Już dawno planowałam napisać o naszej biblioteczce, bo bardzo często pytacie w mejlach i nie tylko, co czytają nasze dzieci.
Oczywiście czytają nie tylko książki, które mamy w domu, i nie tylko dziecięco-młodzieżowe, bo młodzież najstarsza sięga też na naszą półkę z książkami.
Prawdę mówiąc, chłopaki mają Legimi. Ja też mam Legimi. Bardzo polecam Legimi, a dlaczego – napisałam w nowym artykule-zakładce, w którym polecam różne rzeczy. Od czasu gdy mamy Legimi, zaniedbaliśmy chodzenie do bibliotek. Nie wiem – czy to dobrze?
Naszła mnie faza na polecanie. Wszyscy blogerzy mają teraz fazę na polecanie, bo Święta coraz bliżej i zaczyna się gorący okres zakupowy.
A bloger też człowiek (pracujący) i chce trochę zarobić, dlatego naszpikowałam tę naszą wirtualną biblioteczkę linkami afiliacyjnymi jak świąteczny piernik bakaliami. (Prawdę mówiąc, jeszcze nie upiekłam piernika, a poza tym nie szpikuję go bakaliami, bo dzieci nie lubią. Bez łaski.)
W zasadzie nie lubię zachęcać do zakupów, bo sądzę, że ludzie nie potrzebują coraz więcej i więcej rzeczy, ale… niektórych rzeczy naprawdę się potrzebuje, choćby było się minimalistą i zerołejsterem.
Na przykład potrzebuje się KSIĄŻEK!
Czytanie to u nas temat trochę kontrowersyjny, bo dzieci czytają ciągle i wszędzie. Przy jedzeniu, przy myciu zębów, przy ubieraniu się… W dodatku chłopcy toczą walki o czytnik e-booków (o, taki!), bo zepsuł się tablet Cyryla, o który z kolei toczyli walki zanim Sergiusz dostał na urodziny czytnik.
Z jednej strony cieszymy się, że dzieci dużo czytają. Z drugiej – mamy zasadę, że przy stole (przy wspólnych posiłkach) nie czytamy. Jesteśmy też zdania, że trzymanie czytnika w jednej ręce – a szczoteczki do zębów – w drugiej, prowadzi do obniżenia efektywności zarówno mycia zębów, jak i czytania, a przy tym naraża czytnik na uszkodzenie (czytaj: oplucie).
Z trzeciej strony… sama czasem czytam coś na smartfonie podczas mycia zębów lub innych czynności łazienkowych, których nie będę teraz precyzować. (W każdym razie pod prysznicem nie czytam).
Mówiąc krótko: Czytamy. Dużo.
Oto lista (kilka list, bo podzieliłam książki na kategorie) naszych książek dla dzieci i młodzieży.
Tych, które mamy na półkach w domu i w Legimi. Oto nasza biblioteczka. Biblioteczka staroci, bo nowości mamy niewiele. Nowości ściągamy na Legimi albo dokupujemy przy różnych (nielicznych) „okazjach prezentowych”.
Mała dygresja.
Powiem szczerze, że obfitość książek w ksiągarniach przyprawia o zawrót głowy. O zachwyt też, bo są tak pięknie wydane! Jednak ściany w domu nie są z gumy, poza tym… nie można mieć wszystkiego, a jeszcze poza tym – i tu jest pies pogrzebany – nie wszystkiemu co nowe i ładne ufam na tyle, żeby kupić w ciemno i dać dzieciom.
Dlatego, jak inżynier Mamoń, najbardziej lubię to, co znam, czyli klasykę. Dlatego tyle mamy staroci.
Ale jeśli macie ściany z gumy i ufacie np. mojej przyjaciółce Bubie z Bajdocji (ja jej ufam!) to zerknijcie na jej bloga, na którym poleca wiele dobrych nowości książkowych dla dzieci i młodzieży. Inną znaną i lubianą recenzentką książek dla dzieci jest Bibi z bloga Made by Bibi. Jej też ufam.
Wracając do listy.
Nie obejmuje ona książek edukacyjnych i popularno-naukowych. O nich napiszę innym razem, ale nie wiem kiedy, bo przygotowanie tego artykułu zajęło mi trzy dni (a ani dom się sam na Święta nie posprząta, ani wspomniane pierniki bez bakalii nie upieką).
Zastanawiałam się jak podzielić zbiór, ale doszłam do wniosku że najbardziej dla Was użyteczny będzie podział na kategorie wiekowe. Moje autorskie kategorie wiekowe, czyli według naszych dzieci.
Wyodrębniłam też kategorię humorystyczną, bo choć inne książki z listy też bywają zabawne, to mamy kilka naszych ulubionych „rozweselaczy”. Zrobiłam osobne spisy książek z wierszami dla dzieci oraz baśni i legend. Oraz jeszcze bardziej osobną kategorię MOICH ulubionych książek dla dzieci i młodzieży, które tak naprawdę są dla dorosłych.
Gotowi? Do czytania! Start!
Patrycja (7 lat):
- „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren. Wydanie identyczne jak nasze – moje i siostry – z dzieciństwa, sczytane do granic możliwości. Pati czyta to na okrągło.
- „Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza„. Patrycja ją uwielbia. Ostatnio codziennie czytam jej przed snem. Naprawdę genialna książka! Mądra i zabawna.
- „Pippi Pończoszanka” Astrid Lindgren. Mamy co prawda inne wydanie, ale to też jest dobre. Czytamy przed snem czasem dla odmiany od Madiki. Osobiście wolę Madikę. Pippi jednak zbyt nieprawdopodobna dla mnie. Wiem, nie jestem siedmiolatką…
- „Emil ze Smalandii” Astrid Lindgren. Dawno nie czytałam, ale jakoś nie przepadam. No ale przecież nie jestem siedmiolatką. Ani siedmiolatkiem.
- Seria „Świat w obrazkach” wyd. Olesiejuk. Mamy prawie całą serię, a pierwszą książeczką, którą kupiliśmy, było „Ludzkie ciało” i jest zdarte maksymalnie, bo ma już pewnie ze dwanaście lat. Właściwie powinnam tę serię umieścić w następnej części zestawienia, bo to popularno-naukowe, ale cóż, kiedy ulubione Patrycji…
- Seria „Zaopiekuj się mną” Holly Web. Dostaliśmy zestaw chyba dwudziestu książeczek od starszej kuzynki Patrycji. Dla mnie te książeczki różnią się od siebie tylko tym, że niektóre są o kotkach, a inne o pieskach. Ale Patrycja kocha je wszystkie.
- Seria „Basia” Zofii Staneckiej. Urocze i życiowe. Teraz jest nowa seria dla ciut starszych dzieci, w sam raz dla Patrycji.
- Seria o Neli podróżniczce. Szczerze mówiąc, nie czytałam tego, ale Patrycja bardzo lubi i czasem opowiada mi jakieś ciekawostki.
- Seria o Martynce. Jako dziecko miałam kilka „Martynek” po francusku, przywiezionych przez ciocię z Francji, więc mam do nich ogromny sentyment, a polskie wersje w tłumaczeniach Wandy Chotomskiej są całkiem miłe.
- Seria „Bajki Baletowe”. Książeczki, w których pierwsza część opowiada baśń, na której oparto balet, druga – opowiada o tym, jak powstał, zaś trzecia – o kompozytorze i choreografie. Dla małych, i nie tylko małych koneserów i koneserek baletu.
- „Nasza Mama Czarodziejka” Joanny Papuzińskiej. Uroczy klasyk dla dziewczynek i nie tylko.
- „Zimowa wyprawa Ollego” Elsy Beskov. Klimatyczna i w tekście i w ilustracjach krótka opowiastka do poczytania przed snem. Patrycja bardzo ją lubi. Może dlatego że teraz o prawdziwej śnieżnej zimie dzieci mogą tylko pomarzyć?
- „Listy od Felixa” Annette Langen i Constanzy Droop. Bardzo interesująca, interaktywna książka (trzeba tylko uważać, żeby nie pogubić listów).
- Serie: „Poczytaj mi Mamo” i „Moje książeczki” wyd. Nasza Księgarnia. Ktoś, kto wychował się na mini książeczkach „Poczytaj mi Mamo” nie może tego nie wielbić. Ale nasze dzieci TEŻ baaaardzo lubią! Do czytania na głos, koniecznie.
- „Karolcia” i „Witaj Karolciu” Marii Krüger. Znacie, znacie. Przeczytajcie znowu z dziećmi, a nie pożałujecie.
- „Opowiadania bożonarodzeniowe i adwentowe” Bruno Ferrero. Bardzo poruszające i mądre, idealne na czas Adwentu. Mamy sporo książeczek tego autora, np. taką serię, o!
- „Sceny z życia smoków” Beaty Krupskiej. Klasyk, którego nie znałam zanim nie dostaliśmy jej w prezencie. Bardzo sympatyczne i zabawne. Świetnie napisane.
- Seria „Mała księżniczka” Tony Rossa. O! Znacie filmiki dla dzieci p.t.: „Świat małej księżniczki”? To właśnie to, tylko w wersji książkowej. Małe dziełka sztuki dla małych dzieci (Patrycja darzy je sentymentem i czasem do nich wraca). Wygląda na to, że te wydania, w których posiadaniu jesteśmy, są niedostępne w internetach, ale za to znalazłam dla Was wersję angielską jednej z tych książeczek.
- „Gucio i Cezar” Krystyny Boglar i Bogdana Butenko. Osobiście tego nie trawię i nie rozumiem, ale dzieciom się podoba.
- „Charlie i Fabryka Czekolady” Roalda Dahla. Świetne do poczytania w Adwencie. Dla dzieci, które wszysko mają i chcą jeszcze. Dla dorosłych, którzy wszystko… itd.
- „Matylda” Roalda Dahla. Tego jakoś nie zmogłam, przekracza moje granice dobrego smaku i poczucia humoru, ale dzieci nie wiedzą o co mi chodzi i lubią.
- „Gdybym był dorosły” Evy Janikovszky. Genialne, króciutkie, proste i dowcipne. Dla dzieci od 0 do 100 lat.
- „Proszę słonia” Luwika Jerzego Kerna. Też genialne! Mamy i książkę (tylko inne wydanie), i film animowany , w którym głosu użyczają aktorzy tacy jak Irena Kwiatkowska, Krystyna Sienkiewicz, Wiesław Michnikowski i Mieczysław Czechowicz. Klimaty, jakich nie znajdziecie na Cartoon Network ani Disney Channel.
- „Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Moja ukochana książka z dzieciństwa. Czy kogoś to dziwi?
- „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burrnet. Piękne, ale raczej dla dziewczyn. Sergiusz powiedział że nudy.
- „Kubuś Puchatek” A. A. Milne’a. Moim skromnym zdaniem najlepsze jest tłumaczenie Ireny Tuwim. I oczywiście oryginalne ilustracje.
- „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Marii Konopnickiej. No dobra. Wiem że to staroć, że Konopnicka jest un peu passé, ale jakiż to ma wdzięk! Z ilustracjami Jana Marcina Szancera – dla mnie cudo. Zdecydowanie do czytania dzieciom na głos, bo trzeba wyjaśniać nieznane słowa. No ale nie namawiam.
- „Przygody Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego. Też staroć, ale warto znać i się pośmiać.
- „Bromba i inni” Macieja Wojtyszki. Jedna z ulubionych książeczek mojego Męża, bo to TEN typ poczucia humoru. A poza tym, Malwinka i Fikander to najbardziej romantyczna para literatury dziecięcej ever!
- „Tajemnica szyfru Marabuta” Macieja Wojtyszki . Mam egzemplarz jeszcze z dzieciństwa, z okładką taką jak ten e-book. Styl i humor specyficzny, chyba bardziej dla chłopców, aczkolwiek pamiętam że lubiłam. Odjechane.
- „Ferdynand Wspaniały” Ludwika Jerzego Kerna. Chyba jeszcze bardziej odjechane. „Zbudź się Ferdynandzie” według Sergiusza nawet bardziej.
Cyryl (11 lat) i Sergiusz (14 lat):
- Seria „Felix, Net i Nika” Rafała Kosika. Nieee no! Kosika mam reklamować?!
- Serie „Baśniobór” i „Pięć królestw” oraz „Wojna cukierkowa” Brandona Mulla. Nie znam, nie czytałam, ale widocznie niezłe.
- Serie: „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, „Olimpijscy herosi” i „Kroniki rodu Kane” Ricka Riordana. Czytałam pierwszą z nich i świetnie się bawiłam!
- Seria „Chowańce” Adama Jay Epsteina i Andrew Jacobsona. Nie czytałam. No ale… jak wyżej.
- Seria „Drużyna” Johna Flanagana. Jak wyżej.
- Cykl „Dziedzictwo” Christophera Paoliniego. Czytałam „Eragona”, czyli pierwszą część. Fajne i wciągające, ale jakoś nie aż tak jak „Percy Jackson”. Chyba rzeczywiście dla nastolatków, a nie ryczących czterdziestek.
- Seria „Zwiadowcy” Johna Flanagana. Nie czytałam, ale podobno wszystkie nastolatki za tym przepadają. Nie mogą się mylić, prawda?
- „Nie kończąca się historia” Michaela Ende. Przyznam, że książki nie czytałam. Ale za to film! Sami wiecie. Sergiusz mówi że książka zdecydowanie lepsza od filmu. Jak zwykle.
- „Tajemnica zielonej pieczęci” Hanny Ożogowskiej. Nie no, co tu namawiać? Pamiętacie jak chodziliście do podstawówki? To dajcie dzieciom posmakować tego świata. My mamy TO wydanie z 1983 roku.
- „Szatan z siódmej klasy” Kornel Makuszyński. Lektura szkolna. Jedna z fajniejszych.
- Seria o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego. Ech, te czasy! Ta rzeczywistość. Ten język. To se ne wrati. (Nieeee, za PRL-em nie tęsknię. To tylko sentyment.)
- „Momo” Michaela Ende. Dziwna książka. Mądra i mnie zachwyciła, ale dla dzieci trudna. Raczej dla starszych.
- „Księga dżungli” Rudyarda Kiplinga. Wydanie z ilustracjami Józefa Wilkonia jest prawdziwym dziełem sztuki! Mamy i książkę, i audiobooka.
- „Władca pierścieni” Tolkiena. No dobrze. Powiem to: nie czytałam! Ale wszyscy kochają, nasi chłopcy też.
- „Podróże Alicji” Kir Bułyczow. Do upolowania w antykwariatach albo u bukinistów. Albo w bibliotece. Zabawna książeczka s-f dla młodszych dzieci.
- „Mój księżycowy pech” Jerzy Broszkiewicz. Jak wyżej.
- „Winnetou” Karola Maya. No sorry Winnetou, ale TO trzeba znać.
- „Opowieści z Narni” Clive’a Staplesa Lewisa. To też. Adwent to dobry czas na taką lekturę.
- Seria komiksów „Thorgal” Rosinskiego i Van Hamma. Ktoś, kto ma tyle lat co ja i nie zna Thorgala… Niechaj żałuje!
- „20 000 mil podmorskiej żeglugi„, „Tajemnicza wyspa„, „Podróż do wnętrza ziemi” i „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne’a. Klasyka.
- Opowiadania i powieści s-f Janusza Zajdla (np. „Paradyzja„, „Feniks” i Roberta Sheckleya (np. „Pielgrzymka na ziemię„) i Andrzeja Pilipiuka („2586 kroków„). KLASYKA.
Kategoria humor i satyra:
- Seria „Calvin i Hobbes” Billa Watersona. GENIALNE! KOCHAMY! WIELBIMY!
- „Klara. Proszę tego nie czytać” i „Klara. Słowo na Szy.” Marcina Wichy (w 2019 roku wyszła „Wielka księga Klary”, w której są obie części). Znamy na wyrywki na pamięć. Zaśmiewamy się i cieszymy że omijają nas opisywane szkolne absurdy. Inne nas nie omijają, ale też śmieszą w wersji Wichy.
- Seria o Mikołajku Sempego i Goscinnego. No ba! Znaczy szapo ba!
- Seria „Tytus, Romek i Atomek” Henryka Jerzego Chmielewskiego. Też no ba!
- Kultowe komiksy Tadeusza Baranowskiego: „Bąbelek i Kudłaczek” i „Orient Men„, „Profesorek Nerwosolek”. Mamy zbiorek pt.: „Skąd się bierze woda sodowa.” Jako dziecko tego nie rozumiałam. Ale naszych chłopaków bardzo bawią, a mnie przy tym też. Tekst „W CZASIE, gdy ja podróżuję, zaparz mi herbaty, Entomologio” to nasz stały domowy greps.
Wiersze (wiersze obowiązkowo czytamy na głos!):
- Danuty Wawiłow (nie jest to dokładnie to wydanie które mamy, ale z tej samej pięknej serii wydawnictwa Nasza Księgarnia), Natalii Usenko (wierszy nie znalazłam w necie, o dziwo!, ale znalazłam „Kopnięte Królestwo, które nasze dzieci znają ze „Świerszczyka” i lubią), Wandy Chotomskiej, Ludwika Jerzego Kerna i Juliana Tuwima (Mamy różne stare wydania, ale mam wielką chrapkę na to – dla dzieci, a dla nas, dorosłych i nastolatków: znakomite „W oparach absurdu„!)
- „Nowe patyki i patyczki” ks. Jana Twardowskiego (nasze dzieci też zbierają patyki i patyczki, jak bohater jednego z wierszy)
- „Akademia Pana Kleksa” (My mamy inne wydanie, ale to z ilustracjami Jana Marcina Szancera jest przepiękne) i „Brzechwa dzieciom” Jana Brzechwy (nie mogę znaleźć naszego egzemplarza, ale znalazłam na ceneo „stare” wydanie, które pamiętam z dzieciństwa i moim zdaniem jest najpiękniejsze!)
- „Siedem łyżeczek” ks. Jana Twardowskiego (wiersze i opowiadania o rodzinie, dowcipne i z łezką).
Baśnie i legendy (tę kategorię też lubię czytać dzieciom na głos, bo często zdarzają się, że dzieci czegoś nie rozumieją):
- „Legendy warszawskie” Artura Oppmana. Naprawdę piękne, Patrycja bardzo lubi!
- „Legendy polskie” Wandy Chotomskiej. Mamy inne wydanie, ale to też wygląda ładnie.
- „Legendy krakowskie” praca zbiorowa wyd. Ibis. Nie powala pięknością, ale jest OK, no i legendy krakowskie to legendy!
- „Klechdy Sezamowe” Leśmiana w wydaniu, jakie znam z dzieciństwa. Ech, znów te sentymenty!
- „Opowieści z zaczarowanego lasu” Nathaniela Hawthorne’a. My mamy bardzo stare wydanie, którego już się pewnie nie kupi, ale za to można kupić wersję audio. Pięknie zrealizowana i aktorsko, i muzycznie, seria słuchowisk wydawnictwa Buka na podstawie książki Hawthorna. My mamy tylko jedną część: „Dziecięcy raj„. Polecam.
- „Baśnie” H. Ch. Andersen. To też mamy w wersji „antyk”, ale znalazłam dla Was bardzo ładne wydanie wyd. Media Rodzina z 2005 roku, w nowym tłumaczeniu, specjalnie na 200 rocznicę urodzin pisarza.
- „Ilustrowane baśnie z różnych stron świata” w opracowaniu Lesley Sims, wyd. Olesiejuk. O tym, jak nasze dzieci ją lubią niech świadczy fakt, że jest już mocno sfatygowana. Każda baśń zilustrowana i opwiedziana przez innego autora. Każda w swoim specyficznym, niepowtarzalnym stylu. Naprawdę dobre! Dla młodszych dzieci.
- „Zaklęty pierścień. Baśnie, podania i legendy polskie” zebrała Maria Kochanowska wyd. Nasza Księgarnia, 1982 rok. Wśród autorów: Józef Ignacy Kraszewski, Jan Kasprowicz, Gustaw Morcinek, Maria Krüger, Artur Oppman, Ewa Szelburg-Zarębina. Dla koneserów lubiących czytać dzieciom na głos, do czego zachęcam.
Ostatnia kategoria, czyli MOJE ulubione:
Muminki Tove Jansson. Fundnęłam nam kiedyś wszystkie części ascetycznego białego wydania Naszej Księgarni z 2007 roku i czytałam namiętnie dzieciom na głos tak długo, aż się zakochałam. W Muminkach i ich zwariowanym, niesamowicie bliskim mej duszy świecie. To tak naprawdę lektura dla dorosłych, którzy zapędzili się w codzienności i ambicjach (O właśnie! Dawno nie czytałam Muminków!).
oraz
Ukochana Astrid, czyli zestawik, który fundnęłam niedawno sama dla siebie, a przy okazji dla dzieci. W skład zestawu „Astrid” wchodzą:
- „Dzieci z wyspy Saltkrakan„. Czytałam przez pół nocy i płakałam jak bóbr.
- „Ronja córka rozbójnika„. Jak wyżej.
- „Braciszek i Karlsson z dachu”. Czytałam, ale już nie pamiętam. Dla młodszych dzieci. (Tej książki akurat nie ma w sklepach internetowych, ale za to jest „Karlsson z Dachu„.
- „Lotta z ulicy Awanturników„. Czytałam setki razy dla Patrycji przed snem. Dla młodszych dzieci, ale takie 40+ też się mogą pośmiać.
- „Przygody dzieci z ulicy Awanturników„. Jak wyżej.
- „Bracia Lwie Serce„. Piekne, ale jednak dla starszych dzieci. Patrycja się bała.
- „Razmus i włóczęga„. Jeszcze nie czytałam, Patrycja też nie, ale Cyryl mówi że mu się podobało.
- „Razmus, Pontus i pies Toker„. Jak wyżej.
- „Przygody Detektywa Blomkvista„. Jeszcze nie czytałam, ale na pewno fajne. Przecież to Astrid.
KONIEC. Dużo czy mało? Chyba wystarczająco. W razie czego są biblioteki. I Święty Mikołaj.
Dla porządku podam, że książki zamawiam praktycznie zawsze na Bonito.pl (to akurat nie jest link afiliacyjny) z wyjątkiem tych, które zamawiam w sklepie wydawnictwa Nasza Księgarnia (to też nie), gdzie mają czasem świetne rabaty.
A jeśli oprócz książek zapragniecie podarować sobie czy bliskim coś jeszcze, to zerknijcie na moją listę prezentów zero waste, którą zrobiłam rok temu i jest to lista uniwersalna i ponadczasowa.
Miłego prezentowania! Tylko nie zapomnijcie, co jest najważniejsze w Święta.
Z sentymentem przeczytałam listę, bo jestem wiekowo zbliżona do Ciebie. Polecam Wam stronę https://aros.pl/ i ofertę Wydawnictwa Zielona Sowa (która w Arosie jest w dobrych cenach).
No tak już jest, że sentymenty z dzieciństwa mocno się trzymają i mają duży wpływ na to, co serwujemy dzieciom. Ale to chyba dobrze 🙂 Dzięki za polecajkę.
O, jak mi miło 🙂
Z dwóch powodów (powiem tylko na ucho w MG – kiedy? 😉
Ale polecam (lub nie) nie tylko nowości ;-p
Bardzo dziękuję za listę, muszę sobie coś z tego wybrać dla dziecka. Ostatnio czytałam mu właśnie „Dzieci z Bullerbyn”, choć obawiałam się, czy zrozumie w ogóle o czym jest ta książka, na czym polega jej urok. Ale zrozumiał. Gdy przeczytałam mu rozdział o tym, jak chłopcy zbudowali korytarze w sianie, to przypomniało mi się, że gdy byłam mała, to natchniona tą lekturą u dziadka na wsi też próbowałam zbudować taki labirynt. I nie dało się. Po prostu bujda na kółkach. Serio 🙂
U nas w domu triumfują książki z serii „Biuro detektywistyczne Lassego i Mai”. Z mojego dzieciństwa lubię też czytać dziecku „Przygody Nieumiałka i jego przyjaciół” Mikołaja Nosowa – cudowna książeczka o małych ludzikach z przekazem z tle, że dobrze jest pracować kolektywnie 🙂
O! To ciekawe z tym sianem. Też mi się wydawało mało prawdopodobne robienie tych korytarzy ale myślałam że może oni w Szwecji mieli jakiś inny system składowania tego czy coś?
Co do Lassego i Mai to mieliśmy kiedyś sporo tomików ale po namyśle oddaliśmy do biblioteki bo wszystkie były „wyczytane” i uznałam, że nie jest to książka, do której dzieci będą wracać.
No a teraz Patrycja podrosła i pewnie by poczytała 🙂 No nic, będziemy pożyczać 🙂