Rozsądny minimalizm, czyli nie wyrzucaj pochopnie

Rozsądny minimalizm by Kornelia Orwat

Niedawno dopisałam w blogowej notce o sobie, że uczę się minimalizmu.

A dzisiaj chcę Wam (i sobie, ku pamięci) powiedzieć, że z minimalizmem dobrze jest być ostrożnym. Właściwie można by powiedzieć, że dobrze jest rozumieć zasadę „mniej znaczy więcej” również jako „mniej kupuj i mniej wyrzucaj”.

Przyznam, że lubię wpadać w szał wyrzucania.

Pozbywania się rzeczy. Odgracania. Lubię puste przestrzenie w szafkach, na półkach, parapetach i w ogóle. Ale przy dużej rodzinie na stosunkowo niedużej przestrzeni (i braku piwnicy, bo jak mogliśmy kupić, to nie chcieliśmy, gdyż uznaliśmy nie bez racji, że piwnica to przecież taki śmietnik, tylko że rzadziej opróżniany) nie jest łatwo zachować puste przestrzenie. I czasami moje wyrzucanie* kończy się tym, że co prawda jest odgracone, ale… czasem czegoś zaczyna brakować. A było. Mieliśmy. Tylko Werka odgraciła.

Na przykład po ostatnich wakacyjno-remontowych czystkach zaczęło nam brakować dzbanków. Do wody, do mleka, do herbaty. Bo akurat te kilka sztuk, które sobie zostawiłam, się wzięły i wytłukły. Jak na złość i jakby ku przestrodze.

Zaczęło nam nagle brakować też kul. Tak, kul, takich do chodzenia. Bo mieliśmy, ale oddałam. No bo heloł, myślę sobie, po co nam kule, przecież ja w życiu niczego nie złamałam, a żyję już ponad czterdzieści lat, więc prawdopodobieństwo, że będą nam potrzebne kule, jest… No tak. Prawdopodobieństwo jest. I zrobiło nam psikusa, bo mąż skręcił nogę w kostce tak fatalnie, że jest unieruchomiona (w ortezie) na ponad miesiąc, i bez kul ani rusz. Więc trzeba było kupić drugie.

Tak więc uważajcie na ten minimalizm.

Czasem lepiej zachomikować na ciężkie czasy, niż pochopnie się pozbywać. Bo potem trzeba jojczyć (Ojej, po co ja to oddałam!), wysłuchiwać no-i-po-cowania (No i po co oddałaś?!), szukać, chodzić, kupować, a to jest strata nerwów, czasu i pieniędzy. Więc nie minimalistycznie.

Z drugiej strony, uważajcie też na chomikowanie.

Bo taka dajmy na to piwnica niesie ze sobą koszty (trzeba kupić, a potem płacić czynsz). Warto to sobie podliczyć, bo może się okazać, że taniej kupić w razie potrzeby te dzbanki i kule i inne przydasie za kilka, kilkadziesiąt złotych, niż je chomikować w piwnicy czy schowku za tysiące złotych. Bo to też nie minimalistycznie.


Więc rozsądny minimalizm, czyli coś pomiędzy niemaniem niczego a zapewnieniem sobie i swojej rodzinie poczucia bezpieczeństwa i komfortu to właśnie to, czego się uczę, mówiąc, że uczę się minimalizmu.


* wyrzucanie znaczy w tym wypadku raczej oddawanie/sprzedawanie do drugiego obiegu niż wywalanie na śmietnik, gdyby ktoś chciał mi, autorce bloga o zero waste zarzucić hipokryzję


PS Pisałam we wpisie Blog na nowo o tym, że mamy za dużo książek. Tak, to też wyraz mojego zamiłowania do pustych półek. (W sensie to pisanie, że mamy za dużo książek, a nie to, że je mamy!)

PS 2 Gdy pisałam powyższy tekst, była niedziela (tydzień temu) i Feedly mi pokazało na telefonie, że pojawił się nowy tekst na blogu Pani Strzelec. I ten tekst był o… odgracaniu, wyrzucaniu, piwnicy… Jakbyśmy w tym samym momencie o tym samym pomyślały!

PS 3 Jeśli czekacie na moje teksty o edukacji domowej, to będą, będą! Na razie potrzebuję się wygadać na tematy po prostu życiowe.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *