Boże Narodzenie: pokój, radość i nadzieja. Tak! Dla wątpiących też!

Boże Narodzenie

Czy w przedświątecznym zabieganiu nie zapomniałam o oczekiwaniu?

Boże Narodzenie tuż tuż. Przygotowania w pełni. Pędzę, szykuję, sprzątam, piekę. No dobrze… pędzę i piekę.

A Adwent nie jest przecież gonitwą, wyścigiem, kto upiecze więcej pierniczków i czyje będą ładniejsze. Nie jest gorączkowym bieganiem po sklepach, by kupić prezenty. Nie jest czasem przedświątecznych generalnych porządków ani wyjadania słodyczy z kalendarza adwentowego.

Bardzo spodobały mi się słowa z felietonu Agaty Puścikowskiej w najnowszym, 50. numerze „Gościa Niedzielnego”:

Maryja pierników nie piekła, kolęd nikogo nie uczyła ani kalendarza nie wydziergała. Czekała na dzieciątko w ciszy, radości i modlitwie.

Adwent to czas czekania na Boże Narodzenie. 

Nie jestem typem bardzo religijnym. Owszem, jestem, jak to się przyjęło mówić, praktykującą katoliczką. Nie taką od święta, ale naprawdę. Bóg i wiara są dla mnie ważne. Chcę wychowywać dzieci w wierze katolickiej i sama się w niej umacniać.

Jednak moja wiara jest słaba.

Nierzadko nie chce mi się iść do kościoła na niedzielną mszę. Nie mam siły wstawać na roraty. Co więcej, czasem zadaję sobie pytanie o to, czy ta cała opowieść o Zbawieniu to nie bajka dla naiwnych…

Ale mimo to trwam. Modlę się o siłę do codziennych zmagań z życiem, o moc wiary. Bo przecież wiara to wiara. W przeciwieństwie do wiedzy, wiara zakłada niepewność.

Pomyślcie, jak brzemienna Maryja oczekiwała na narodziny swego dziecka? Musiała obawiać się rozwiązania, lękać się o zdrowie swoje i maleństwa.

Jednak była przy nadziei – miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Ja też mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Że będziemy żyć w pokoju, w zdrowiu, w dostatku, że na twarzach moich dzieci będę widzieć dziecięcą radość jeszcze długo, długo…

Wiem, że moja nadzieja jest prosta i naiwna. Moje życie też jest proste, mimo codziennych kłopotów, które są niczym w porównaniu z ogromem nieszczęść dotykających ludzi w innych częściach świata, a nawet tuż za progiem mojego domu.

Dlatego czekam na Boże Narodzenie i modlę się, żeby to Boże Narodzenie było czasem odrodzenia życia i nadziei dla innych. Nawet dla niewierzących. Bo wierzę, że Pan Bóg działa.

Pan Bóg działa za pośrednictwem nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy jego narzędziami!

Kilka dni temu przeczytaliśmy z dziećmi piękną przypowieść Bruno Ferrero z książki „Opowiadania bożonarodzeniowe i adwentowe” Wydawnictwa Salezjańskiego.

Było to opowiadanie zatytułowane „Oko stolarza”.

W warsztacie stolarskim narzędzia dyskutowały o tym, by wykluczyć ze swej wspólnoty niektórych jej członków: piłę, która jest kąśliwa i skrzypi zębami, młotek, który ma ciężki i gwałtowny charakter, gwoździe, które kłują, drapiące i drażniące papiery ścierne oraz okrutnie raniącą siekierę.

W końcu, gdy wszyscy chcieli usunąć wszystkich, przyszedł do warsztatu stolarz i używając tych piłujących, drapiących, stukających, raniących narzędzi… zrobił piękną kołyskę dla dziecka, które miało się wkrótce narodzić!

Na to Boże Narodzenie życzę Wam pokoju, radości i nadziei! A Miłość narodzi się wraz z Dzieciątkiem!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *