Jestem wielką miłośniczką, zwolenniczką wolności.
Szczególnie nie lubię ograniczeń narzucanych przez instytucje państwowe – rzecz jasna dla naszego dobra. Nie lubię też ograniczać innych i mam przez to kłopoty z utrzymaniem dyscypliny. Chciałabym dawać dzieciom jak najwięcej wolności w myśl zasady, że nie nauczą się nią posługiwać, jeśli jej nie dostaną.
Jednak wiem dobrze, że wolność jest wyborem.
Jest też umiętnością wyboru. Umiejętnością wyboru między dobrem a złem. Między obowiązkiem a przyjemnością, między ustępstwem a wygodą.
Zdarza się jednak, że wolność prowadzi do zagubienia i niepewności, niezdecydowania. Dlatego potrzebujemy drogowskazów.
Nie nakazów, tylko drogowskazów.
Jednym z takich drogowskazów jest dla mnie Pismo Święte. Chciałabym nauczyć nasze dzieci, żeby z tego drogowskazu korzystały. I proszę Boga, żeby mi w tym pomagał, bo trudno jest wytrwać w postanowieniu codziennej lektury Pisma Świętego. Taka to uroda wolności. Trzeba się napracować, by ją dobrze wykorzystać.
Dlatego cieszą mnie i dodają otuchy słowa św. Jana Pawła II:
Prawdziwie wolny jest ten, kto potrafi stawiać sobie ograniczenia. To co w pierwszej chwili wygląda na ograniczenie, w rzeczywistości może okazać się przestrzenią prawdziwej wolności.
Warto przypomnieć sobie te słowa zwłaszcza gdy mamy wątpliwości (a ja często mam) co do tego ile wolności dawać dzieciom? W jakich sytuacjach stawiać im ograniczenia? Kiedy narzucać im swoje zdanie, a kiedy pozwolić zadecydować samodzielnie? Czy pozwolić im być sobą (ze wszystkimi tego konsekwencjami i z nadzieją że owe konsekwencje „dadzą im nauczkę”) czy raczej ich „tresować”? Pozwolić im na podążanie za pasjami i inspirować bez wywierania presji, czy jednak sumiennie pilnować systematycznej nauki według programu szkolnego? A jeśli i jedno i drugie, to jak to pogodzić i zorganizować?
No cóż, wygląda na to że bycie miłośniczką wolności nie jest łatwe.
Wolność to wymagająca sprawa. Wymagająca dojrzałości, która wcale nie zależy od wieku. Wymagająca znajomości drogowskazów.