Dlaczego edukacja domowa?

Dlaczego edukacja domowa?

Dzisiaj, z okazji początku nowego roku szkolnego, który w naszej (i z pewnością nie tylko naszej) edukacji domowej zaczyna się na dobre po studencku, w październiku, chcę Was zachęcić do zadania sobie różnych ciekawych pytań.

Zaczynam od „dlaczego”*.

Dlaczego? Dlatego, że to pozwala dotrzeć do sedna. Do naszych potrzeb i emocji.


* Jest taka książka Simona Sinka, „Zaczynaj od DLACZEGO”, i choć przyznam, że tytuł mnie inspiruje, nie czytałam jej.


Na początek pozwólcie, że podzielę się z Wami moim małym studium przypadku.

Dlaczego piszę bloga? Bo mam natchnienie. Bo lubię mieć bloga. Dlaczego mam natchnienie? Bo tak. Dlaczego lubię mieć bloga? Bo lubię patrzeć, jak „spod” moich klawiszy wyłania się nowy tekst i jak fajnie to wygląda na stronie internetowej. Dlaczego lubię patrzeć, jak spod moich klawiszy…? Bo daje mi to radość i satysfakcję. Dlaczego daje mi to radość i satysfakcję? Bo to, co wyłania się spod moich klawiszy, jest dziełem – konkretnym, trwałym (miejmy nadzieję), wzbudzającym uczucia i emocje.

Te oto pytania – zaczynające się od „dlaczego” – zadawałam sobie niedawno, próbując podjąć decyzję, czy powinnam nadal pisać bloga (bo wciąż postrzegam tę czynność jako fanaberię…).

I oto, ku własnemu zdziwieniu (!), dostrzegłam, że u podstaw mojego „lubienia pisania bloga” leży… odwieczne marzenie człowieka o nieśmiertelności oraz potrzeba twórczości, która przecież, jako potrzeba samorealizacji, jest jedną z najważniejszych wyższych potrzeb człowieka!

(Ciekawe, czy mój blog, niczym malowidła naskalne, przetrwa tysiące lat?) W każdym razie poczułam się usprawiedliwiona i uprawomocniona tysiącami lat tradycji oraz odkryciami psychologii do tego, by bloga pisać.

Przy okazji odkryłam (a może sobie przypomniałam?), że potrzeba zarabiania i samo zarabianie na twórczości jest czymś, co określiłabym jako „efekt uboczny”. Nie tworzę dlatego, że chcę zarabiać! A jeśli tworzę, by zarabiać, to znaczy, że nie mam potrzeby twórczości, lecz… potrzebę zarabiania. Z drugiej strony, żeby tworzyć (czyli zaspokoić potrzebę wyższą), muszę mieć gdzie spać i co jeść (czyli mieć zaspokojoną potrzebę fundamentalną), czyli żeby tworzyć, muszę zarabiać. Albo mieć sponsora. Uff.

Jeszcze tu jesteście?

Więc tak. Takie jest moje studium przypadku.

Mój przykład na to, jak działa pytanie „dlaczego”. Moim zdaniem warto je zadawać jak najczęściej, nawet w przypadku zwykłych, codziennych decyzji, typu „Zjeść tę czekoladę?”.

A dlaczego zjeść? Bo chce mi się czekolady. A dlaczego chce mi się czekolady? Bo lubię jej smak. A dlaczego lubię jej smak? Bo jest smaczny. I tak dalej, aż dotrzemy do naszej potrzeby jedzenia smacznych rzeczy, i dojdziemy do wniosku, że równie smaczna, co czekolada (a o ileż zdrowsza!) jest surówka z kapusty. Która w dodatku (kapusta, nie surówka) rośnie w Polsce, a nie w Ghanie, więc jest patriotyczna i zero waste.

No dobrze, żarty żartami, ale w powyższym ćwiczeniu chodzi o to, by dostrzec, że u podstaw naszej potrzeby jedzenia czekolady leżą często nuda, pustka, smutek, chandra i jesienna szarówka. I brak ruchu. (OK, potrzeba jedzenia smacznych rzeczy też!)

Skoro więc wyjaśniliśmy sobie, na czym polega magia pytania „dlaczego”, spróbujmy odpowiedzieć sobie na tytułowe pytanie: dlaczego edukacja domowa?

„Dlaczego” w kontekście edukacji domowej dostało swoją należną pozycję w moich onegdaj na Faceboooku prowadzonych, bezpłatnych warsztatach o tym, jak dobrze zacząć rok szkolny w edukacji domowej i jak w ogóle dobrze zacząć edukację domową. Warsztaty różniły się głównie tytułem i – w związku z tym, że jedne prowadziłam na początku roku szkolnego, a drugie w jego trakcie – kontekstem.

Ale w obu chodziło w gruncie rzeczy o to samo. O pytania. Które teraz Wam przedstawię.

Zacznijmy od podstaw, fundamentów, na których będziecie budować: czy to Waszą edukację domową w ogóle, od początku, czy też wasz nowy początek w edukacji domowej, czyli nowy rok szkolny.

Dlaczego edukacja domowa? Dlaczego się na nią zdecydowaliście albo chcecie zdecydować? Co sprawiło, że o niej pomyśleliście? Może stoi za tym jakaś historia? Jaka to historia? Co Was w niej ruszyło, urzekło, zmobilizowało, zainspirowało? Jaki to miało czy ma wpływ na Waszą edukację domową?

Naszą historię edukacji domowej opowiedziałam kiedyś na pogaduszkach online.

Po co Wam edukacja domowa? Jakie cele chcecie osiągnąć? Zarówno te edukacyjne, jak i wychowawcze. Jakie cele chcesz, by osiągnęły Twoje dzieci? Jakie cele (osobiste) sam(a) chcesz osiągnąć? Jakie cele chcecie osiągnąć, jako rodzina?

Jakie masz wątpliwości i obawy w związku z edukacją domową lub nowym jej początkiem? Czego się boisz? (A co, jeśli…?) Jakie mity i przekonania na temat edukacji domowej leżą u podstaw tych wątpliwości i obaw? Jak możesz się z nimi rozprawić? (Proponuję metodę „5 x dlaczego”** – którą zastosowałam w moim przykładzie na początku tego artykułu).


** O tej metodzie bardzo fajnie opowiada Kasia Kędzierska w swoim krótkim filmie o tym, jak kupować mniej (który może być świetnym uzupełnieniem mojego poprzedniego artykułu :-))


Z czym sobie (po)radzicie w edukacji domowej bez problemu? Jakie są wasze mocne strony, talenty, możliwości (razem jako rodzina i każdego z osobna)? Jak je wykorzystacie w edukacji domowej?

Z czym sobie nie (po)radzicie w edukacji domowej? Gdzie poszukacie pomocy i wsparcia? Jakich narzędzi do tego potrzebujecie? Kogo do tego potrzebujecie? Gdzie to znajdziecie? Kto może Wam w tym pomóc? Jak? Ile to będzie kosztowało?

A teraz wizja.

Wiem, wiem, wizja brzmi dziwnie, ale chodzi mi o to, żeby nie działać na oślep. Żeby uświadomić sobie, jaki film wyświetla nam się w głowie na hasło „edukacja domowa”?

Jak sobie wyobrażasz Waszą (idealną?) edukację domową? Jeśli nie jesteście jeszcze w edukacji domowej, możesz zacząć od tego, jak sobie wyobrażasz edukację domową w ogóle? Co robi rodzina w edukacji domowej? Jak wygląda jej dzień, tydzień, miesiąc, rok? A teraz pomyśl, jak mogłoby to wyglądać w Waszym przypadku? Jak chciałabyś, żeby to wyglądało? Puść wodze wyobraźni, zaszelej, marz! Spisz to sobie! Zrób(cie) mapę myśli, marzeń, burzę mózgów. Potem zastanów(cie) się, co i jak możecie zrealizować. Czego potrzebujecie? Jakie działania musicie podjąć? Jakich narzędzi potrzebujecie? Kto i jak może Wam pomóc? Ile to będzie kosztowało?


Jeśli już jesteście w edukacji domowej, to powyższe ćwiczenia (bo bardzo polecam odpowiedzieć sobie na te pytania pisemnie!) pozwolą Wam wrócić do początków Waszej decyzji, do waszych fundamentów, i zobaczyć, co się zmieniło? Może odeszliście od pierwotnych założeń, może zgubiliście swoje cele w pogoni za… no właśnie, za czym? A może po prostu cele się Wam zmieniły? Może droga w nieznane, jaką jest edukacja domowa, zaprowadziła Was w rejony, których istnienia nawet się nie domyślaliście? Czy to dobrze, czy źle? Co z tym zrobicie?

No i na koniec wisienka na torcie, czyli granice i priorytety.

Bo jak cele, to i priorytety. Jak priorytety, to i granice. No bo jeśli moim priorytetem jest budowanie relacji z dziećmi, z każdym z osobna, to muszę wyznaczyć dni i godziny, w których poświęcę czas każdemu z osobna, tylko jemu i nikomu innemu. A w związku z tym muszę wyznaczyć granice wszystkim innym. I ludziom, i sprawom.
Czyli jeśli planuję (na przykład) chodzić na spacer z jednym z dzieci regularnie w określonym dniu i ramach czasowych, to rezerwuję ten czas jako „święty” i nienaruszalny, i choćby sto koleżanek z edukacji domowej dzwoniło z propozycją super hiper zajęć na ten dzień i godzinę, to nie ulegam, bo za chwilę obudzę się w rzeczywistości, w której to nie ja decyduję, co zrobię ze swoim czasem, lecz moje koleżanki.
I jeśli idę na spacer z dzieckiem A, to mówię dziecku B i C, a także mężowi oraz przyjaciółce, i mamie, i teściowej, że przez dwie godziny będę dla nich nieosiągalna. Mówię też telefonowi, żeby mi nie zawracał w tym czasie gitary, czyli albo go wyłączam, albo zostawiam w domu, albo chowam do torby i o nim zapominam, chyba żeby dzwonił w sprawie pożaru w kuchni, no to co innego.

Skoro już jesteśmy przy granicach, to jeśli moim celem jest być fajną mamą w edukacji domowej, to muszę zadbać o swój dobrostan i kondycję, zarówno fizyczną, jak i psychiczną i duchową, czyli o zaspokojenie swoich potrzeb (patrz początek tego artykułu i moje case study :-)).

A zatem wyznaczam sobie dotyczące tych potrzeb priorytety. I granice, które mają mi pomóc te priorytety realizować. Na przykład ja, teraz, po dwóch tygodniach posuchy, czyli niepisania niczego na bloga (choć natchnienie czasem cisnęło!), zamknęłam się w sypialnio-pracowni rodzicielskiej, ogłosiłam rodzinie, że „Mama nieczynna!”, poprosiłam, żeby „Nie przeszkadzać!” i od dwóch godzin stukam w klawisze niczym szalona.

(Dlatego proszę, wybaczcie mi, jeśli to, co piszę, wyda się Wam szalone!)

Wyznaczam granice. Z trudem, ale wyznaczam.

Ustaliłam sama z sobą, że aby zachować równowagę psychiczną, czuć się w pełni człowiekiem i nie spalać w zaspokajaniu potrzeb mojej rodziny, potrzebuję zaspokoić WŁASNE potrzeby. Również te wyższe. I moim priorytetem (realizującym potrzebę kreatywności) na dziś było napisanie nowego artykułu na bloga.

A zatem jest. Nowy artykuł, który jest trochę rozwinięciem infografiki, którą znajdziecie na samym końcu, a trochę streszczeniem warsztatów, o których wspomniałam wyżej.

Warsztatów, z których nagrania owszem, mam, i mogłabym je Wam udostępnić, ale…

Jako minimalistka in progress, zastanawiam się, czy warto Was nimi przytłaczać. Może nie potrzebujecie słuchać przez trzy godziny mojej paplaniny (wybaczcie rym) po to, by przemyśleć swoje fundamenty, wizję i priorytety dotyczące Waszej edukacji domowej.

Bo mniej znaczy więcej.
A może nawet… nie potrzebujecie niczego przemyśliwać? Jeśli tak, to po prostu działajcie. Zobaczcie, jak Wam idzie. Ale zatrzymujcie się czasem. Róbcie przerwy, odpoczywajcie.
Dajcie sobie czas i przestrzeń na to, żeby „przemyśliwanie” samo do Was przychodziło.

Niech przedstawione przeze mnie powyższe pytania gdzieś Wam w głowie, w sercu pracują. A odpowiedzi na nie przyjdą wtedy, kiedy będą gotowe.

Bo… prawdą jest, że czasami trzeba sobie zrobić i analizę SWOT, i zadawać ważne pytania, takie jak „dlaczego”, ale też prawdą jest, że:

Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.



Komentarze nadal (od wpisu na temat social mediów, z 30 maja 2022 roku), są wyłączone. Jeśli chcesz, możesz do mnie napisać na adres kontakt@korneliaorwat.pl

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.