O ekranach i ekranikach, czyli jak nam zżerają czas (!?)

ekrany i ekraniki by Kornelia Orwat

No właśnie. Zżerają czy nie?

Czy ekrany i ekraniki to zło i trzeba uciekać od nich jak niegdyś uciekano na widok pociągów i samochodów (podobno)?

Z ekranami i ekranikami jest jak ze wszystkim – nadmiar może zaszkodzić. Tylko… skąd mamy wiedzieć, że już jest nadmiar? Skąd mamy wiedzieć, czy godzina dziennie bajek na komputerze dla ośmiolatka to nie jest za dużo? Skąd mamy wiedzieć, czy sprawdzanie Instagrama co godzinę (tylko chwilka, chwilunia), to normalka, czy już nałóg?

Wiecie co? Myślę sobie, że my to doskonale wiemy.

To intuicja nam podpowiada, czujemy to podskórnie. Że już trochę za dużo, za długo przed tymi ekranami czy ekranikami tkwimy. Że nasze dzieci za dużo tych online atrakcji mają. Tyle że my tę intuicję doskonale umiemy zagłuszać! My tej intuicji nie ufamy, my jej mówimy:

– No co ty! Weź przestań, przecież muszę pracować! A po pracy potrzebuję relaksu! A moje dziecko przecież się na komputerze uczy, no a potem… niech sobie pogra dla rozrywki.

Zagłuszamy tę intuicję, bo tak jest wygodniej i łatwiej.

Łatwiej jest żyć bez wyznaczania sobie granic, jeśli chodzi o korzystanie z ekranów i ekraników. A przecież wyznaczamy sobie granice (mam nadzieję), jeśli chodzi o słodycze czy używki!

Wiem, że teraz mnie zakrzyczycie, że jak to, że się nie da, bo jest pandemia i wszystko online. No tak. Wszystko online. Zaraz, zaraz… na pewno wszystko?!

(No dobrze, spotkania ze mną są online, ale ja to nie wszystko, prawda?)

A na moich wczorajszych Poniedziałkowych Pogaduszkach gadałam o tym, jak to u nas z ekranami i ekranikami sprawa wygląda. Zapomniałam tylko dodać, że ja – we własnej osobie – dorobiłam się cieśni nadgarstka i łokcia tenisisty, i to raczej nie (a przynajmniej nie tylko) z powodu nieumiarkowanego szydełkowania czy zmywania naczyń, tylko z powodu nadużywania komputera i smartfona (no, pracuję przecież!).

Przypomniało mi się tutaj powiedzonko ze szkoły: Ucz się ucz, a garb sam ci wyrośnie. Taaak. Pisz tego bloga pisz, siedź na tych soszjalach siedź, a ręka ci sama zwiędnie. Z powodu tej „zwiędniętej” ręki (prawa, a jakże) intensywnie obmyślam plan działania na najbliższe miesiące, jeśli chodzi o bloga, i jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale muszę zaplanować dłuższe okresy detoksu od ekranów. Detoksu, o którym również mówię w Pogaduszkach.

Mówię w nich o pokoleniu ze spuszczoną głową, o tym, jak dobrze mi było na wakacjach bez smartfona i o tym, że jak byłam mała i nawet już całkiem duża, to jeszcze nie było ich (smartfonów) na świecie (trudno w to uwierzyć, prawda?!). Mówię też o tym, jak to u nas jest z ekranami i ekranikami. Szczerze i bez ściemy.

I nie myśl sobie, że demonizuję te ekrany.

Nie, wcale nie. Wiem, jakie są pożyteczne. Ile dobrego robią. Jak ułatwiają życie. Hm… Tak jak – nie przymierzając – kawa. Jak ja bym bez niej żyła?! Oj słabo, słabo. Ale przecież nie daję jej do picia dzieciom, a i sama też się z ilością wypitych kubków pilnuję.

***

W Pogaduszkach odwołuję się do kilku źródeł. Oto one:

  1. Artykuł „Pokolenie ze spuszczoną głową” Magdaleny Nowickiej – Franczak („Wiedza i Życie”, nr 7 (1027))
  2. Notka „Facebook nie szkodzi” (dział Psychopedia magazynu „Coaching”, nr 2 / czerwiec – sierpień 2020)
  3. Książka „Skup się” Leo Babauty

W Pogaduszkach o tym nie wspominałam, ale polecam też książkę „Jak zerwać ze swoim smartfonem?” Catherine Price. Ja mam ją na Legimi (link partnerski) i czytałam na… smartfonie.

Na Pogaduszkach wspominam o tym, że na Instagramie da się sprawdzić, ile czasu tam (na Insta) spędziliśmy, tylko nie pamiętam, gdzie się ta funkcja znajduje. Otóż sprawdziłam. Wchodzimy do swojego „bio”. W prawym górnym rogu mamy menu, czyli trzy poziome kreseczki. Klikamy, przechodzimy do zakładki „Twoja aktywność” i już. Widać, ile czasu zmitrężyliśmy, ojojoj. Aha. Ja mam tę funkcję u siebie na koncie, ale niekoniecznie ty masz to samo. Bo, po pierwsze, ja używam konta firmowego, a po drugie – Instagram testuje różne funkcje i czasami interfejs wygląda różnie u różnych osób.

No. A jeśli czytając dwa ostatnie akapity zastanawiałaś się, czy dobrze się czuję, to gratuluję! Na pewno nie grozi ci uzależnienie od smartfona! Hurra!

Do zobaczenia (przeczytania) za tydzień! I życzę Ci dobrego nowego roku szkolnego!

Ps
Doszłam do wniosku, że będę zwracać się do czytelników per ty, zamiast per wy, jak dotychczas, bo to jakoś dziwnie brzmi: „Na pewno nie grozi wam uzależnienie od smartfona!” Prawda? No bo, kurczę blade, jednemu grozi, a drugiemu – nie. W związku z tym przejściem na ty, pojawił się dylemat, czy ty – to czytelnik, czy czytelniczka. Zatem przyparta do muru decyduję się na wersję: ty – czytelniczka. Bo jestem kobietą i wiem, że czyta mnie więcej kobiet, niż mężczyzn. Ale wszystkich mężczyzn – czytelników bardzo sobie cenię i lubię, i zapraszam. I proszę o wyrozumiałość! (I tak macie lepiej, bo wszędzie wersją obowiązującą jest wersja: ty – czytelnik).

ps2
Jakieś dwa lata temu zrobiłam sobie detoks od Facebooka, tutaj możesz przeczytać, o co poszło.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *