Plany i cele na Nowy Rok 2019

Plany i cele na 2019 rok by Kornelia Orwat

Po napisaniu poprzedniego felietoniku podsumowującego miniony rok uzmysłowiłam sobie, że to podsumowanie jakieś takie niepełne zrobiłam.

O tylu różnych rzeczach zapomniałam. Wspomniałam o błahych, a kilka ważnych pominęłam. Jak to tak?

Na przykład o zakończeniu mojego blogowego wyzwania (które było wyzwaniem szczególnie dla mnie) Rok Bez Marnotrawstwa – nie wspomniałam. O napisaniu e-booka (zwanego szumnie „kursem”) na temat zero waste dla początkujących – nie wspomniałam. O tym, że przeczytałam „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika.” Stephena Kinga i omal nie zemdlałam, gdy uzmysłowiłam sobie ilość przysłówków (niepotrzebnych!), które na tych łamach zapisałam – nie wspomniałam. Jak to tak?

Ze spraw mniej blogowych, a zdecydowanie bardziej życiowych: O naszej piętnastej rocznicy ślubu i moich „zaraz-po-tym” zaślubinach z morzem (zgubiłam na plaży obrączkę) – nie wspomniałam. O naszym śpiewaniu w chórku w niesamowitym Wieczorku Kabaretu Starszych Panów – nie wspomniałam. Jak to tak?!

Ale może to oznacza, że te żagle i kajaki były jednak ważniejsze?

No ale jak to tak?!!

Niezbadane są wyroki boskie, niezbadana kobieca logika, niezbadane meandry mojej pamięci.

No i tak się zastanawiam. Czy te wszystkie podsumowania mają sens? Czy ktokolwiek poza blogerami, menedżerami i księgowymi robi roczne podsumowania? Komu to potrzebne?

Ale czy zawsze trzeba robić to, co potrzebne? Nie można tak po prostu, dla zabawy?

Więc proszę, potraktujcie te moje podsumowania z lekkim przymrużeniem oka. Mam nadzieję, że w ogóle mojego bloga traktujecie z przymrużeniem oka?

Chcę Wam dzisiaj napisać o moich planach na rok 2019.

Żartowałam.

Nie napiszę Wam o planach. Po co się będę kompromitować? No dobrze, mamy parę zaplanowanych rzeczy typu egzaminy, wakacje (zwłaszcza wakacje!), wizyty u lekarzy, koncerty w szkole muzycznej i szkółce baletowej, ale to nie plany, tylko grafik. Plany, o których mogłabym Wam napisać, dotyczyłyby bardziej mojego osobistego rozwoju (prawda że łał?), pracy wychowawczej i edukacyjnej z dziećmi (jeszcze większe łał?) oraz pracy nad naszą małżeńską relacją (nieee… no w ogóle… ŁAŁ!).

Dlatego nie będę się kompromitować. Co będzie to będzie.

Parę słów jednakowoż wspomnę na temat bloga. Bo to i pasuje, i wypada wspomnieć w tym miejscu.

Otóż prowadzenie bloga wciąż mnie ekscytuje. Nie chcę znów o tym zanudzać, ale aż sama się dziwię, bo w wielu sprawach niesie mnie słomiany zapał, a tu – wciąż trwam i trwam na tym zagonie słów, choć według niektórych znawców tematu powinnam go dawno zaorać (bo nie mam iluś tam tysięcy odsłon). No więc, skoro ekscytuje, to i kreatywuje. To znaczy motywuje kreatywnie albo kreatywizuje motywację albo coś w tym rodzaju. Mniejsza z tym.

Więc mnie kusi, co by tu jeszcze.

Może nowe osobiste wyzwanie typu „piszę i publikuję codziennie przez miesiąc”? Tak żeby wyluzować się z pisaniem i nie cyzelować każdego artykuliku/felietoniku po kilka godzin (kto by pomyślał, nie?) a jednocześnie sprawdzić, dokąd mnie to zaprowadzi i co z mojej głowy wydobędzie (szaleństwo wydobędzie?)?

Może wyzwanie Rok Bez Marnotrawstwa wersja 2.0? Może nowy e-book, będący kompilacją wszystkich zadań z wyzwania? Może e-book z opublikowanymi felietonikami na temat edukacji domowej? Może wywiady z dziećmi i mężem? Z koleżankami i kolegami po fachu, czyli edukacji domowej? Jak to robią, że nie wariują? Że trwają w tym wspaniałym szaleństwie?

Poza tym, wciąż czeka na swoją kolej wiele różnych kosmetycznych poprawek na blogu, wyłuskanie niespełnionych obietnic artykułów „na jakiś tam temat” i napisanie ich, ustawienie automatycznej wysyłki e-booków (z Mailchimpa przerzucam się na MailerLite więc trochę z tym roboty), zrobienie porządku w zakładkach, kategoriach i tagach (jest ich stanowczo za dużo!) i inne pracochłonne i czasochłonne drobiażdżki.

Zastanawiam się też nad tematyką bloga.

W zasadzie i w podtytule jest on „o rodzinie, edukacji domowej i idei zero waste”. No i masz babo placek. Tak naprawdę powinno stać: „o wszystkim, co mi ślina na język przyniesie”. Na ale tak nie wypada. Dlatego proszę Was uprzejmie – traktujcie podtytuł bloga z przymrużeniem oka. Znów. Wszystko z tym przymrużeniem oka. Tak już mam.

Podejrzewam, że chodzi o ucieczkę od odpowiedzialności. Żeby nie było. Wiecie – to jak „przed zastosowaniem skonsultuj się z lekarzem i farmaceutą”, tyle że u mnie jest „czytaj, czytaj, ale pamiętaj że trochę ściemniam i nie próbuj tego w domu”. Z drugiej strony – napisałam przecież kilka całkiem poważnych artykulików. Tak mi w duszy zagrało. Raz tak, raz siak.

Tematyka bloga to sprawa nieoczywista. Ewoluuje wraz ze mną i moim życiem.

Cele. O planach nie napisałam, ale o celach dwa słowa.

Na Nowy Rok wybrałam dla siebie jeden cel: skupiać się na mocnych stronach, nie na słabościach. W odniesieniu do życia, do bliskich, do siebie samej. Skupiać się, to znaczy wzmacniać, rozwijać mocne strony, zamiast wciąż naprawiać te słabe. To trochę kontrowersyjne i trudne podejście, ale jakoś napawa mnie nadzieją. Myślę, że jeszcze o tym napiszę.

Mam też jeden cel dotyczący bloga: zastanowić się, po co to robię. Bo to, że mam grafomanię to jedno. Ale mogłabym pisać do szuflady, prawda? Więc – dla kogo piszę? Bo raz mi się zdaje, że dla Was. Innym razem – że dla siebie. A po co? Bo lubię? Bo mi się chce? Mam natchnienie? Bo myślę, że mam coś ważnego do przekazania? (Really?) Blog to jednak dziwny twór. Pamiętnik. Dziennik. Dawniej takie coś pisało się w sekrecie i nikomu nie pokazywało. A dziś? Pamiętnik dla publiczności? A cóż to takiego? Dziwne czasy nastały. Muszę to przemyśleć.

Jeszcze raz życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku 2019!

Byle do przodu! Byle z uśmiechem. Byle nie z pośpiechem. Róbmy swoje, módlmy się i pracujmy, kochajmy siebie i ludzi. Nie narzekajmy. Nie krytykujmy. Nie porównujmy. „Patrz siebie, a będziesz w niebie” – mówi stare przysłowie pszczół, a mój Mąż dzieciom.

(Ale ze mnie moralizatorka wychodzi. Taka mocna w teorii, a tak słaba w praktyce…)

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

2 komentarze

  1. Blog to dziwny twór, zwłaszcza, gdy nie ma reakcji zwrotnej…
    Dlatego zwracam…. ups. … ekhm… to jest przymrużam to oko 😉
    I drugie też 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *