„Naród, który nie zna swojej przeszłości, umiera i nie buduje przyszłości.” – powiedział Jan Paweł II.
Nie jestem wielbicielką uroczystości państwowych i defilad wojskowych. Jednak dziś jest wielkie święto! Jestem wzruszona i czuję, że muszę upamiętnić ten dzień pisząc tutaj choć kilka słów.
Bo nie mogę nie cieszyć się, że dożyłam setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Niepodległości odzyskanej po stu dwudziestu trzech latach niewoli! Niewoli, w czasie której, bywało, polskie dziewczyny nawet do ślubu szły w czarnych sukniach, na znak żałoby narodowej.
Bo nie mogę nie wzruszać się, śpiewając tego dnia Hymn Państwowy. Bo przywołuje on myśli o tych, którzy oddali życie walcząc o Niepodległą. I tak. Wiem – brzmi to patetycznie. Sama dziwię się, że piszę te słowa. Bo ileż razy słyszałam te „nadęte” przemówienia, kazania, wykłady, w których mówiono właśnie o „tych, którzy oddali życie walcząc o Niepodległą”!
Ale dopiero niedawno „ci, którzy oddali życie walcząc o Niepodległą”, stanęli w mojej wyobraźni jak żywi. Zobaczyłam ich. Mężczyzn, chłopaków. Mężów, ojców, synów, braci. Zobaczyłam ich kobiety, matki, żony, siostry, jak robią im znak krzyża na czole i żegnają ich. Zobaczyłam je, jak czekają, modlą się, żyją w lęku, a potem w żałobie. Zobaczyłam oczyma wyobraźni te kobiety, które złożyły w ofierze swoich mężczyzn, mężów, synów, braci.