Podążanie swoimi scieżkami. Co z tego wynika?

Podążanie swoimi ścieżkami by Kornelia Orwat

Ostatnio sporo czytam na temat spektrum autyzmu.

W książce Steve’a Silbermana „Neuroplemiona. Dziedzictwo autyzmu i przyszłość neuroróżnorodności”*, opowiadającej między innymi historię badań nad autyzmem, jest kilka fragmentów mówiących o tym, że gdy dzieciom chorym na autyzm zapewniano opowiednią opiekę i edukację w przyjaznym, tolerancyjnym środowisku – zaczynały one robić ogromne postępy. Niektórym udało się odnieść w życiu sukces: stały się samodzielne i niezależne finansowo.

Przyjazne i tolerancyjne środowisko edukacyjne polegało na tym, że obok nauki zwykłych, życiowych umiejętności, skupiano się na rozwijaniu mocnych stron i talentów tych dzieci. Zamiast narzucać im „programy nauczania” (albo skazywać je na dożywotnią wegetację w ośrodku opieki), pozwalano im w spokoju realizować swoje pasje i zainteresowania. Co więcej, zapewniano im dogodne warunki do ich realizacji i wspierano je.

Nawiasem mówiąc, trochę to smutne, ale w przypadku osób autystycznych te pasje nazywa się często „obsesjami”. W przeszłości stosowano różne (czasem bardzo wymyślne i makabryczne wręcz) eksperymentalne metody „leczenia”, polegające na przykład na odciąganiu, odwracaniu uwagi pacjentów od tych „obsesji”. Kiedy natomiast tego zaniechano, okazywało się, że po pierwsze, dzieci osiągały niezwykłe rezultaty, a po drugie – ich objawy autyzmu łagodniały.

Ja to w bardzo „chłopskorozumowy” sposób rozumiem tak, że dziecko autystyczne zamyka się w sobie, realizuje swoje „obsesje”, bo daje mu to satysfakcję. Jeśli je od tego odciągniemy – wpędzamy je we frustrację i w efekcie zamyka się ono w sobie coraz bardziej. Jeśli zaś pozwolimy mu na swobodną realizację tej „obsesji” i co więcej, zainteresujemy się nią – jest szansa, że wydobędziemy je ze swojej „skorupy”. Czyli wyciągniemy z autyzmu.

Ale co najbardziej uderzające. To, że „przyjazne i tolerancyjne środowisko edukacyjne” to ni mniej, ni więcej podejście unschoolingowe. To coś, co mniej lub więcej świadomie i mniej lub więcej efektywnie realizujemy w naszej edukacji domowej!

A przecież jeśli coś działa pozytywnie na autyków, to dlaczego ma nie działać pozytywnie na nie-autyków?

Dlaczego właściwie o tym piszę?

Otóż dlatego, że klikneły mi (jak dwa łączone klocki LEGO) w głowie te dwie rzeczy: to o unschoolingowej edukacji dzieci autystycznych plus moje wieczne wątpliwości pod tytułem „Czy droga którą podążamy – edukacja domowa w stylu unschooling – to droga słuszna i dobra dla naszych dzieci?”.

Może na to nie wyglądam, ale często zastanawiam się, do czego doprowadzi eksperyment, jaki uskuteczniamy na naszych dzieciach, a który polega na tym, że nie chodzą do szkoły (czyli innymi słowy, nie podążają utartymi ścieżkami). Bo zawsze, gdy robimy coś inaczej niż wszyscy, inaczej niż przyjęło się uważać za słuszne i właściwe, zawsze wtedy narażamy się na ryzyko wątpliwości, tak swoich własnych, jak i innych.

Ryzyko wątpliwości. I ryzyko obranej drogi.

A jednak – tłumaczę sobie – jakie to ryzyko?

Czy jest ono większe od ryzyka, jakie niesie ze sobą podążanie utartą ścieżką, czyli edukacja w szkole? Czy rodzice dzieci chodzących do szkół mają większą od nas, rodziców homeschoolersów, gwarancję, że ich dzieci osiągną w życiu sukces? Szczęście?

Czy mają jakąkolwiek gwarancję?

Nie.

I my, homeschoolersi, też jej nie mamy. Tak jak i nie mamy gwarancji, że dożyjemy jutra. C’est la vie.

Zawsze lubiłam dobre cytaty.

Więc poczęstuję Was tym, co mnie dziś postawiło na nogi. Mnie i moje wątpliwości.

W książce „Starsze dziecko z autyzmem” autorstwa Temple Grandin**, natknęłam się na niezwykły cytat, który przytoczę w całości, bo… jest niezwykły!

Kreatywność

Człowiek podążający za tłumem nie zajdzie dalej niż tłum. Człowiek, który idzie swoją drogą, prawdopodobnie trafi w miejsca, w których nikogo wcześniej nie było.

Kreatywności życiowej towarzyszą trudności, gdyż oryginalność rodzi pogardę. Jeśli wyprzedzasz swoje czasy, to masz pecha, ponieważ, gdy w końcu wszyscy zrozumieją, że miałeś rację, zaczną mówić, że to było od początku oczywiste.

W życiu możesz wybrać jedną z dwóch dróg: możesz rozpuścić się w głównym nurcie lub się wyróżniać. Aby się wyróżniać, musisz być inny; żeby być innym, musisz walczyć o to, by być kimś, kim nikt inny nie może być.

Alan Ashley-Pitt

I co Wy na to?

* Bardzo ciekawej, ale słabo przetłumaczonej, stąd ciężkiej w czytaniu. Swoją drogą, kwestia kiepskich tłumaczeń, które dawniej zwano „przekładami”, bo tłumacz wiedział, że przekład – jak kobieta – jest albo wierny, albo piękny, to temat na osobny artykuł.

** Temple Grandin jest naukowcem i pisarką, autystykiem, uratowanym przez matkę (która podążała swoją ścieżką!) przed dożywotnim pobytem w ośrodku opieki społecznej. Urodziła się bowiem w czasach, gdy standardową procedurą w przypadku stwierdzenia autyzmu było zalecenie oddania dziecka do ośrodka, bo „nic się nie da z tym zrobić”.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

3 komentarze

  1. Kornelia jak ja uwielbiam Cię czytać. Twoje teksty są jak miód na serce edumatki…serce,które wiecznie ma wątpliwości,choć wyrywa się na własne drogi. Dziękuję Ci,że piszesz i dla mnie nawet lepiej,że mniej niż więcej,bo chętniej sięgam pokilkakroć do każdego z artykułów,perełek,dzieł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *