Światowe Dni Młodzieży i „nasi” pielgrzymi z Kansas

Nigdy nie brałam udziału w Światowych Dniach Młodzieży, a tu proszę, jako już nie-młodzież znalazłam się wśród pielgrzymów jadących do Krakowa na spotkanie z Papieżem.

Bo oto dziś przyjechali do nas trzej młodzi mężczyźni, pielgrzymi z Kansas, wielkiej równiny okraszonej pięknym niebem, jak o niej opowiadali. Trzydziestosześcioletni Christopher, dwudziestotrzyletni Caleb i osiemnastolatek Cooper.

Przyznać muszę, że pracy miałam przed ich przyjazdem sporo. Bo byłam zmotywowana, żeby wysprzątać dom dokładniej niż zwykle.

Oczywiście dzieci mi pomagały, a przynajmniej tak IM się wydawało. Musieliśmy przygotować pokój dzieci, tak aby wyglądał (prawie) jak sypialnia w czterogwiazdkowym schronisku młodzieżowym, zrobić posłania dla dzieci w naszej sypialni, posprzątać całe mieszkanie, zaplanować jadłospis śniadaniowo-kolacyjny i zrobić zakupy. Przygotować powitalną kolację. Czekać. Potem modlić się razem, jeść i rozmawiać po angielsku. Co nie jest dla mnie bułką z masłem. Zwłaszcza w zderzeniu z dość silnym akcentem chłopaków.

Gwiazda jest zachwycona gośćmi i popisuje się swoim angielskim (Hello, nice to meet you. I’m five years old. Goodnight!). Najstarszy i Rodzynek są trochę onieśmieleni.

Rozmawialiśmy o swoich rodzinach.

Caleb ma ośmioro rodzeństwa i wszyscy byli uczeni w domu. (Ha! Czułam że jakiś homeschoolers nam się trafi!) Jak to ładnie z nieśmiałym uśmiechem powiedział – pochodzi z dużej, katolickiej rodziny. Chris pracuje jako katecheta i animator młodzieży w kościele, ma żonę i dziesięciomiesięcznego synka Leo. Cooper właśnie skończył liceum i dostał się na studia związane z fotografią. To on opowiadał o rozgwieżdżonym niebie nad Kansas i jeszcze o dzieciach, które traktorami jeżdżą do szkoły.

Goście byli ciekawi naszej polskiej historii – słuchali opowieści o rozbiorach i o czasach komunizmu (zakupach na kartki, occie na półkach w sklepach i pracy z przydziału).

Po kolacji poszliśmy na spacer i Cooper skakał razem z Gwiazdą po pajęczynie na placu zabaw.

Myślę, że pierwsze lody zostały przełamane.

Teraz przed nami kilka dni wczesnego wstawania i późnych wspólnych kolacji, bo harmonogram pielgrzyma nie obejmuje leniuchowania w hamaku. Atrakcji będą mieć sporo, na niektóre pewnie dołączę z dziećmi. Niedzielę spędzimy razem (może poleniuchujemy?), a w poniedziałek rano pojadą do Krakowa.

To świetne uczucie poznać ludzi z drugiego końca świata. Bardzo spodobała mi się ich otwartość i szczerość w modlitwie. My wciąż się jeszcze otwartości w modlitwie i mówienia zdań takich jak „Jestem z katolickiej rodziny” wstydzimy. I pisząc „my” nie mam na myśli tylko naszej rodziny.

Aha, zapomniałam dodać, że patronem „naszej” grupy jest św. Maksymilian Kolbe. Święty Maksymilianie, módl się za nami! O szczęśliwe i owocne Światowe Dni Młodzieży.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

3 komentarze

  1. Bardzo dziękuję za wpis. My nadal czekamy na nasze dziewczyny z Włoch. Byłam ciekawa czy pucowanie domu na wysoki połysk to tylko moja przypadłość i szczerze cieszę się, że nie 😉
    Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *