Życzenia wielkanocne, a przy okazji jeszcze raz o wypaleniu zawodowym w edukacji domowej

Życzenia wielkanocne a przy okazji jeszcze raz o wypaleniiu zawodowym w edukacji domowej by Kornelia Orwat

Za chwilę wyloguję się z sieci na czas Świąt Wielkanocnych. Chcę jeszcze tylko (albo aż) złożyć Wam życzenia wielkanocne tutaj na blogu, w mediach społecznościowych i w moim „Liście od Kornelii O…”.

Zaczynam od bloga. Zanim jednak napiszę życzenia, podzielę się z Wami krótko tym, co ostatnio w mojej głowie i w moim życiu.

Tak wiecie, zwyczajnie, blogowo, czytaj: pamiętnikowo. Do tej pory starałam się, żeby moje wpisy blogowe mogły zasługiwać na miano artykułów, żeby były przemyślane, na temat, dość składne i ładne (No dobrze, nie wszystkie sa AŻ TAK dopracowane…).

Tworzenie takich wpisów to ciężka praca. Tak, tak! Nie siadam natchniona i nie przelewam na papier (klawiaturę) gotowych, pięknie ułożonych zdań, które napływają nie wiadomo skąd (Jak to skąd? Z natchnienia!), tylko wypacam, wymęczam, poprawiam, wyrzucam, dodaję, przestawiam… aż w końcu mówię do Męża:

– Może chcesz przeczytać mój artykuł zanim wrzucę na bloga, bo już nie wiem sama czy to się kupy trzyma?

Na co Mąż odpowiada bez żenady: – Nie, nie chcę.

Na co ja się nie poddaję (gdybym się poddała, dawno bym się rozwiodła, he, he): – No weeeeź, przeczytaj! Prooooszę! Jesteś moim korektorem, świetnie wyłapujesz literówki i błędy, co ja bym bez Ciebie zrobiła!

Na co Mąż (nie ma już wyjścia, nie?) rzecze: – No dobra, dawaj.

Sami widzicie, że takiego artykułu nie da się zrobić w godzinkę. Czasem nawet dwie nie wystarczy. Dlatego postanowiłam dać sobie trochę na luz. Lepszy w końcu artykuł niedopracowany niż żaden, prawda? (Mówicie, że wręcz przeciwnie? Pewnie macie rację, ale w takim razie umówmy się, że nie będziemy nazywać moich wypocin artykułami, tylko wpisami blogowymi. Tylko proszę Was, w żadnym razie nie nazywajcie ich postami!)

No więc dziś piszę tak sobie, od serca. A serce mi podpowiada, żeby napisać Wam, co ostatnio odkryłam.

Otóż zapisałam się na kurs szycia, co sprawia, że dwa razy w tygodniu urywam się z domu na trzy godziny. Co prawda kilka razy towarzyszyła mi Gwiazda, ale grzecznie rysowała, czytała, układała puzzle i podawała mi szpileczki z kolorowymi główkami, więc nie zaburzyło mi to bardzo pracy.

Pomijam już fakt, że nie wiem czy będę szyć w domu (choć chciałabym, nie wiem czy znajdę czas, co znaczy – nie wiem, czy będzie to dla mnie na tyle ważne, żeby zrezygnować z innych rzeczy na rzecz szycia). Możnaby w tym miejscu zapytać, po co więc wydaję kasę na coś, co mi się nie przyda. Ale. Dlaczego ma się nie przydać? Każda umiejętność może się kiedyś przydać. Poza tym, co najważniejsze, kurs przydaje mi się już, teraz. Mianowicie – daje mi ogromną radość, odpoczynek od domowo – dzieciowego kieratu, samotność, skupienie na czymś odmiennym niż zwykle, radość tworzenia czegoś własnymi rękoma. Słowem – daje mi odpoczynek i relaks! A to jest ogromnie, ogromnie dużo!

I myślę, że obowiązkiem każdej mamy pracującej na etacie „Mama, Pani domu, edukator domowy”, jest zadbanie o te chwile odpoczynku i relaksu.

Chwile, kiedy robią coś tylko dla siebie. W dodatku to nie mogą być chwile. To muszą być godziny. Kilka bitych godzin w tygodniu! Dawniej urywałam się gdzieś raz w tygodniu wieczorem lub po południu w sobotę, żeby pobyć kilka godzin sama. Ale widzę, że było to za mało.

My, mamy w edukacji domowej, potrzebujemy więcej niż jedno wyjście na tydzień. Naprawdę. Łudziłam się dobrych kilka lat, że to mi wystacza. Efekt? Brak cierpliwości do dzieci, znerwicowanie, znużenie i wypalenie zawodowe. Taka jest smutna prawda. Nawet pisanie bloga niewiele pomogło, bo bloga pisze się głównie w domu. I dzieci przychodzą, i brudne naczynia w kuchni wołają.

Proszę Was, dziewczyny! Zróbcie coś dla siebie! Jeśli nie pracujecie zawodowo prowadząc edukację domową (bo praca, jakby nie patrzeć, pomaga odpocząć psychicznie od domu i dzieci), znajdźcie sobie jakieś hobby poza domem. Koniecznie! Pisałam już o tym tu tu i znów do tego wracam, bo widzę, jak dobrze być mamą zadowoloną i zrelaksowaną i jak dużo zyskuje na tym rodzina.

Widzę też po moich koleżankach po fachu, jakim częstym problemem jest właśnie wypalenie zawodowe.

Czegóż mogę Wam wobec tego życzyć na Święta?

Przede wszystkich życzę Wam, żebyście znalazły czas dla siebie. Bez żadnych wymówek!

I oczywiście życzę Wam błogosławionego, spokojnie i w skupieniu przeżytego czasu Świąt. Bez nadmierngo skupiania się na jedzeniu. Raczej na relacjach. Cieszmy się też rozkwitającą przyrodą i nowym życiem.

Pięknie dziękuje za to wszystko Panu Bogu psalmista:

Ty zdroje kierujesz do strumieni,
co pośród gór się sączą.
Nad nimi mieszka ptactwo niebieskie
i śpiewa wśród gałęzi.

Z Twoich komnat nawadniasz góry,
I owocem Twoich dzieł syci się ziemia.
Każesz rosnąć trawie dla bydła,
i roślinom, by człowiekowi służyły.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

5 komentarzy

  1. ja ostatnio wróciłam do rysunku i handletteringu… zabieram szkicownik i kredki i idę do osiedlowej cukierni na ciastko z herbatą porysować… aczkolwiek póki co jest to tylko 1,5h w tygodniu i szczerze powiedziawszy siedząc z trójką dzieci w domu ( w tym jednym niemowlakiem) trochę to za mało by podładować „akumulator”

  2. Lubię takie pseudo-niedopracowane wpisy. Pseudo, bo mimo tłumaczenia ten wyszedł Ci całkiem spoko! Co do wypalenia zawodowego – ja mam co chwilę podobnie w różnych kwestiach, a to w biurze, a to w związku z blogiem czy innymi rzeczami. Czasem mam ochotę się uwolnić i niczego NIE MUSIEĆ. Życzę Tobie, Kornelio, żebyś w te Święta mogła się wyciszyć, pobyć w najlepszych dla siebie samej okolicznościach i odnaleźć czystą radość z tego co robisz 🙂 Wesołych!

  3. Masz rację Kornelio z tym wolnym czasem. Bo potem okazuje się, że jedyne wyjście w tygodniu to wizyta u psychoterapeuty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *