Kiedy edukacja domowa nie jest dla Ciebie?

kiedy edukacja domowa nie jest dla ciebie by Kornelia Orwat

Edukacja domowa nie jest dla Ciebie, jeśli:

1. Nie chcesz być przez najbliższe 10 lat sprzątaczką.

Twój mąż będzie chodził do pracy (bo ktoś musi zarabiać), a nie sprzątał. Dzieci też nie nauczysz sprzątać. Dzielą się one bowiem na te, których nie trzeba tego uczyć, oraz na te, których nigdy nie nauczysz. Ale będziesz próbować, to jasne.

2. Nie chcesz być przez najbliższe 10 lat zaopatrzeniowcem i kucharką.

Owszem. Tutaj możesz mieć pewne nadzieje co do męża i dzieci. Oraz co do knajp, jeśli mąż chodzi do pracy. Do dobrze płatnej pracy. Oraz co do Babć i Cioć, jeśli mieszkają blisko Was.

3. Nie chcesz być przez najbliższe 10 lat policjantem.

Ten punkt wiąże się z poprzednimi dwoma w sposób, którego chyba nie muszę Ci tłumaczyć.

4. Nie chcesz być przez najbliższe 10 lat kierowcą rajdowym i taksówką w jednym.

No chyba że robicie edukację baaaaardzo domową. Albo macie duże dzieci, które jeżdżą już wszędzie same. Albo nie macie samochodu. Co tym lepiej dla Waszego zdrowia i portfela, szczerze mówiąc.

5. Lubisz uczyć swoje dzieci tak bardzo, że nie starcza Ci już „miejsca” na żadne inne hobby.

Serio, edukacja domowa nie jest dla Ciebie. Żadne dziecko tego nie wytrzyma (bo potrzebuje przestrzeni dla siebie i mamy zainteresowanej czymś innym niż ono samo), a ty najpóźniej za dwa lata wypalisz się totalnie.

6. Zdecydowałaś się na edukację domową dlatego, że zależy Ci na tym, by Twoje dzieci umiały więcej i lepiej.

Proszę Cię, nie rób tego swoim dzieciom! One mają umieć tyle, ile im jest do życia (ICH życia) potrzebne.

7. Dom i dzieci są całym Twoim światem i myślisz, że tak będzie zawsze.

Nie, nie będzie. Dzieci urosną, a Ty zostaniesz bez swojego świata. (patrz punkt 1-4). Postaraj się o niego już teraz. Poza Tym zapomniałaś o małym (a raczej dużym) szczególe. O swoim mężu. On też jest częścią Twojego świata. I będzie nią, gdy dzieci znajdą swój własny świat.

8. Asertywność nie jest Twoją najmocniejszą stroną i uważasz, że Matka powinna się poświęcać dla dzieci.

Czyli wykonywać to, co one chcą. I pozwalać im robić, co chcą. Bo przecież po to macie edukację domową, żeby budować relacje, a relacje muszą być dobre. Więc mądrzejszy ustępuje, szanujemy potrzeby innych. A gdzie się podziały nasze?!

9. Jesteś osobą świetnie zorganizowaną i lubisz mieć wszystko pod kontrolą.

Plan dnia? Hehehe! Plan lekcji? Hahaha! Grafik obowiązków? Hihihi! Jasne. Będziesz wychodzić z siebie, żeby TO SIĘ UDAŁO. I pewnie się uda. W pewnym stopniu. Pytanie tylko jakim kosztem i czy TEN stopień Cię zadowoli. Czy raczej wpędzi we frustrację.

10. Jesteś osobą, która wszystko sama, sama, sama.

Czyli Zosią Samosią. Ten punkt wiąże się bardzo mocno z prawie wszystkimi powyższymi. Nie, nie. Długo tak nie pociągniesz. Będziesz potrzebować pomocy. Knajpy, stołówki, sprzątaczki, prasowaczki, babcie, dziadkowie, ciocie, sąsiedzi, korepetytorzy, guwernantki, kursy angielskiego i kluby sportowe, mąż, przyjaciółki, siostry, a do tego wczasy SPA. To Twoi sprzymierzeńcy. Słowa „NIE” oraz „DZIŚ ODPUSZCZAM” wypisz sobie na czole.

I jak? Skutecznie Cię zniechęciłam? A może obraziłam?

To na pocieszenie powiem Ci, że prawie połowa tych punktów to wypisz wymaluj – ja sama. A jesteśmy w edukacji domowej już osiem lat i żyjemy! I uczymy się na błędach, i podnosimy się z upadków, i cieszymy się tym, co mamy i tym, że jesteśmy razem.

Bo edukacja domowa jest tak naprawdę dla wszystkich. Tylko trzeba nauczyć się z nią żyć. Nauczyć się siebie, dzieci, swoich słabości i zaakceptować fakt, że w życiu jak w życiu: raz z górki, raz pod górkę.

Trzeba nauczyć się, że w edukacji domowej jest INACZEJ. Że Ty, mama, decydując się na bycie z dziećmi „w domu” przez więcej niż pierwsze trzy lata życia, decydujesz się na częściową, a czasem nawet całkowitą rezygnację ze swoich ambicji zawodowych i pozazawodowych (ja rozumiem, że naszą ambicją „zawodową” jest wtedy edukacja i wychowanie, ale… patrz punkt 5.) Z czasem, gdy dzieci są coraz starsze, czasu wolnego mamy coraz więcej i wtedy hop! Wskakujmy w coś, co nas fascynuje, pasjonuje. Rozwińmy skrzydła, zróbmy coś, o czym marzyłyśmy od dawna. Wyjdźmy poza dom i jego sprawy.

Bo choć bycie boginią ogniska jest piękne i zacne, to na dłuższą metę nie wystarcza, by karmić naszą duszę i umysł.

Tak po cichu, po cichutku, chciałam Wam powiedzieć, że planuję systematycznie publikować artykuły raz w tygodniu tak gdzieś koło wtorku-środy. Może tym razem MI SIĘ UDA dotrzymać planu?

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

6 komentarzy

  1. Kornelio, bardzo dziękuję Ci za ten wpis. Podniósł mnie na duchu, tym bardziej, że egzaminy przed nami.
    Punkt 6 powinnam wypisać na karteczkach i powiesić w różnych miejscach na widoku. Poczułam się tak, jakbyś powiedziała to właśnie do mnie. Ciągle łapię się na potrzebie udowadniania innym, że nasze dziecko nie tylko nie zostało przez nas skrzywdzone, ale nauczy się więcej, lepiej itd. Na szczęście Młody jest bardzo asertywny. Ostatnio powiedział mi (z wyrzutem), że nauka do egzaminów przeszkadza mu w twórczym myśleniu o rzeczach, które go pasjonują (konstrukcje, animacje). I podejrzewam, że ta jego postawa może być słuszna.

    1. Magdo, przepraszam że dopiero dziś zatwierdziłam i odpowiadam na Twój komentarz. Mieliśmy zawirowania zdrowotne i nie miałam głowy do bloga. Bardzo się cieszę, że się odezwałaś! Wiesz, te moje przemyślenia, czasem trochę ironiczne i przewrotne to też nie jest prawda objawiona, ale takie trochę intuicyjno-zdroworozsądkowe podejście i autoterapia 🙂 Wiadomo, że wszyscy chcemy dla dzieci więcej i lepiej, ale czasem przesadzamy 🙂

  2. Dzień dobry,
    wpis ciekawy i pozwalający spojrzeć na ED z właściwej perspektywy. Wiele tych aspektów odnosi się do nas-ostatnio szczególnie doskwiera mi rola taksówkarza-rajdowca:) Dodałabym, i to chyba nawet na samym początku, że ED nie jest dla kogoś, kto…nie przepada za swoimi dziećmi. Nie lubi ich jako ludzi, nie uważa spędzania z nimi czasu za coś cokolwiek atrakcyjnego i generalnie czuje się „stworzony do rzeczy wyższych”. Kolorowo zawsze nie będzie, wiadomo, ale trzeba lubić i cieszyć się własnym towarzystwem, przy najmniej niekiedy 😛

    1. Haha! Dobre to co napisałaś, że ED jest dla tych, co lubią własne dzieci. To trochę wywrotowo brzmi, bo jak można nie lubić swoich dzieci, ale tak naprawdę to… się zdarza. A często zdarza się tak, że na początku jest cudownie razem, a potem zaczynamy siebie mieć dość. To takie ryzyko wpisane w ED i na pewno w kolejnym tekście o trudnściach też ten temat poruszę.
      Dziękuję Aniu i pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *