie próbowałam, ale nasi chłopcy – i owszem!). Albo pograć w kręgle. Albo wybrać się na bezkrwawe safari, czyli wycieczkę jeepem po terenie, na którym biegają daniele, jaki, dziki, zebry i sarny (i pewnie jeszcze inne zwierzęta, których nie pamiętam).

Co do zachwytu nad Gołdapią, to z pewnością jestem nieobiektywna, gdyż jest miastem mojego dzieciństwa, ale tak czy siak uważam, że okolica jest warta odwiedzenia. W pobliżu macie Suwalski Park Krajobrazowy (cudo!!!), mosty w Stańczykach, Smolniki i w ogóle krajobrazy jak z bajki. Warto się choćby przejechać samochodem po tych terenach. Odtrutka od cywilizacji murowana.

4. A skoro o odtrutce od cywilizacji mowa, zapraszam na Podlasie.

Na Podlasiu się urodziłam i spędziłam tam pierwsze pięć lat życia. No i wiele wakacji. Pisałam Wam już kiedyś o moim rodzinnym Janowie koło Sokółki (a przy okazji o innych miejscach na wakacje). Janów jest zwyczajną, przeciętną wsią, jedną z wielu, jakie leżą na Szlaku Rękodzieła Ludowego Podlasia. Janów słynie z tkaniny dwuosnowowej. Słynie? Pewnie o tym nawet nie słyszeliście, ale tkanina dwuosnowowa ma swoje muzeum w Domu Kultury w Janowie i jest bardzo ceniona na przykład w Japonii!

5. Tak. Świat jest mały. Janowska tkanina jest znana w Japonii, a alpaki z Peru mieszkają sobie w Janowie.

A ściślej mówiąc, koło Janowa. Zauważyłam je, jadąc w lipcu z Warszawy przez Janów do Gołdapi. Otóż we wsi Nowe Stojło, zaraz za Janowem w stronę Suchowoli (w Suchowoli jest środek Europy, jeśli Was to interesuje, oraz izba pamięci księdza Popiełuszki, który pochodził ze wsi pod Suchowolą) znajduje się hodowla alpak. Nazywa się bardzo światowo: „All About Alpaca” i rzeczywiście – właściciel wie wszystko o alpakach. I bardzo ciekawie o nich opowiada! Powiem Wam, że spacer z chłopakami-alpakami Winnetou i Tallulah to chyba nasze najlepsze wspomnienie z tegorocznych wakacji!

6. Jeszcze chwilę Was na Podlasiu zatrzymam. W Tykocinie.

Jest tam piękny rynek, barokowy kościół i klasztor, zamek, synagoga… A niedaleko Knyszyn (miasto królewskie) oraz Kiermusy (żubry i Jarmark Staroci!). Wybaczcie że tak skrótowo, ale o dokładnych atrakcjach poczytacie sobie na zalinkowanych stronach (na pewno opisują to lepiej niż ja!). Chcę tylko powiedzieć, że Podlasie to naprawdę bogactwo kulturowe i przyrodnicze! I jak już się tam wybierzecie, to nudzić się nie będziecie!
(Dlaczego nikt mnie nie zatrudnia w reklamie za ciężkie pieniądze, ja się pytam?)

7. No dobrze. Nad morzem byliśmy, moją rodzinę w Gołdapi i w Janowie odwiedziliśmy, czas odwiedzić rodzinę Męża. Lecimy na południe Polski.

Krakowa i Szlaku Orlich Gniazd reklamować nie muszę, więc tak tylko wspomnę, że warto wybrać się choćby do Ojcowa, Bobolic czy Rudna. Zareklamuję natomiast Krzeszowice, bo koło Krzeszowic jest zamek Tenczyn w Rudnie – to raz, a w samych Krzeszowicach – neogotycki kościół św. Marcina, piękny stary park i podupadły, to fakt, ale wciąż piękny, pałac Potockich – to dwa. Z Krzeszowic macie też bliziutko do Paczółtowic i małego drewnianego (jednego z piękniejszych w Polsce!) kościółka z początku XVI wieku, a także do klasztoru karmelitów bosych w Czernej, do którego jedzie się malowniczą doliną Racławki. Krzeszowice są w ogóle fajną bazą wypadową na skałki w dolinkach podkrakowskich.

No i mamy naszą wspaniałą siódemkę! Moje turystyczne polecajki od Sasa do Lasa.

To oczywiście nie wszystkie miejsca, jakie polecam w Polsce, bo są jeszcze Tatry (wiadomo!), Pieniny (i Szczawnica, i Mały Sącz, i spływ Dunajcem, no wiadomo), Beskid Mały (opisywałam kiedyś tutaj moją wycieczkę w Beskid z Cyrylem), Babia Góra (ukochana góra mojego Męża, który ją wypatrzy z każdego – no, prawie każdego punktu widokowego w Polsce), Łysica i Święta Katarzyna (i muzeum krzemienia pasiastego), Gdynia i klif Orłowski (kto nie widział niech żałuje, o!) i różne inne miejsca, których już nawet nie pamiętam, ale nie o to tutaj chodzi, bo przecie to nie miał być przewodnik turystyczny po Polsce, tylko moje POLECAJKI.

Wspomnę Wam jeszcze o dwu wartych wspomnienia miejscach, do których udało nam się od czasu do czasu wyrwać samotnie (to znaczy z mężem): Folwark Łochów i Hotel Sielanka nad Pilicą, a także moja ulubiona ostatnio miejscówka – samotnia, czyli Hotel Klembów (z Warszawy blisko, do lasu i pól blisko, od garów daleko, z nikim gadać nie muszę i nikt nie woła „Mamo!”, czegóż mi więcej trzeba?).

Na zakończenie, choć naszpikowałam ten artykuł linkami jak mało który, mam dla Was link nad linkami, czyli link polecający na Booking.com.

Kiedy klikniecie w ten link (o, w ten) i dokonacie za jego pośrednictwem rezerwacji, dokona się cud (ekonomiczny). Mianowicie, wy otrzymacie 50 zł nagrody (wypłacanej na waszą kartę bankową) zaś ja zostanę wynagrodzona (też dostanę 50 zł nagrody) za polecenie wam tejże rezerwacji.

A na prawdziwe zakończenie mam dla Was trzy informacje (uff, już zaraz kończę, naprawdę!):

Informacja pierwsza:

Mam dzisiaj urodziny. Nie powiem które, ale powiem, że z tej okazji przygotowałam kupon rabatowy na moje ebooki i konsultacje. Kupon brzmi: 25 na 45 i daje Wam 25% rabatu na zakupy w sklepiku do końca sierpnia, czyli do godziny 00:00 we wtorek 1 września 2020 roku.

Informacja druga:

W poniedziałek 30 sierpnia o 20.00 wznawiam moje Poniedziałkowe Pogaduszki, czyli lajwy na Facebooku i Instagramie. Informacja o tym lada dzień pojawi się w rzeczonych mediach społecznościowych, a tymczasem zdradzę, że tym razem pogadam o ekranach w życiu naszych dzieci, czyli o smartfonach, tabletach, czytnikach, komputerach, social mediach, internetach, grach i całym tym złu, a może i nie złu, a w każdym razie o tym, jak to u nas wygląda i co o tym sądzę i czy dzieci w edukacji domowej to całe dnie tylko w ekranach z nudów siedzą.

Informacja trzecia:

W związku z moimi urodzinami (nie powiem którymi!) i w związku z blogerską tradycją, następny artykuł na tym blogu będzie zatytułowany: „45 rzeczy, których o mnie nie wiecie na moje 45. urodziny” Juhu! To będzie tasiemiec! Telenowela! Wywiad – rzeka!

***

Nie no, żartowałam. Do następnego przeczytania!

PS Zdjęcie pochodzi z serwisu Pixabay i jest „obrazkiem” z Suchowoli! Tak! Tam jest naprawdę TAK. Pięknie.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *