Czy wiedza jest wartością? Dlaczego warto się uczyć?

Czy wiedza jest wartością by Kornelia Orwat

W kontekście naszej edukacyjno-domowej sesji egzaminacyjnej, która się właśnie rozpoczyna (trochę tych egzaminów jest, a trzeba do końca maja zdać wszystkie), rozmyślam sobie o tym, czy nauka, zdobywanie wiedzy jest wartością samo w sobie?

Moja koleżanka po fachu powiedziała mi bowiem, że jej rola w edukacji domowej dzieci polega na tym, coby je przekonać, że warto się uczyć. No i masz. Rozmyślam.

No bo co to znaczy, że warto się uczyć?

Oczywiście jeśli my, rodzice w edukacji domowej przekonamy dzieci (?!), że warto się uczyć, to mamy je (to znaczy dzieci) z głowy. Nauczą się wszystkiego do egzaminów same. Bez przypominania, proszenia, błagania, szantażowania…

Ale ja wciąż nie wiem, dlaczego warto się uczyć. Tak w ogóle.

Bo, jasne, są rzeczy, których warto się uczyć bez dwóch zdań. Języków obcych, po to, by się dogadać, by czytać internety. Zarządzania finansami, żeby nie być sierotą życiową, która daje się nabierać na kredyty i raty. Otaczającego nas świata, żeby rozumieć, dlaczego pada deszcz i zachodzi słońce. I żeby wiedzieć, że na katar antybiotyki nie pomogą. Niektórzy twierdzą też, że warto uczyć się matematyki, bo jest wszędzie. Ja kiedyś matematyki nie lubiłam. Pewnie dlatego, że w szkole widziałam ją tylko w zadaniach w zeszytach i na tablicy, a nie „wszędzie”.

Dopiero teraz, gdy gram z dziećmi w planszówki – takie prawdziwe, strategiczne i logiczne, a nie typu „rzuć kostką i przesuń się o dwa pola”, gdy zarządzam finansami (z pomocą męża ekonomisty, hehe), gdy gotuję i piekę, gdy szyję i dziergam – dopiero teraz widzę, że matematyka jest wszędzie!

Więc wniosek z tego taki, że warto się uczyć, bo wiedza przydaje się w życiu. Ha! Ale jestem mądra, prawda?

No dobrze, ale czy warto uczyć się tak w ogóle? Dla samej nauki?

Czy warto uczyć się po to, by być tak zwanym „dobrym uczniem”? By umieć to wszystko, co przewiduje szkolna podstawa programowa? A czy wiedza, którą wtłoczą sobie nasze dzieci do głów po to, by zdać egzaminy, przyda im się w życiu? Przecie wiadomo, że nie cała! Ale też czy tylko o to „przydanie się w życiu” chodzi? No to po co się uczyć? Dlaczego WARTO?

Cóż. Warto uczyć się tego, co przydaje się w życiu, w praktyce. Warto też uczyć się tego, co daje nam radość i satysfakcję. Tego, czego uczyć się lubimy. Tego, co zaspokaja naszą ciekawość, karmi naszą pasję.

Ale przecież – powie ktoś – warto też uczyć się tego, co pozornie nie jest ani ciekawe, ani przydatne. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać, kiedy może nas wciągnąć, zaciekawić. Poza tym wiedza poszerza horyzonty. Sprawia, że jesteśmy mądrzejsi. (Hej! Czy aby na pewno? Wiedza to nie to samo co mądrość!)

Jednak tak. Jest wiele takiej wiedzy, która, mimo że nie dla każdego interesująca, jest jednak wartościowa. Taka, dajmy na to, historia. Nauczycielka życia. Albo matematyka. Królowa wszystkich nauk. I logika. Filozofia. Retoryka.

Hm, chyba się trochę zagalopowałam… a raczej cofnęłam w czasie.

Więc wiedza jest wartością. Sama w sobie też.

I teraz nasza – rodziców – w tym głowa, by pomóc dzieciom zrozumieć, że warto się uczyć. Ale warto się uczyć mądrze. Nie dla ocen, nie dla poklasku, nie dla błysku, nie dla elokwencji. Tylko dla mądrości, dla rozsądku, dla niezależności. Dla nieuległości i niepodatności na manipulacje. Dla bycia dobrym, uczciwym, szczęśliwym człowiekiem.

Nie wynośmy jednak wiedzy na ołtarze. 

Bo choć wiedza jest wartością samą w sobie, to już jej posiadanie – niekoniecznie. Często popadamy w, nazwijmy to, ślepe uwielbienie dla wiedzy. Chcemy, żeby nasze dzieci uczyły się, bo nauka to potęgi klucz, i bez względu na to, czy dziecko lubi, czy nie lubi, czy się interesuje, czy nie interesuje, chcemy, żeby miało dobre oceny ze wszystkiego, bo… Bo musi być dobrze wykształcone. Bo jesteśmy tak zwaną inteligencją. Bo mamy aspiracje, ambicje i inne „cje”. (Kłania się „Rachunek sumienia mamy w edukacji domowej”, punkt 11.) Bo nie chcemy się za dzieci wstydzić, zwłaszcza kiedy jesteśmy słynnymi blogerkami i rozgłaszamy wszem i wobec, jakie to cudne i zdolne są, te nasze dzieci!

A czy zastanawiamy się, o co w tym wszystkim chodzi? W tym naszym życiu?

O szczęście, moi mili, o szczęście. Jasne, że nie w znaczeniu hedonizmu totalnego, ale jednak szczęście to coś, na czym nam baaaardzo zależy. A szczęście to nie tylko wykształcenie i wiedza. To też. Ale nam chodziło o… Szczęście to dobre relacje, także z samym sobą. Szczęście to robienie w życiu tego, co się lubi.

Jak wiedza jest więc moim zdaniem najwartościowsza?

1. Wiedza o tym, jak być szczęśliwym i jak sprawić, by inni byli szczęśliwi z nami.

2. Wiedza, której posiadanie czyni nas szczęśliwymi (bo dzięki niej mamy z czego żyć; bo nas raduje i pasjonuje, nawet jeśli to tylko magazyny o urządzaniu wnętrz).

3. Wiedza, która sprawia, że jesteśmy dobrymi, uczciwymi ludźmi.

Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zweryfikować powyższe punkty z podstawą programową, według której uczą się nasze dzieci. I wyciągnąć z tego wnioski.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *