Jakiś czas temu przeczytałam książkę Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety Rene Engeln.
Poruszyła mnie i zdumiała. Ale też i sporo nauczyła. Wynotowałam sobie parę rzeczy i chcę się nimi z Wami podzielić. Nie pisałam poniższego tekstu w natchnieniu, są to po prostu notatki, zapisane „ku pamięci” i ku przestrodze. Będę do nich wracać.
Tytułowa obsesja piękna to „choroba”, na którą cierpią i ludzie, i kultura. A przy tym jedno zaraża drugie, w obie strony.
Obsesja piękna – choroba naszych czasów
Piękno jest z natury rzeczy rzadkie, wyjątkowe i ulotne. Dlatego właśnie jest tak cenne.
A skoro jest rzadkością, to jest nieosiągalne dla większości z nas. Po co więc gonić za nieosiągalnym, ulotnym? Nie lepiej skupić się na tym, na co mamy większy wpływ? Zamiast trenować, by osiągnąć sylwetkę podobną do sylwetki kogoś, kim nigdy nie będziemy, trenujmy dla zdrowia i kondycji.
Jesteśmy bombardowani przez popkulturę i reklamę wizerunkami pięknych, wspaniale ubranych ludzi, co sprawia fałszywe wrażenie, że… tak już jest, że wszyscy wokół są piękni, a jeśli nie są (szok i niedowierzanie!), to powinni coś z tym zrobić. My sami też powinniśmy coś z tym zrobić. Więc kupujemy, poprawiamy, malujemy, farbujemy, smarujemy, podnosimy, modelujemy…
Wniosek: Pogódźmy się z tym, że piękno jest dobrem rzadkim jak cenny kruszec. Nie każdy może i nie każdy musi być piękny. Pamiętajmy też, że „nie wszystko złoto, co się świeci”.
(Co ciekawe, autorka książki polemizuje z tezą, że piękno kobiecego ciała to rzecz względna i zależna od mody czy obowiązujących w danym okresie historycznym kanonów urody).
Monitorowanie wyglądu
Jednym z objawów obsesji piękna jest ciągłe myślenie o tym, jak wyglądam.
Zaburza skupienie się na rzeczach istotnych w danym momencie. Zamiast myśleć, co mówię czy co robię, zastanawiam się na przykład, jak układa się moja bluzka albo czy moje włosy nazbyt się nie puszą. Zamiast cieszyć się ze spotkania z ludźmi, z rozmowy, nieustannie monitoruję to, jak wyglądam i co oni o moim wyglądzie myślą.
Najgorzej jest, gdy nosimy jakieś niewygodne, bardzo dopasowane lub skąpe ubrania, bo wciąż musimy uważać, żeby coś nam „nie podjeżdżało”, nie wystawało za bardzo itp.
Czytając Obsesję piękna, przypomniałam sobie, jak monitorowanie wyglądu utrudniało mi życie, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły. (Później nieco mniej, bo z wiekiem nabrałam pewności siebie). Uświadomiłam sobie, że lęk przed tym, jak ktoś nas – a tak naprawdę nasz wygląd – oceni, blokuje wiele młodych dziewczyn przed byciem sobą, przed ujawnieniem swojego potencjału.
Wniosek: Myśląc, że ludzie zwracają szczególną uwagę na nasz wygląd, nakręcamy spiralę obsesji piękna, bo prawdopodobnie sami zwracamy przesadnie uwagę na to, jak wyglądają inni. Dodatkowo mamy zły wpływ na nasze dzieci – uczą się od nas obsesji na punkcie wyglądu. Skupmy się bardziej na słuchaniu drugiego człowieka, niż na jego „oglądaniu”. A sami… dbajmy o to, co mówimy i jak się zachowujemy, a nie jak wyglądamy. No i ubierajmy się wygodnie i nie odsłaniajmy za dużo. Bo między innymi z tego ostatniego wynika…
Uprzedmiotowienie
Przykładem uprzedmiotowienia jest używanie kobiecego ciała w reklamach (nie tylko ubrań czy kosmetyków).
Najgorsze z możliwych jest używanie w tych reklamach FRAGMENTÓW kobiecego ciała, z pominięciem twarzy. Pokazywanie nóg, rąk, piersi… albo całego ciała, ale bez twarzy. Nie ma tam już człowieka, nie ma kobiety (a coraz częściej dotyczy to też mężczyzn). Jest tylko ponętne, często nagie (!) ciało. Skutki społeczne takiego uprzedmiotowienia i seksualizacji są fatalne. Obsesja piękna przeradza się w inne, coraz bardziej destrukcyjne i niebezpieczne obsesje. Uprzedmiotowienie w życiu codziennym staje się faktem.
Wniosek: Nie kupujmy czasopism kobiecych skupionych na ciele i wyglądzie. Nie oglądajmy reklam uprzedmiotawiających. Uważajmy na programy telewizyjne – wszelkie „szkoły stylu”, metamorfozy, konkursy piękności. Jeśli nie da się uniknąć oglądania reklam (billboardy!) – protestujmy i bojkotujmy marki, które reklamują się w uprzedmiotawiający kobiety sposób.
(Gdzie są aktywistki-feministki?! Czy ja dobrze słyszę, że pokazują gołe piersi na Instagramie w ramach walki o równość płci?!)
Ponadto: Uważajmy na to, jak same się ubieramy. I jak ubierają się nasze córki. A przede wszystkim – nie oceniajmy kobiet przez pryzmat wyglądu. Bo…
Przejawem uprzedmiotowienia jest oczekiwanie od kobiet, żeby były ozdobą, żeby były piękne. Od dziecka tresowane są do myślenia, że ich wartość mierzy się wyglądem.
Jak się to odbywa? Dziewczynki częściej słyszą, że są śliczne niż mądre czy dobre. (Swoją drogą… może tak jest po prostu ludziom wygodniej, szybciej? Nie muszą wysilać się na doszukiwanie się tej dobroci czy mądrości, które są przecież bardziej „ukryte” niż uroda). Kultura popularna jest przesycona obrazami, które sugerują, że piękny znaczy dobry i fajny, a brzydki – zły. (Tutaj można by podyskutować, bo rzecz dotyczy już chyba tylko tych tradycyjnych baśni, gdzie dobra księżniczka zawsze jest piękna, a zła czarownica – brzydka.) Ale wracając do komplementów.
„O, jaka ładna z ciebie dziewczynka!”
„Świetnie wyglądasz w tej sukience!”
„No, no! Zaraz się będą za tobą chłopaki oglądać”.
Która z nas tego nie słyszała? Która się na to oburzała, a która karmiła tym swoją próżność?
Do pewnego stopnia jest to naturalne. Kobiety chcą się podobać, bo chcą znaleźć męża, żeby mieć z nim dzieci! Z kolei mężczyzna chce znaleźć najpiękniejszą, bo uroda (np. ładna cera i włosy) jest przejawem zdrowia. Tak działa natura, tak działają jej siły mające na celu przedłużenie gatunku ludzkiego. Więc dobrze – chcemy się podobać. Ale to nie oznacza, że mamy swoje poczucie wartości opierać PRZEDE WSZYSTKIM na tym, jak wyglądamy!
Ocenianie kobiet (tutaj muszę zaznaczyć, że książka porusza temat obsesji piękna w kontekście kobiet, ale chyba – niech żyje równouprawnienie? – coraz bardziej dotyczy to też mężczyzn) przez pryzmat tego, jak wyglądają, jest bardzo częstym zjawiskiem, nie tylko w popkulturze, ale i w życiu codziennym (kto z nas jest bez winy?). Najbardziej narażone są kobiety piastujące eksponowane stanowiska i celebrytki. Gdy są ładne, atrakcyjne, bywają postrzegane jako niekompetentne („głupia blondynka, karierę zrobiła dzięki urodzie”), natomiast gdy nie są ładne, dostaje im się właśnie za to („Co za baba! Jak ona wygląda! Jak jej nie wstyd się tak pokazywać w TV?”).
Wniosek: Budujmy poczucie wartości na zaletach ducha i umysłu, a nie ciała. Chwalmy i doceniajmy innych za to, kim są i co osiągnęli, a nie za to, jak wyglądają. Wspierajmy w tym nasze dzieci, szczególnie dziewczynki. Uczmy ich tego.
Podsumowanie – co robić, żeby nie „zachorować” na obsesję piękna?
Robić oczywiście wszystkie te rzeczy, które wyróżniłam w ramkach, a oprócz tego:
1. Nie prawić komplementów na temat wyglądu.
Badania dowiodły, że komplementy i afirmacje typu „Jesteś/jestem piękna!” „Fantastycznie wyglądasz/wyglądam!” wbijają nas w poczucie, że trzeba być piękną i fajnie wyglądać, żeby fajnie się czuć, podobać się. Poza tym niepotrzebnie sprawiają, że ZNÓW myślimy o wyglądzie.
2. Nie prowadzić rozmów na tematy urody i jej poprawiania.
Szczególnie rozmów na temat swoich fałdek, dodatkowych kilogramów (i tego, że koniecznie, ale to koniecznie przed sezonem plażowym musimy się ich pozbyć), zmarszczek czy siwych włosów (dla mnie akurat są piękne).
3. Nie krytykować wyglądu swojego czy innych.
Szczególnie innych kobiet (kobieta kobiecie wilkiem!), szczególnie przy dzieciach (szybko się uczą). Tutaj też działa mechanizm „Im więcej, tym bardziej”, czyli im więcej rozmawiamy o urodzie i wyglądzie, tym bardziej popadamy w obsesję piękna.
4. Skupić się na rozmawianiu i myśleniu o innych niż wygląd zaletach ciała, ducha i umysłu.
Zaletach takich jak siła, sprawność, zdrowie, dobre serce, mądrość, wiedza, umiejętności, relacje z ludźmi… Skupić się też na ich rozwijaniu!
5. Kreować kulturę, w której nie zawsze piękny znaczy bogaty, dobry i mądry.
Odrzucić wszechobecną urodę w reklamach czy filmach. Pokazywać więcej brzydkich albo przeciętnych ludzi. Kreować na autorytety ludzi (czy autorytety się kreuje?), którzy niekoniecznie są piękni, ale za to mądrzy.
6. Dbanie o ciało bardziej wiązać ze zdrowiem i sprawnością niż z urodą.
Nie mówić, że biegam, bo chcę schudnąć i mieć wyrzeźbione pośladki (!), tylko że chcę być zdrowa i sprawna.
7. Odrzucić pracochłonne, czasochłonne i kosztowne rytuały dbania o urodę.
Zdrowy rozsądek i umiar jest bardzo pożądany.
I jeszcze rada dla rodziców.
Ojciec (matka zresztą też) nie powinien mówić córce, że jest piękna, tylko że jest mądra, dobra itp. Im mniej koncentrujemy się na wyglądzie, swoim i innych, tym lepiej. Podstawa to wyrobienie w dzieciach przekonania, że ich szczęście nie zależy od urody, od wyglądu. Że szczęście budujemy na innych podstawach. Że są lubiane, cenione i kochane nie za to, jak wyglądają, ale jakimi są ludźmi.