Dlaczego tak mało piszę na bloga? (plus anegdota o edukacji domowej)

Dlaczego tak mało piszę na bloga by Kornelia Orwat

Ja wiem, że nie powinnam się tłumaczyć, ale jednak…

Przyznam, że miewam natchnienie, przebłyski typu: O! Muszę o tym napisać na bloga! Ale po chwili przychodzi otrzeźwienie. No nie muszę. Mogę, owszem, ale właściwie po co? Czy ktoś czeka na moje przemyślenia? Albo inaczej: Czy ktoś będzie miał poczucie, że czegoś mu w życiu brak, jeśli na moim blogu będzie pusto?

No nie wiem.

Tak, że ten. Odkąd wciągnęło mnie robienie na drutach, pisanie poszło w odstawkę.

Myślę, że po prostu zmienił się sposób, w jaki zaspokajam swoją potrzebę kreatywności. A przy tym – może dlatego, że robiąc na drutach, mam sporo czasu na myślenie – coraz częściej myślę, że pochłaniamy zbyt wiele informacji. Otacza nas zbyt wiele słów. Szczególnie teraz, gdy żyjemy z przyklejonym do ręki niestrudzonym, całodobowo działającym dostarczycielem informacji i słów. Słowa, słowa, słowa! I zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia!

Więc: Czy potrzebujemy tych słów i zdjęć jeszcze więcej? Czy muszę przykładać do tego rękę? Czy nie lepiej, zamiast faszerować się tym, co mają do powiedzenia inni, najczęściej zupełnie obcy i nie zawsze mądrzy ludzie, wsłuchać się w swoje WŁASNE myśli, albo w to, co mają nam do powiedzenia najbliżsi?

(A propos tego, co mają nam do powiedzienia najbliżsi, to mój wywiad z Patrycją jest nagrany, tylko wciąż nie zapisany. Ale będzie. Niedługo. Coraz niedłużej.)


Z powodu mojego zainteresowania robótkami znów sporo przeglądam Instagram. Cóż za targowisko próżności! Najgorsze, że zaraźliwe.

Obejrzałam wreszcie film „The social dilemma” i znów zaczęłam myśleć o usunięciu swoich kont w social mediach. Pada tam takie zabawne (hehe, ach jakie zabawne) zdanie (przytaczam z pamięci): Sprawdzasz pocztę mejlową w telefonie przed porannym siusiu czy w trakcie? Bo innej opcji nie ma [śmiech].

Uśmiałam się jak nie wiem co. I cóż z tego? Dalej nie umiem podjąć męskiej decyzji o usunięciu tych moich kont. Wiem, że gdybym to zrobiła, poczułabym się o tony kamieni z serca lżej, ale wciąż mam wątpliwości: Bo tyle czasu na nie pracowałam (czasu i tak już nie odzyskam – utopione koszty to utopione koszty). Bo tylu mam obserwujących (no i co z tego?). Bo a co, jeśli będę kiedyś znów chciała robić biznesy? (A co, „gdyby tu było nagle przedszkole w przyszłości i wasz synek mały przechodził w przyszłości”?) Tak… to akurat zdanie – tak na wszelki wypadek wyjaśniam – pochodzi z filmu „Miś” genialnego Stanisława Barei. Lubimy sobie w domu rzucać takimi różnymi tekstami z filmów. Taka nasza rodzinna tradycja. Nowa świecka tradycja, jak już jesteśmy przy Barei.

No właśnie, skoro już jesteśmy przy Barei, to myślę czasami, że są twórcy i dzieła tak skończone, tak doskonałe i tak ponadczasowe, że nie trzeba już nic więcej. Że te kilka filmów i kilka książek, do których można wciąż na nowo wracać, WYSTARCZY.

(Mniej znaczy więcej, znowu).

I chyba ta myśl najbardziej powstrzymuje mnie od pisania kolejnych tekstów na bloga.

Zachęcam, przejrzyjcie sobie moje stare wpisy, niektóre są naprawdę niezłe. Sama lubię do nich wracać. Na przykład dziś sobie przeczytałam ten: Podążanie własnymi ścieżkami. Co z tego wynika?


Aha, i jeszcze powstrzymuje mnie od pisania kolejnych tekstów na bloga fakt, że nasze dzieci, nastolatki, co prawda nie wołają już sto razy dziennie: Maamooo!!!, ale za to sto razy dziennie mówią do mnie: Mamo, a wiesz co…, i to mówią akurat właśnie wtedy, kiedy ja zasiadam z laptopem na kolanach i pomysłem na wpis blogowy w głowie.

No i jeszcze powstrzymuje mnie od pisania kolejnych tekstów na bloga fakt, że nie chcę naruszać prywatności naszej rodziny, a dalsze pisanie o naszej edukacji domowej musiałoby jednak tę prywatność naruszać.

I jeszcze to, że nie chcę narzekać, tylko siać wokół siebie same pozytywne wibracje i malować na (nie tylko internetowym) niebie tęczowe serduszka. A prawda jest taka, że najlepszą wenę pisarską mam na lekkim wkurzu albo gdy jestem w dołku. I wtedy, gdy mam głupawkę (która jest pochodną wkurzu i dołka).


No dobrze, to a propos narzekania

napiszę tylko, że nasze dziecko w szóstej klasie szkoły podstawowej ma na egzamin z języka polskiego tak szeroki zakres materiału z gramatyki, że zastanawiam się, cytuję: Czego ty, dziecko, będziesz się uczyć w liceum?

Na co dziecko odpowiada rezolutnie: Jak to czego? Tego samego! Przecież i tak wszystko zapomnę!


Zdjęcie: moje. Sweter też mój. Sama zrobiłam, i to w ekspresowym tempie, w 12 dni! Jestem z niego bardzo dumna.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.