Siedzę na placu zabaw. Słońce jeszcze świeci, choć wieczór. Dzieci bawią się w najlepsze, a ja…
O rety, znów nie zrobiłam prasowania. Kiedy ja zrobię kolację? Kurczę, w domu bałagan, a ja tu sobie siedzę!
Zamiast cieszyć się chwilą – jestem myślami gdzie indziej i zadręczam się.
Zadręczam się wyrzutami sumienia, że czegoś nie zrobiłam, że coś przegapiłam. A przecież nie przegapiam najważniejszego! Nie przegapiam dorastania dzieci. Nie przegapiam, jak biegają, bawią się i cieszą. Przecież to takie ważne, że im towarzyszę. Ważne dla nich, choć pewnie nie zdają sobie z tego sprawy, ale też ważne dla mnie.
Cieszmy się dziećmi.
Tak szybko urosną i nie będą nas potrzebować. Zaraz, zaraz, wróć… Nie będą nas potrzebować? Hmmm, czy moja Mama to czyta? Moja Mama, która lubi gderać, że małe dzieci spać nie dają, a duże dzieci żyć nie dają. Moja Mama, która za wnukami skoczyłaby w ogień i nieba by im przychyliła. Która cierpliwie znosi moje telefony w stylu: „Mamo, przypomnij mi ten przepis na bułkę drożdżową”! A podawała mi go z dziesięć razy. Jak ja jej potrzebuję – jest daleko, ale jak anioł stróż zawsze gotowa doradzić i pomóc. Zawsze gotowa powiedzieć: „Nie przejmuj się bałaganem. Pomyśl, czy za dziesięć lat będziesz martwić się tym, że za mało sprzątałaś, czy tym, że za mało czasu spędzałaś z dziećmi?”.
Gwiazda mówi „Mamo, zagraj ze mną w grę.” A ja myślę: „Jejku, powinnam ogarnąć kuchnię.”
Co ważniejsze, co pilniejsze?!
A co, jeśli obie rzeczy są ważne i pilne jednocześnie?! Jak sprzątnę, będę miała wyrzuty sumienia, że nie bawię się z Gwiazdą. Jak pobawię się z nią, będę miała problem z niemyśleniem o bałaganie, który na mnie czeka. Ech!
Coś na pewno na mnie czeka. Czeka na mnie ustawienie sobie priorytetów. Niedawno pewna starsza pani, matka czwórki dorosłych dzieci i babcia trzech wnuczek, przypomniała mi ważną rzecz, o której nie mówią w szkole ani nawet na kursach przedmałżeńskich (mnie w każdym razie nie mówili).
Powiedziała CO jest najważniejsze. KTO jest najważniejszy.
Jaka jest hierarchia ważności w naszych relacjach z innymi ludźmi.
No właśnie, jaka jest moja hierarchia relacji? Najważniejszy dla mnie jest mąż, potem dzieci, następnie moja mama (bo tata już nie żyje) i siostra, później dalsza rodzina i przyjaciele, a dopiero na końcu – inni ludzie.
Oczywiście dla ludzi wierzących na pierwszym miejscu będzie Bóg. To na nim będziemy, jak na skale, budować nasze relacje.
No dobrze, a co będzie w końcu z tym prasowaniem, sprzątaniem, gotowaniem?
Ha! Ponad rok temu zaklinałam rzeczywistość książką „Sztuka sprzątania” Dominique Loreau. Ale coś się nie chce ta rzeczywistość zakląć i nadal nie lubię sprzątać…
Posprząta się samo (później) 😉
Pomyśl, że już wkrótce odpadną Ci (na krótko, ale zawsze coś) myśli o gotowaniu, zmywaniu, sprzątaniu, a nawet praniu.
Zrobią to inni!
Ba, zajmą się nawet Twoimi dziećmi!
A Ty pogapisz się w niebo, popływasz w basenie, pojeździsz konno (?), napijesz się kawy, pogadasz z tym i z tamtym (może nawet nie o dzieciach i innych obowiązkach), pośmiejesz się, pograsz, poczytasz, poleniuchujesz!!!
To się nazywa „Wakacje”! 🙂
Fajnie będzie! Teraz chwilowo też jestem bez dzieci, ale mam do nadgonienia trochę obowiązków domowych i blogowych.
Zwykle mówię do Jurka :”OK, pogram z Tobą, ale męczy mnie strasznie bałagan. Ty ogarnij klocki, ja naczynia i za 10 minut spotykamy sie u Ciebie w pokoju na graniu” albo „Posprzątamy razem, a potem pogramy razem”. Idea jest taka, żeby powoli przekazywać sprzątanie w młodsze ręce.
Właśnie! Koniecznie trzeba tak robić. Z szacunku do samej siebie. Też staram się delegować co tylko mogę. Dziękuję że o tym napisałaś 🙂