Wywiad z uczniem w edukacji domowej – z moim synem!

wywiad z uczniem w edukacji domowej by Kornelia Orwat

Dzisiaj mam dla Was coś specjalnego. Wywiad z uczniem w edukacji domowej, a tak naprawdę – z moim synem!

Z Najstarszym, czyli Sergiuszem. Sergiusz ma prawie 13 lat i w tym roku kończy szóstą klasę w trybie edukacji domowej. Sergiusz gościł już na łamach tego bloga: w anegdotkach, w tłumaczeniu Jabberwocky’egowe wpisie gościnnym.

Wywiad jest na temat edukacji domowej. Głównie.

Uprzedzając Wasze wątpliwości, zaznaczam, że pytania są tendencyjne.

Chcę również podkreślić, że wszelkie podobieństwo poglądów i opinii Sergiusza do poglądów i opinii rodziców jest zamierzone i nieprzypadkowe.

***

Mama: Co to jest edukacja domowa?

Sergiusz: …

M.: Gdybyś komuś powiedział, że nie chodzisz do szkoły, a ten ktoś by zapytał “A co to jest ta edukacja domowa?” – co byś odpowiedział?

S.: To jest nauka poza szkołą, w domu. Niekoniecznie jest w niej dokładnie tak jak w szkole, że rodzic jest nauczycielem i przeprowadza lekcje, tylko jest różnie. Wiele rodzin różnie rozumie to pojęcie.

M.: Rozumie, czyli realizuje, tak?

S.: Tak, wiele rodzin w różny sposób realizuje edukację domową.

M.: Jak to wygląda u Ciebie? Siedzisz w domu i uczysz się?

S.: W naszej rodzinie edukację domową realizuje się w taki sposób, że uczymy się przez cały czas, czytając książki… czytając książki przede wszystkim.

M.: Głównie czytasz książki. Nie bawisz się?

S.: Właściwie teraz to już prawie w ogóle się nie bawię!

M.: Ale jak byłeś młodszy, to mniej czytałeś. Co robiłeś?

S.: Jak byłem mały to właściwie głównie się bawiłem, bo egzaminy były dla mnie zwykłą formalnością. Teraz dopiero muszę się trochę natrudzić.

M.: Od ilu lat jesteś w edukacji domowej?

S.: Od sześciu.

M.: Chodziłeś kiedyś do szkoły?

S.: Tylko do zerówki.

M.: I jak było?

S.: Eee, jak dla mnie to było takie… przedłużenie przedszkola.

M.: Aha. Co tam robiliście?

S.: Były różne lekcje…

M.: Czego uczyłeś się na tych lekcjach?

S.: Nie pamiętam za bardzo. To było bardzo dawno… Pamiętam tylko, że większość z tego czego się uczyliśmy to ja akurat umiałem. Były chyba lekcje tańca, które właściwie… To było coś w rodzaju wf-u, tak naprawdę.

M.: Mieliście też lekcje teatru, pamiętasz?

S.: Nie.

M.: Mieliście teatr. Na koniec roku było przedstawienie!

S.: A! Tak, tak, tak! Mieliśmy!

M.: Zdążyłeś już zapomnieć, prawda? Nic dziwnego, to było dawno. Ale gdybyś miał sobie przypomnieć takie ogólne wrażenie ze szkoły, to jakie ono by było?

S.: Bardzo tego nie lubiłem. Miałem wrażenie, że to jest marnowanie czasu. Ale wtedy nie odczuwałem tego świadomie.

M.: To ciekawe. Może to znaczy, że miałeś poczucie, że mógłbyś w tym czasie w domu robić coś innego?

S.: To dlatego, że to było dla mnie niepotrzebne.

M.: Miałeś wrażenie, że niepotrzebne były te rzeczy, które robisz w szkole?

S.: Większość z tego już po prostu umiałem.

M.: Rozumiem. Uważasz że szkoła w ogóle jest potrzebna na świecie?

S.: Pytanie jest naprawdę trudne. Z tym „na świecie”.

M.: Dlaczego?

S.: Bo czasem po prostu nie ma warunków do edukacji domowej.

M.: Aha, czyli dopuszczasz taką myśl, że szkoła jest potrzebna w sytuacji, kiedy nie ma warunków do edukacji domowej?

S.: Tak, a NA ŚWIECIE jest bardzo wiele takich miejsc.

M.: Na przykład?

S.: Na przykład w Afryce, tak jak mówił wujek Robert.

M.: Tak, Brat Robert Wieczorek w wywiadzie.

S.: Tam nie ma dostępu do książek, i rodzice nie mogą uczyć dzieci. Edukacja domowa nie może tam istnieć, bo jedyną możliwością jest po prostu pójście do szkoły i jest to tam oczywiście zaszczytem, marzeniem rodziców.

M.: Ale gdyby nie było tam szkoły, to czy edukacją domową nie byłoby to, co dzieci robią z rodzicami w domu? Uczyłyby się tego, co robią rodzice, tak?

S.: Tak! Faktycznie, prawdziwa edukacja domowa wśród tych, którzy nie mogą wysłać swoich dzieci do szkoły, rzeczywiście istnieje, bo te dzieci uczą się po prostu tego, jak żyć, a głównie o to chodzi. Na przykład w totalnych, absolutnych warunkach pierwotnych, jak np. wśród plemion z dżungli amazońskiej istnieje rzeczywiście prastara i prawdziwa forma edukacji domowej.

M.: ?

S.: Tam nie jest to coś dziwnego, tylko właśnie coś naturalnego, tak jak było kiedyś u nas.

M.: Chcesz powiedzieć, że edukacja domowa jest naturalną formą edukacji?

S.: W pewnym sensie tak. Bo kiedy wprowadzono szkoły? W średniowieczu? W starożytności też były swego rodzaju szkoły, ale mogli sobie na nie pozwolić jedynie najbogatsi.

M.: Czyli uważasz, że w niektórych warunkach szkoły są potrzebne. A w takim społeczeństwie jak nasze, polskie?

S.: Nie są potrzebne. Chyba że ktoś rzeczywiście nie ma warunków. Kiedy oboje rodziców muszą pracować, żeby się utrzymać, wtedy dzieci muszą chodzić do szkoły. Gdyby mogli sobie pozwolić na guwernantkę, oboje rodziców nie musiałoby pracować.

M.: ?! A! W sensie że byliby tak bogaci…

S.: …że stać by ich było na guwernantkę i na to, by jedno z nich nie pracowało.

M.: Albo odwrotnie: właśnie dlatego, że oboje pracują, to stać ich na guwernantkę.

S.: No tak.

M.: Chciałbyś chodzić do szkoły? Jest Ci potrzebna?

S.: Nie, nie jest mi potrzebna, zupełnie.

M.: Nie chciałbyś chodzić do szkoły?

S.: Nie.

M.: Dlaczego?

S.: Bo byłbym w zupełnie obcym, tak zwanym „normalnym”, a właściwie nienormalnym środowisku!

M.: Aha.

S.: Zupełnie sztucznym!

M.: Ale gdybyś już tam chodził, to nie byłoby dla ciebie obce, nie?

S.: Ale by było w pewnym sensie takie bardziej … normalne? Bo ja akurat jest w pewnym sensie taki jakby… nienormalny.

M.: Dlaczego jesteś nienormalny?!

S.: No bo… czuję taką swoją inność!

M.: Tak? Ale w jaki sposób?

S.: No po prostu! Po prostu jestem zupełnie inny, no! Niż wszyscy!!!

M.: Znaczy kto, wszyscy? Cały świat?

S.: Nie cały świat, oczywiście że nie. Bardzo dużo jest osób, które są tak jakby…

M.: Jesteś inny niż ja, inny niż tata, chociaż też jesteś do nas podobny…

S.: Inny niż przeciętność, tak jakby!

M.: Aha.

S.: Nie lepszy czy gorszy, tylko po prostu inny!

M.: Wracając do szkoły. Dostrzegasz w szkole jakieś zalety? Bo niektórzy chodzą do szkoły, mimo że nudzą się na lekcjach, ale lubią szkołę, bo mają tam koleżanki, kolegów, jest wesoło, istnieje życie towarzyskie.

S.: To jest bzdura. Jeden z większych mitów o edukacji domowej brzmi tak: Edukacja domowa nie pozwala na… jakby to powiedzieć…

M.: …nawiązywanie kontaktów społecznych?

S.: Z rówieśnikami, o! I tu jest właśnie bzdura w bzdurze. Bo edukacja domowa jeszcze bardziej pozwala na nawiązywanie kontaktów. Wręcz nawet jeszcze zwiększa możliwości, teoretycznie. A dodatkowo właściwie w żadnym środowisku nie ma czegoś takiego jak kontakty (tylko) z rówieśnikami. Jedynym takim środowiskiem jest właśnie szkoła. Czyżby to oznaczało, że szkoła przygotowuje do życia w szkole?!

M.: Hm. Dlaczego powiedziałeś, że edukacja domowa daje nawet większe możliwości nawiązywania kontaktów z rówieśnikami, ale tylko teoretycznie? Praktycznie nie daje możliwości?

S.: Bo ja akurat… właściwie nie nawiązuję kontaktów ze wszystkimi. Jakoś tego nie rozumiem.

M.: Czego nie rozumiesz?

S.: Tego nawiązywania kontaktu ze wszystkimi, którzy są obok, po prostu.

M.: Nie rozumiesz dlaczego mamy nawiązywać kontakty, tak?

S.: Nie rozumiem, dlaczego ktoś nawiązuje kontakty zupełnie przypadkowo! W szkole muzycznej na przykład, niektórzy są kolegami tylko dlatego, że chodzą do jednej klasy! Jakoś tego nie rozumiem. I to właśnie jest jedna z moich cech „inności”.

M.: No dobrze, w takim razie co jest dla ciebie definicją kolegi? Kto jest dla ciebie kolegą?

S.: Ktoś, kto po prostu… no nie wiem. Ktoś, z kim dobrze się rozumiem.

M.: Aha.

S.: Ma podobne zainteresowania. I można z tym kimś rozmawiać o nich.

M.: A. Rozumiem. No dobrze, to jak to jest w edukacji domowej? Skąd się takich kolegów bierze?

S.: To wychodzi jakoś tak po prostu!

M.: Bo szkoła ma tę zaletę, że potencjalnie możesz spotkać w niej wielu ludzi, wielu rówieśników, wśród których możesz spotkać tego kogoś, kto będzie miał podobne zainteresowania i z którym się będziesz dobrze rozumieć. A w edukacji domowej skąd bierze się kolegów?

S.: Z różnych lekcji, zajęć.

M.: Aha, no tak.

S.: Albo też czasem wychodzi tak, że jakieś dwie mamy z edukacji domowej zgadają się na jakichś forach czy snapgramach i spotkają się żeby coś tam omówić o edukacji domowej, a przy okazji przyjadą z nimi ich dzieci i się poznają.

M.: A powiedz mi, czy masz kolegów, z którymi lubisz się spotkać i porozmawiać, macie wspólne zainteresowania i rozumiecie się dobrze?

S.: Na przykład Zbyszek.

M.: No tak, Zbyszka poznaliśmy w Stu Pociechach.

S.: Albo Szymona.

M.: No właśnie. Też poznaliśmy go na jakichś zajęciach.

S.: I to jest właściwie wszystko.

M.: Tylko Zbyszek i Szymon?

S.: To znaczy bracia Zbyszka też!

M.: Aha. W czym edukacja domowa jest lepsza od szkoły?

S.: Szkoła to jest taki sztuczny system, który pozwala na edukację we wszystkich dziedzinach równomiernie, tak że wszyscy mają właściwie to samo wykształcenie.

M.: Aha.

S.: Natomiast edukacja domowa nie polega na tym, żeby robić szkołę w domu, chociaż niektórzy tak ją rozumieją. Ja rozumiem to w taki sposób, że chodzi o rozwijanie swoich zainteresowań. Żeby przyszła praca była czymś, co sprawia przyjemność albo chociaż jest ciekawe. Żeby zrobić sobie pracę ze swojego hobby, albo chociaż wymyślić jakąś pracę, która nie będzie za bardzo przeszkadzać, którą mogłoby się wykonywać, ale mieć też czas na realizację swojego hobby. I żeby z niego też mieć jakieś małe zyski, ale to są już kwestie bardziej skomplikowane.

M.: Sądzisz, że to właśnie dlatego edukacja domowa jest lepsza?

S.: Tak, bo pozwala rozwinąć swoje zainteresowanie!

M.: A dlaczego szkoła nie pozwala?

S.: Bo zabiera czas!!!

M.: No tak. To fakt. Szkoła zabiera dużo czasu. Powiedz mi, skoro nie chodzisz do szkoły, masz dużo czasu, to co właściwie robisz przez cały dzień?! Czym się zajmujesz?

S.: Głównie czytam książki. Największą część dnia, ale to zależy. Czasem jest taka specjalna odmiana dnia, tak zwany dzień zabiegany, kiedy jest tak: Rano jest lekcja muzealna, potem trzeba iść szybko do domu, zjeść w pośpiechu obiad, potem iść do szkoły muzycznej, a wieczorem jeszcze na jakiś koncert na przykład. To jest tak zwany dzień zabiegany, w którym nie ma za bardzo czasu na robienie czegoś w domu, bo cały dzień jest się praktycznie poza nim. Ale rozważmy taki normalny dzień, przeciętny, w którym przez większość czasu chodzę i myślę nad grą planszową, albo nad jakimś moim kolejnym światem, albo nad moją książką. Ostatnio myślałem nad kolejną przygodą, scenariuszem do RPG dla moich kolegów.

M.: Aha. A co to jest ten kolejny z twoich światów?

S.: A, bo największą moją przyjemnością, oprócz czytania książek jest wymyślanie różnych światów, z których być może wybiorę najciekawsze i napiszę o nich jakieś opowiadania albo książki.

M.: A więc to robisz w ciągu dnia.

S.: Czytam też książki i ćwiczę na akordeonie… czasem.

M.: Czasem tylko?! Nie ćwiczysz codziennie?

S.: …

M.: Na blogu pisałam też o tym, że lubicie grać w gry planszowe, a ty nic nie powiedziałeś o grach planszowych!

S.: No tak, tak, tak! Gramy w gry planszowe, ale ostatnio jakoś nie graliśmy w nic, bo tata nie ma za bardzo czasu, bo ma dużo pracy i musi śpiewać. Ma próby chóru. A Cyryl w nic nie chce grać, tylko w tego „Robinsona Crusoe”, podczas gdy ja proponuję mu aż dziewięć gier optymalnych dla dwóch osób!!!

M.: Też mam to napisać w wywiadzie?

S.: Tak, możesz.

M.: No dobrze. Opowiedz, jak przygotowujesz się do egzaminów?

S.: Do egzaminów uczę się dopiero wtedy, gdy… Bo ja cały czas zapominam o tym, że powinienem się uczyć do egzaminów. Przypominam sobie dopiero wtedy, kiedy egzaminy już powoli zaczynają się pojawiać na horyzoncie. I wtedy się uczę. Tą metodą na studenta, którą chyba opisywałaś na blogu.

M.: Na dobrze. Uczysz się, gdy masz egzaminy na horyzoncie. Opowiedz, w jaki sposób się uczysz? Ktoś cię uczy?

S.: Mama mi… to znaczy Ty mi.. Za bardzo się wczułem. Ty mi gdzieś wyszukujesz podstawy programowe, drukujesz i ja patrzę na te podstawy programowe, patrzę co jest w podręcznikach.

M.: To, co ja ci drukuję, to nie są podstawy programowe, to są wymagania egzaminacyjne, testy, pytania.

S.: Czytam, robię te wszystkie testy. Ty trochę mnie odpytujesz, pomagasz mi przy testach – po prostu pomagasz mi się uczyć.

M.: Gdyby nie było egzaminów, uczyłbyś się tego, czego uczysz się do egzaminów?

S.: Chyba nie. Nie, nie, nie! Wcale bym się tego nie uczył! Gdyby nie było czegoś takiego jak egzaminy, robiłbym tylko dalej swoją grę planszową i pisałbym książkę.

M.: Ale wtedy nic byś nie wiedział o świecie, nie znał byś historii Polski…

S.: A nie!

M.: Nie wiedziałbyś nic na temat przyrody…

S.: A nieee! Bo to jest właśnie bzdura!!!

M.: Ale powiedziałeś, że nie, że nie uczyłbyś się. To skąd byś to wszystko wiedział?

S.: Z książek!!! Bo właśnie na tym polega edukacja domowa!! Ja uczę się tylko po to, żeby zdać te egzaminy, a wiedza która mnie ciekawi, to sobie czytam, czytam w różnych książkach. Ale zawsze tak jest, że wymagania egzaminacyjne są inne od tego, co ja wyczytam w tych książkach. Trzeba wszystko sprawdzać w podręczniku.

M.: Ale ostatnio, jak przeczytałeś zagadnienia egzaminacyjne do przyrody, to stwierdziłeś, że dużo rzeczy wiesz.

M.: Niezupełnie. Na początku była łatwizna, ale dalsze pytania to były rzeczy dosłownie wyjęte z podręcznika! Absolutnie dosłownie!

S.: No dobrze, bo na egzamin musisz mieć wiedzę podręcznikową. Uważasz, że ta wiedza podręcznikowa jest potrzebna? Uważasz, że człowiek w twoim wieku powinien to wszystko wiedzieć?

S.: Jak dla mnie, to ta wiedza jest zupełnie niepotrzebna! Jest mi potrzebna tylko do tego, żeby zdać egzaminy. Bardzo bym nie chciał zdawać tych egzaminów, bo one moim zdaniem nie mają zupełnie sensu, jak dla mnie.

M.: No dobrze, ale dzięki egzaminom możesz się dowiedzieć, że, załóżmy, Słońce stoi w miejscu, a Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie.

S.: Ty weź mnie nie wkurzaj!

M.: Albo wiesz dzięki egzaminom, co to jest gnomon.

S.: Proszę Cię!!!

M.: To wiedza ogólna nie jest potrzebna?

S.: Jest potrzebna! Nie wiem… fajnie jest to wiedzieć, ale… ja się do tych egzaminów uczę tylko po to, żeby je zdać, i żeby nie chodzić do szkoły, bo jak nie zdam, to będę musiał chodzić do szkoły i nie będę miał czasu na pisanie książki.

M.: Nie obawiałbyś się, gdybyś nie miał egzaminów, że bez tej wiedzy ogólnej byłbyś człowiekiem niewykształconym?

S.: Nie. Właśnie nie.

M.: Więc jednak skądś byś tę wiedzę miał?

S.: A jakbym ich nie zdał, to czułbym się zupełnie wyjałowiony, nie miałbym celu, tylko bym kuł i kuł i kuł i kuł i kuł… i nic by mi z tego nie przyszło!!!

M.: Mówisz o sytuacji, kiedy byś wrócił do szkoły, z powodu niezdania egzaminów?

S.: No właśnie.

M.: Czyli zakładasz, że to kucie i nauka nie przyniosłaby ci satysfakcji. Ale wiesz, jest wielu takich uczniów, którzy lubią się uczyć. Cieszą się, że czegoś się nauczyli, że mają dobre oceny, bo chcą iść do dobrych szkół średnich, na studia.

S.: Bo to jest tylko iluzja! To jest iluzja! Bo oni myślą, że jak będą mieli lepsze szkoły, to będą mieli większą szansę na dobrą pracę… To znaczy teoretycznie jest to prawda. Ale nie do końca, bo szansa na pracę jest wtedy, kiedy ma się jakieś rzemiosło, coś się po prostu konkretnie umie, a nie wtedy, gdy ma się większą wiedzę ogólną.

M.: Też prawda.

S.: No, chyba że chce się zostać nauczycielem, to wtedy wiedza ogólna jest potrzebna.

M.: Jednak w naszym kręgu kulturowym panuje swego rodzaju, nazwijmy to – kult wiedzy ogólnej, człowieka wykształconego. Człowiek, który jest wykształcony, ma prestiż.

S.: No i nic mu z tego nie przychodzi.

M.: Ma po prostu wiedzę, jest mądrzejszy.

S.: Nie jest mądrzejszy! O nie! Ma tylko większą wiedzę!

M.: Aha. No tak.

S.: Bo mądrość przychodzi jedynie z wiekiem.

M.: Nie zawsze. Też nie zawsze.

S.: Albo z doświadczeniem.

M.: Z doświadczeniem też. A czy wiedza pomaga trochę w mądrości?

S.: Nie. Niekoniecznie. Mogą być na przykład sytuacje w których jakaś wiedza może wpływać na mądrość. Wiedza o mądrych rozwiązaniach innych… ale tu już zupełnie odbiegliśmy od tematu.

M.: Więc mówiłeś, że egzaminy nie są potrzebne, tak? Wolałbyś żeby ich nie było?

S.: Jak dla mnie! Nie wiem, jak jest dla innych.

M.: No to dla kogo są te egzaminy? Komuś są pewnie potrzebne, skoro je zrobili, prawda?

S.: Właśnie nie do końca. No ale tak, możliwe, że są potrzebne.

M.: Komu?

S.: Nie wiem. Dla mnie są na pewno po to potrzebne, żebym mógł iść kiedyś na studia.

M.: No tak, będziesz miał dzięki egzaminom świadectwo ukończenia szkoły.

S.: A to już będzie mi dawało możliwość pójścia chociażby do jakiejś zawodówki.

M.: Aha. A chciałbyś iść do jakiejś zawodówki? Myślałeś już o tym, gdzie chciałbyś iść po podstawówce? Albo na jakie studia?

S.: Nie wiem, nie myślałem.

M.: A masz już marzenie, kim chciałbyś zostać w przyszłości?

S.: Nie wiem. Zamierzam pisać książki. Zrobić może kilka gier planszowych, i ewentualnie mieć jeszcze coś… fajnie byłoby mieć jakieś rzemiosło, jakiś fach…

M.: Na przykład umieć grać na akordeonie.

S.: Nieee… No, to znaczy to też!

M.: Żeby grać na weselach…

S.: To też mi się przyda, bo jak mi zabraknie pieniędzy, to zawsze będę mógł wyjść na chodnik i zagrać.

M.: Dużo tak nie zarobisz, co?

S.: Zawsze coś tam będzie, wiesz. Można utrzymać się z naprawdę niewielkiej ilości pieniędzy, jak się tak zastanowić. Jedna osoba może się utrzymać z bardzo niewielkiej ilości.

M.: Tak myślisz? Dlaczego?

S.: No bo zobacz. Rodzina to nie, ale jedna osoba już tak.

M.: Sądzisz, że nie masz aż tak dużych potrzeb?

S.: Tak.

M.: Ok. Powiedz zatem, co robisz w czasie wolnym? Czy w ogóle taka kategoria jak czas wolny u ciebie istnieje, skoro nie chodzisz do szkoły?

S.: Nie, nie istnieje! Czas wolny jest tak jakby cały czas, i jest wolny! I wykorzystuję go tak, jak chcę!

M.: Nie masz obowiązków domowych?

S.: Jak muszę coś w domu zrobić, to po prostu ty mnie prosisz, żebym coś zrobił. Kiedy na przykład mówisz: „Sergiusz, zrób zmywarkę”, to wyjmuję zmywarkę.

M.: Masz jakieś stałe obowiązki, coś za co jesteś odpowiedzialny w domu?

S.: Nie. Czasem jak muszę, to zrobię obiad… czasem poodkurzam, jak trzeba.

M.: Jest jakiś podział obowiązków, taki ścisły?

S.: Nie, nie ma. Próbowałaś coś takiego robić. Tych tabel było chyba z dziesięć, ale nic z nich nie wyszło!

M.: A sprzątasz czasem w swoim pokoju?

S.: To już jest zupełnie inna kwestia, gdyż nie jest to całkowicie mój pokój. Dzielę go razem z Cyrylem i Patrycją, więc…

M.: Razem sprzątacie, tak?

S.: To już wszystko zależy…

M.: Dobrze. Zostawmy temat sprzątania pokoju.

S.: Akurat pokój dzielony przez troje dzieci to jest już coś zdecydowanie bardziej skomplikowanego.

M.: Taaak… właściwie z obowiązków to mógłbyś jeszcze wymienić inne rzeczy, jak robienie zakupów, wieszanie prania, nakrywanie do stołu…

S.: To też. Wynoszenie śmieci, …takie tam różne.

M.: Wracając do czasu wolnego.

S.: Wykorzystuję go tak jak chcę, ale czasem zmuszam siebie do zrobienia czegoś, bo wiem, że jeżeli tego nie zrobię, to będzie skutkowało czymś okropnym, czymś strasznym!

M.: Na przykład?

S.: W takim sensie, że nierobienie lekcji poskutkuje tym, że.. będę musiał iść do szkoły.

M.: Tak czy siak chodzisz do szkoły muzycznej. Czy szkoła muzyczna jest według ciebie podobna do zwykłej szkoły? Masz jakieś, niewielkie co prawda, porównanie.

S.: Troszeczkę mam porównanie, rzeczywiście.

M.: No i co?

S.: Chyba podobna, jeśli chodzi o lekcje teorii. Lekcje akordeonu to zupełnie co innego. Co do teorii, mam takie wrażenie, że ta wiedza zupełnie mi się nie przyda. Chodzę na nią z konieczności. Trochę mnie to wkurza, bo jestem do tego zmuszany. W sumie niby jestem do tego zmuszany, a jednocześnie tak naprawdę wcale nie muszę na nią chodzić, bo jak nie zdam, to nic mnie to nie rusza. Ale znów jakbym nie zdał do kolejnej klasy, to musiałbym nadal być w tej szkole muzycznej, a chcę ją jak najszybciej skończyć. Więc muszę się w miarę dobrze uczyć.

M.: Lubisz grać na akordeonie?

S.: Nie wiem.

M.: Ciekawe… Jeszcze à propos szkoły. Dzieci, które chodzą do szkoły, są obeznane z różnymi młodzieżowymi trendami, modami na seriale, filmy, bohaterów, idoli…

S.: A co mnie to interesuje???!!!! Co mnie to obchodzi???!!!

M.: Poczekaj, daj dokończyć. Czujesz że coś cię omija, czy nie?

S.: A co mnie to interesuje??!! Mnie to guzik obchodzi.

M.: Aha. Dobrze. Ale tak nie napiszemy, że „mnie to guzik obchodzi”, tylko powiedz ładnie, żeby można było napisać.

S.: Ale weź! Musi być jakaś siła wyrazu, emocji!

M.: No dobrze, zostawimy. Kolejne pytanie. Czy sądzisz, że dzieci w edukacji domowej są chowane pod kloszem i że nie będą umiały się odnaleźć w społeczeństwie?

S.: I to jest właśnie największy mit! Bo właśnie akurat szkoła tak robi, bo szkoła jest sztucznym środowiskiem, w którym masz dostęp tylko do swoich rówieśników…

M.: I do nauczycieli! Przepraszam, do nauczycieli też!

S.: Do nauczycieli też, ale nie do końca. To jest zupełnie sztuczne środowisko, którego później nigdzie nie ma w dorosłym życiu. To właśnie w domu da się przygotować do życia w społeczeństwie, bo ma się więcej czasu na robienie różnych obowiązków, i które umie się później zrobić, gdy ma się samemu swój dom!

M.: Wydaje ci się, że będziesz umiał lepiej prowadzić swój dom, gdy będziesz dorosły?

S.: No tak. Gdybym chodził do szkoły, to musiałbym odrabiać lekcje i nie miałbym za bardzo czasu na robienie tych rzeczy.

M.: Tak, rzeczywiście. W moim pytaniu zawiera się też kwestia, czym jest życie w społeczeństwie. Dlaczego człowiek, który jest w edukacji domowej, miałby mieć problem z życiem w społeczeństwie?

S.: Zupełnie nie miałby. Bo właśnie w edukacji domowej ma się tak jakby społeczeństwo, bo jest się cały czas w tym. Społeczeństwo jest tworem bardzo złożonym.

M.: Co lubisz najbardziej w edukacji domowej?

S.: Swobodę!

M.: Swobodę w czym?

S.: Po prostu swobodę. To jest zaleta, która jest właściwie jedyną zaletą edukacji domowej, ale jest ona olbrzymia. Nie tylko ze względu na ogólność słowa swoboda.

M.: Chodzi ci o swobodę działania, myślenia?

S.: Swobodę czasu.

M.: Można powiedzieć, że w edukacji domowej jesteśmy panami swojego czasu, możemy ze swoim czasem robić to, co nam się podoba.

S.: Też nie do końca, bo czasem rodzice nas do czegoś zmuszają, ale za to w szkole jest się zmuszanym do czegoś przez cały czas.

M.: Co jest wadą edukacji domowej?

S.: Ma ich kilka, ale musiałbym się zastanowić.

M.: Nie wiesz w tej chwili?

S.: Jedną z wad, czymś co mnie wkurza, jest rodzeństwo. Częściowo rodzeństwo jest bardzo fajne. To jest rzecz bardzo specyficzna. Młodsze rodzeństwo czasem wkurza i to strasznie, a czasem potrafi rozśmieszyć albo rozradować. To zresztą nie może być pojmowane jako zaleta czy wada, tylko jako cecha.

M.: Cieszysz się, że masz rodzeństwo czy wolałbyś być jedynakiem?

S.: Czasem sobie myślę, że naprawdę wolałbym… czasem mówię sobie: „O nie! Boże, czemuś mnie pokarał rodzeństwem!”

M.: Ale tylko czasem?

S.: Tylko czasem.

M.: Mam nadzieję! A nie denerwuje cię, że ja każę ci coś robić, albo gderam czy krzyczę?

S.: Tylko czasem. To zależy od sytuacji. To też już jest raczej cecha.

M.: Myślisz, że to ma związek z edukacją domową?

S.: To już zależy od osobowości, też mojej, a ja jestem porywczy raczej. Odziedziczyłem to po tobie więc wychodzi taka wybuchowa mieszanka. Skoro większość czasu z tobą spędzam.

M.: A to nie jest wada edukacji domowej, że dużo czasu spędza się z rodzicami?

S.: Trochę mnie martwi to, że nie mogę spędzać więcej czasu z tatą, bo tata dużo pracuje. Ale to już nie jest o edukacji domowej, tylko o naszej rodzinie.

M.: Co byś chciał robić z tatą, gdyby miał więcej czasu?

S.: Grać w gry planszowe albo rozmawiać.

M.: Aha. Powiedz mi, czy masz jakieś hobby? Są jakieś sporty, które lubisz uprawiać?

S.: Hobby? Nie mam hobby, gdyż moje hobby to jest to czym jestem, moje tworzenie światów. To jest moje jestestwo. Tego nie można nazwać hobby, to jest coś więcej! Ale mam jedno coś, co rzeczywiście można nazwać hobby, czyli po prostu zbieram kapsle.

M.: A jakie sporty lubisz uprawiać?

S.: No właściwie…

M.: Jesteś pasjonatem sportu?

S.: Nie, ale jestem początkującym łucznikiem. Czasem jeżdżę na rowerze z tatą.

M.: A lubisz śpiewać, grać? Z tego co powiedziałeś, nie wynika, żeby muzyka była twoją pasją?

S.: Nie, nie jest.

M.: Lubisz słuchać muzyki?

S.: Tak, słuchać muzyki bardzo lubię. Mam takie specyficzne coś, że nie mogę się powstrzymać od śpiewania, jak jestem w domu czy gdzieś, gdzie czuję się „swojo”. Nawet jeśli czuję się „swojo”, ale jest to miejsce publiczne, to mam jakiś hamulec, dzięki czemu w miejscach publicznych jestem kimś zupełnie innym niż w domu. W domu jestem kimś, kto ciągle chodzi, gada, śpiewa, improwizuje, myśli, gada do siebie, a w innych środowiskach, na przykład w szkole muzycznej jestem takim cichym, całkowicie zamkniętym. Jestem kimś tajemniczym, właściwie nic o mnie nie wiadomo.

M.: To ciekawe.

S.: I to mi się podoba!

M.: Właśnie miałam zapytać, czy nie chciałbyś, żeby ludzie wiedzieli, jaki jesteś naprawdę?

S.: Nie, właśnie tak jest dobrze.

M.: Chciałbyś coś jeszcze dodać na zakończenie?

S.: Nie potrzeba nic dodawać na koniec, gdyż jest całkiem spory nadmiar pomiędzy.

M.: Bardzo ci dziękuję.

***

Gwoli ścisłości dodam, że dużą część „sporego nadmiaru pomiędzy” usunęliśmy z Sergiuszem podczas autoryzacji wywiadu. I obawiam się, że po opublikowaniu go nie będzie już taki tajemniczy, jakby sobie życzył…

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

11 komentarzy

    1. Wielokrotnie myślałam o tym, co o edukacji domowej powiedział Sergiusz.
      Dziś przeczytałam, co do powiedzenia miała Jadwiga.
      Sergiusz nie doświadczył systemu szkolnego, Jadwiga nie doświadczyła systemu innego niż szkolny.
      Każde ma inny punkt widzenia, każde ma do tego prawo.

  1. Muszę przyznać, że mnie jako osobie za kilka miesięcy kończącej gimnazjum i zaczynającej naukę w liceum, ten wywiad rozwalił mózg, że tak się za przeproszeniem kolokwialnie wyrażę. Niesamowicie dużo mitów obalonych w niesamowicie mądrych słowach. Jestem pod ogromnym wrażeniem i zaczynam się zastanawiać nad czymś, co dla mnie było jakąś stałą, daną, konkretną wartością. Czuję potrzebę „odpowiedzi” Sergiuszowi, jako przedstawicielka „szkolnej masy”. Jestem tak zainspirowana, że na pewno powstanie z tego tekst. Serdecznie pozdrawiam Ciebie i Sergiusza!

    1. Och, Jadwigo! Rzeczywiście długi, tak jak ten wywiad☺. Przyznam że padam już na nos – ostatnie dni czas mam tak intensywnie zapełniony, że Internet poszedł w odstawkę… przeczytam na spokojnie jutro!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *