Edukacja domowa – debata – perspektywa rodziców i naukowców

Edukacja domowa - debata

Miałam przyjemność być wczoraj na debacie na temat edukacji domowej „Jedna teza, pięć perspektyw”. Zapraszałam Was na nią kilka dni temu.

Jadąc na debatę zastanawiałam się, czego właściwie nowego mogę dowiedzieć się o edukacji domowej – wszak mając pięcioletnie w niej doświadczenie, mogę uważać się za eksperta. Jednak wysłuchanie różnych punktów widzenia okazało się czymś niesamowitym. Inaczej przecież sprawa wygląda z perspektywy rodziców, inaczej dzieci, a jeszcze inaczej widzą ją dyrektorzy szkół, naukowcy czy przedstawiciele władz.

Najbardziej zaskoczyli mnie maturzyści, tegoroczni absolwenci „edukacji domowej”.

Punkt widzenia rodziców był nie był dla mnie nowością, bo ich wypowiedzi potwierdziły tylko moją opinię na temat edukacji domowej. Naukowcy obalili kilka mitów, przedstawiciele szkół opowiedzieli o problemach i korzyściach z posiadania uczniów uczonych tym trybem, przedstawiciel MEN przedstawił oficjalne stanowisko ministerstwa, zaś przedstawiciel władz samorządowych rozwiewał wątpliwości związane z rozliczaniem subwencji.

Postanowiłam zrelacjonować Wam co nieco z dwóch pierwszych paneli: perspektywy rodziców i naukowców.

Co mówili rodzice?

Decyzja o edukacji domowej wynika z chęci przygotowania dzieci do bezpiecznego i świadomego funkcjonowania w życiu dorosłym.

Trudno o wspólny mianownik i uogólnienia jeśli chodzi o styl edukacji domowej – dzieje się tak, ponieważ każde dziecko jest inne i każda rodzina jest inna.

Z punktu widzenia rodziców świadomych wielkiej odpowiedzialności za wychowanie dzieci, edukacja domowa wydaje się się najprostszym rozwiązaniem. Najprostszym dlatego, że najmniej czynników zewnętrznych zakłóca proces wychowania. Kiedy bowiem uczestniczą w nim inne osoby, to aby wiedzieć jak się on odbywa, rodzic musiałby wchodzić w relacje z nimi. Relacje wychodzące ponad standardowe szkolne wywiadówki.

Nauka w domu zabiera mniej czasu niż w szkole. Nie ma sprawdzania obecności, uspokajania klasy. Dzieci zyskują czas na rozwijanie zainteresowań.

Dziecko nie potrzebuje stałego kontaktu z całą klasą rówieśników. Dla dobrego rozwoju społecznego wystarcza pogłębiony kontakt z dwojgiem – trojgiem przyjaciół czy rodzeństwa. Ponieważ dzieci nie są przemęczone szkołą, mają więcej chęci i energii na nawiązywanie przyjaźni w czasie zajęć sportowych, harcerskich czy artystycznych.

Nie ilość, ale jakość interakcji społecznych dobrze przygotowuje do bezpiecznego funkcjonowania w społeczeństwie.

Interakcje w rodzinie bywają zarówno pozytywne jak i trudne. W edukacji domowej rodzice przyglądają się dzieciom, mają czas na zatrzymanie się nad problemami i przepracowanie ich. W szkole brakuje na to czasu i przestrzeni, za dużo jest dzieci, a co się z tym wiąże – problemów.

Edukacja domowa nie jest dla wszystkich. Trzeba wziąć pod uwagę możliwość zrezygnowania z pracy zawodowej lub łączenia jej z prowadzeniem edukacji domowej. Ponadto każde dziecko jest inne i ma inne potrzeby.

Edukacja domowa jest pasją, więc jeśli rodzice są zarażeni pasją, są w stanie zarazić tą pasją dzieci.

Z drugiej strony trzeba pilnować się, żeby ta pasja nie zniewalała dzieci. Dzieci mają być świadome, że w każdej chwili mogą podjąć decyzję pójścia do szkoły. Z każdą pasją idą też koszta, więc pytanie czy rodzina jest w stanie te koszta pokryć?

Nie chodzi o koszta finansowe. Jest to kwestia wyborów życiowych. Edukacja domowa jest dla tych, którzy chcą kreatywnie podejść do życia, chcą tworzyć sami to życie. Jak mawia Wojciech Cejrowski – można marzyć o podróżach, można też po prostu ruszyć się i wyjechać w podróż.

Przekazanie dzieciom ciekawości świata nie zależy od wykształcenia ani od finansów ale od stanu umysłu.

Z punktu widzenia polskiej rodziny mieszkającej w Szwecji, edukacja domowa ich córki wspomagana przez polską szkołę umożliwia kontakt z językiem polskim, polską kulturą i tradycjami.

Co mówili naukowcy?

Agnieszka Gessel, mama z ośmioletnim doświadczeniem w edukacji domowej, opisała badania naukowe wychodzące z tezy, że indywidualne podejście do dziecka w edukacji domowej sprzyja rozwojowi kompetencji społecznych. W istocie, w badaniu nie zauważono różnic w kompetencjach społecznych dzieci ze szkół a dzieci z edukacji domowej.

Kompetencje społeczne zdefiniowano na potrzeby badania jako efektywne radzenie sobie w sytuacjach społecznych.

Magdalena Wojtacha przedstawiła prezentację dr Katarzyny Kochan z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Katarzyna Kochan podkreśla, że w dzisiejszych czasach można uczyć się z sieci i z tak wielu innych źródeł niż szkoła. Czy szkoła zatem jest niezbędna?

Zadaje dość ekscentryczne pytanie – czy „świry” mogą dobrze wychować dzieci? Opowiada pewną anegdotę związaną z tym pytaniem: „Gdybym nie wiedział, że to świry, to powiedziałbym że oni naprawdę dobrze wychowują dzieci!” – stwierdził obserwator-wczasowicz na wyjeździe integracyjnym rodzin edukacji domowej na widok rodziców grających z dziećmi w dziwaczną, zabawną odmianę siatkówki.

Dr Kochan pisze, że pomimo tradycji szlacheckich, polska edukacja domowa czerpie inspiracje z Ivana Illicha, Johna Deweya, Ellen Key i Aleksandra Neilla.

Według Ivana Illicha,

żyć uczymy się poza szkołą, uczymy się mówić, myśleć, kochać, czuć, bawić, przeklinać, politykować i pracować bez udziału nauczyciela.

Ivan Illich postulował „społeczeństwo bez szkoły”, twierdził, że szkoła pogłębia różnice klasowe i społeczne zamiast je wyrównywać, nawoływał do wolności w wychowaniu i edukacji. Twierdził, że

Należy rozpocząć proces odszkolnienia „uszkolnionego” społeczeństwa.

Odszkolnienie, czyli unschooling, to nauka nie kierowana przez nauczyciela oraz program nauczania.

Winna opierać się na czterech filarach:

  1. Naturalne nauczanie
  2. Uczenie się kierowane przez dziecko
  3. Uczenie się przez radosne odkrywanie.

Ponieważ szkoła nie spełnia żadnego z tych kryteriów, należy ją odrzucić.

John Dewey podkreślał, że edukacja domowa to możliwość podążania za dzieckiem.

Pisał o tym, że szkoła uczy treści oderwanych od aktualnych potrzeb i indywidualnych predyspozycji. Nauczanie jest pamięciowe, nie aktywizujące uczniów, czyniące z nich odbiorców. Nauczyciel jako jedyny decyduje o przebiegu lekcji. Początkiem nowej jakości jest zmiana stosunków między nauczycielem a dzieckiem.

Ellen Key natomiast akcentowała rolę matki – podstawowym zadaniem matki jest troska o wychowanie. Ona zna najlepiej swoje dzieci i najlepiej jeśli zrezygnuje z pracy zawodowej na rzecz wychowania dzieci.

Według Aleksandra Neilla, twórcy szkoły demokratycznej w Summerhill, szkoła jest miejscem nieszczęścia dzieci.

Nowe pokolenia muszą mieć szansę wzrastania w wolności.

Dr Katarzyna Kochan przedstawiła też główne przyczyny wyboru edukacji domowej:

  1. Natury wychowawczej (nauka w domu tradycją od pokoleń, świadomość że to rodzice są odpowiedzialni za edukację i wychowanie)
  2. Opiekuńcze (niepełnosprawność dziecka)
  3. Specjalne potrzeby edukacyjne, czyli dzieci wybitnie zdolne, dzieci wolniej pracujące, dzieci szczególnie zdolne i szybko pracujące
  4. Inne – mobilność zawodowa rodziców, wolne zawody, czasowe pobyty za granicą, negatywne doświadczenia szkolne rodziców lub dziecka

Edukacja domowa jest kolorowa.

zacytowała dr Kochan jedną z mam edukującą domowo. Taka edukacja ma różne oblicza – może być indywidualna lub zbiorowa (z rodzeństwem, z zaprzyjaźnionymi dziećmi), mieć różną organizację („szkoła” w domu, nauka okolicznościowa – podczas codziennych czynności, nauka w muzeach itp.).
Osobami nauczającymi mogą być rodzice, guwernerzy, korepetytorzy, rodzeństwo, rodzina, znajomi.

Za tydzień napiszę o tym, co ciekawego mówiła młodzież edukowana domowo, dyrektorzy szkół i przedstawiciele władz.

Zapraszam Was do zapoznania się z relacją z debaty na portalu „W rodzinie”.

Jak zwykle, zapraszam też do udostepniania tego artykułu!

Warto zapoznać opinię publiczną z tematem edukacji domowej, bo w oczach tejże opinii często jesteśmy „świrami”. Celem debaty było między innymi właśnie „odczarowanie” nas, świrów.

 

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

12 komentarzy

  1. Im więcej czytam o edukacji domowej, tym większy odczuwam niedosyt i żal, że sama nie mogłam edukować się w ten sposób. Dziecię ma dopiero 2 lata, ale już rozważam wszystkie za i przeciw. Po pierwsze – to o czym wspomniałaś – nie chciałabym rekompensować własnych braków kosztem dziecka, to ono musi wybrać, czy woli uczyć się w domu czy w szkole. Po drugie, mimo że mam wszelkie predyspozycje – wolny zawód, talent pedagogiczny i odpowiedni stan umysłu, obawiam się, czy podołałabym. Na szczęście mam jeszcze czas, aby się nad tym zastanowić 🙂 Dzięki za artykuł (i Bubie z Bajdocji za to, że mnie do Ciebie pokierowała 😉 ). Również czekam na więcej!

    1. Ciężko mówić o wyborze dziecka jak jest małe, bo nie wie co to szkoła i tylko sobie ją wyobraża. A potem często jest rozczarowane… Z drugiej strony zawsze można spróbować szkoły i potem zdecydować. Z trzeciej strony 🙂 można też spróbować domu i zdecydować. Najstarszy chodził rok do szkoły i zdecydował że dom. Rodzynek – spróbował domu i zdecydował że zostaje. Gwiazda chce do szkoły ale wiem że nie zdaje sobie sprawy co się z tym wiąże (trzeba chodzić CODZIENNIE i wstawać RANO). Nie mówiąc o tym, że od dawna już sama sobie czyta książki więc nie wiem co by w szkole robiła? Życie towarzyskie by sobie miała, he, he 😉

    2. Na szczęście mamy jeszcze trochę czasu na decyzję i chyba nie ma co gdybać, tylko cieszyć się życiem i optymistycznie wyglądać w przyszłość 🙂 Jeszcze mnie to podejście do życia nie zawiodło 😉

    3. A to Ty jeszcze tego nie robisz? Czytam Twojego bloga i podziwiam za to wszystko, co wyprawiasz z synkiem. Jak nie Ty to kto??

    4. Dzięki, Anka :* Czasami czuję, że dałabym radę, ale jak sobie pomyślę o egzaminach, które moje dziecko musiałoby zdać, to jestem cała w stresie i pełna wątpliwości, ale matki chyba już tak mają niezależnie od sytuacji 😉

    5. Powiem Wam, że Najstarszy dzień przed ostatnimi egzaminami (historia, matma i informatyka w jeden dzień) czytał sobie „Eragona” jakby nigdy nic a ja latałam do niego i gderałam: „Poczytałbyś jeszcze historię!”. A on na to wzruszał ramionami. I zdał tę historię na piątkę – przynajmniej tak mi powiedział – nie widziałam jeszcze świadectwa 🙂 Nie wiem skąd im ta wiedza przychodzi – pewnie podczytują to i owo, a książek mamy dużo..

  2. Jak czytam takie artykuły, to rwę się do domowego nauczania. Słońce świeci i jakoś wszystko wydaje się łatwiejsze. Ale jak siedzę w swoich czterech kątach to mam wrażenie, że nie dam rady. A mój pięciolatek już czyta i nie mam pojęcia, co on będzie w tej szkole robił. Garbił się i nudził.

    1. Ha, ha, właśnie przed chwilą to samo napisałam poniżej o mojej pięciolatce 😉 Najtrudniejsze jest w ED oddanie się dzieciom i domowi. Musisz walczyć o każdą chwilę dla siebie. A i tak przylezą i powiedzą: „Mamo, ja chcę wody!” Grrrrrrrrrr….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *