Rachunek sumienia mamy w edukacji domowej

rachunek sumienia mamy w edukacji domowej by Kornelia Orwat

Doszłam ostatnio do wniosku, że aby nie zwariować, nie wpaść w depresję (a niechże ta ponura zimopodobna aura wreszcie się skończy!) i nie paść ofiarą wypalenia zawodowego, my – mamy w edukacji domowej powinnyśmy robić sobie od czasu do czasu następujący rachunek sumienia:

1. Czy dbam o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne uprawiając sport?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Bieganie z odkurzaczem, robienie zakupów ani wieszanie prania nie jest sportem.

2. Czy dbam o swoje zdrowie psychiczne zapewniając sobie odrobinę (a nawet więcej!) samotności każdego dnia?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Pobyt w toalecie nie liczy się. Nawet z książką.

3. Czy dbam o swój rozwój intelektualny czytając książki?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Czytanie podręczników i poradników dla rodziców nie liczy się.

4. Czy dbam o swoje małżeństwo, zapewniając sobie odrobinę (a nawet więcej!) wspólnej samotności bez dzieci?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Spanie w jednym łóżku nie liczy się.

5. Czy dbam o równowagę psychiczną uprawiając jakieś hobby?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Tworzenie pomocy naukowych, wymyślanie fajnych eksperymentów, zajęć i organizowanie wycieczek nie liczy się. Natomiast tak, praca zawodowa liczy się. Ale uwaga! Słowo klucz to „RÓWNOWAGA”. Drugie słowo klucz to „ODSKOCZNIA”. A trzecie słowo klucz to „KATHARSIS”.

6. Czy pamiętam, że „jedynie nudne kobiety mają idealnie czyste domy”?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: To, że „siedzisz” z dziećmi w domu nie oznacza, że musisz mieć zawsze posprzątane. Owszem, z pewnością oznacza, że sprzątasz na okrągło, ale… pamiętaj o entropii. Oraz o tym, skąd biorą się alergie.

7. Czy zachowuję umiar w organizowaniu dzieciom czasu?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Angielski, francuski, portugalski, chiński, suahili, skrzypce, chór, harfa, historia sztuki, warsztaty rzeźbiarskie, historia w muzeum, programowanie, judo, pływanie, rolki, taniec brzucha i jazda konna jako zajęcia dodatkowe to nie jest zachowanie umiaru.

Tak, wiem, że przecież nie chodzą do szkoły. Ale muszą mieć czas na przygotowanie się do egzaminów i, przede wszystkim, na zabawę, gry planszowe, pisanie opowiadań, czytanie książek, rozwiązywanie łamigłówek, rysowanie sukienek kucyków pony, robótki ręczne i chodzenie po drzewach.

8. Czy pamiętam o tym, że przebywanie z dziećmi 24 godziny na dobę nie oznacza, że spędzamy z nimi czas?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Cóż… Prowadzenie ożywionej dyskusji na Facebooku w czasie, gdy Twoje dziecko demonstruje Ci zbudowaną przed chwilą budowlę z klocków i kiwanie głową na znak, że Ci się podoba (budowla, nie dyskusja!), nie jest spędzaniem czasu z dzieckiem. Dodam jeszcze od siebie, że nie jest nim też pisanie w tym czasie artykułu na bloga.

9. Czy pamiętam o tym, że edukacja domowa jest, owszem, formą ucieczki od szkoły, ale nie po to, aby robić szkołę w domu?

Uprzedzając pytania, odpowiadam: Nie. Nie potrzebujesz w domu tablicy ani ławek. Wiem, farba tablicowa jest fajna, można pomalować sobie ścianę i napisać na niej np.: „keep smiling and don’t worry be happy” albo zanotować przepis na pizzę (a jeszcze lepiej – numer telefonu do pizzerii), ale umówmy się – używanie jej tak jak w szkole to pomyłka. Taką samą pomyłką jest zgrywanie nauczyciela i robienie dzieciom lekcji. Jeśli masz inteligentne dzieci to i tak się na to nie nabiorą i w najlepszym razie powiedzą: „Nooo Mamooo! Przecież ja już dawno znam na pamięć szkielet żaby i budowę przełyku pantofelka!”. W najgorszym – będą udawać, że nie słyszą dzwonka na lekcję…

10. Czy pamiętam o tym, że dwója to też ocena?

Jasne, teraz lepiej nie przyznawać się do niej w towarzystwie, ale za jakieś dziesięć, dwadzieścia lat taka dwójka będzie dla Twojego dziecka tym, czym jest teraz dla Ciebie opowieść o wagarach – powodem do dumy, do pokazania, GDZIE masz/miałaś to wszystko (jaka byłeś niezależna, nonkonformistyczna, pacyfistyczna, anarchistyczna i tak dalej).

11. Czy pamiętam o tym, że celem edukacji domowej nie jest wychowanie geniusza, tylko… wychowanie dobrego i szczęśliwego człowieka?

Wiem, kusi Cię pokazanie innym, że Twoje dzieci naprawdę się w tej edukacji domowej rozwijają fantastycznie, ale zastanów się, czy opowiadając wszem i wobec o tym, jakie to odnoszą sukcesy, nie robisz im niedźwiedziej przysługi. Etykietowanie dzieci przeważnie nie wychodzi im na dobre.

12. Czy pamiętam o tym, że celem edukacji domowej nie jest zdawanie egzaminów?

Oczywiście, ZDANIE egzaminów jest warunkiem posiadania zgody na edukację domową, ale nie może nam przysłonić prawdziwego celu edukacji domowej, jakim jest wychowanie uczciwego i szczęśliwego człowieka. Aha, i zaradnego.

13. Czy pamiętam o tym, że to NIE JA jestem obowiązana zdawać egzaminy?

Wiem, wiem, Wiosna Ludów w Europie czy lista urządzeń wejścia i wyjścia to naprawdę fascynujące zagadnienia i trudno powstrzymać się od wkucia ich na blachę, ale… Twoje dziecko może mieć inne zdanie na ten temat. Poza tym… patrz punkt 10., 11. i 12.

Jako pokutę napisz sto razy w zeszycie, że edukacja domowa to:

Nauka odpowiedzialności, wolności, miłości i dobrych relacji.
Czas na naukę, zabawę, podróże, hobby.
Sposób na… spokojniejsze życie.

A jeśli myślisz, że pierwsze i drugie wyklucza trzecie, zrób sobie jeszcze raz powyższy rachunek sumienia.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *