Od czasu do czasu męska część domowników zarzuca mi, że mam obsesję na punkcie sprzątania.
Bo widok pie… bałaganu budzi we mnie chęć wyrzucenia tego wszystkiego na środek pokoju i wydania okrzyku: „Posprzątajcie mi to natychmiast!”?
Ja mam obsesję?!
A czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego w szafie mojego najmłodszego żeńskiego domownika jest porządek? Może tzw. nauka o gender będzie tu pomocna?
Ach, jak chętnie wrzuciłabym te wszystkie porozkładane (rozsypane) klocki do jednego pudełka!
Z jakichś tajemniczych powodów ich właściciele potrzebują mieć je rozłożone w przedziwnych konfiguracjach.
Zaklinają się, że wcale nie mają trudności ze znalezieniem odpowiednich elementów w tym chaosie.
I co ja mam z tym zrobić? Przeczytałam kolejny (A może rzeczywiście to obsesja?! Ratunku!) poradnik na temat porządków – „Magia sprzątania” Marie Kondo. Metoda wydaje się genialna w swej prostocie. W skrócie sprowadza się do zasady: kochasz coś lub używasz – zostawiasz, nie kochasz lub nie używasz – wyrzucasz.
Wszystko pięknie i nawet w pewnych okolicznościach działa (w ten sposób np. skutecznie uporządkowałam naszą domową bibliotekę), ale oto jak na zawołanie wpadł mi przypadkiem w ręce dodatek GW – „Nauka dla każdego” (nr 9).
W wywiadzie zatytułowanym „Bałagan” fizyk Łukasz Badowski przypomniał mi to, o czym zresztą często przypomina mój Mąż.
Mianowicie przypomniał o prawie entropii, czyli o tym, że wszechświat dąży do coraz większego nieuporządkowania.
Związane jest to ściśle z upływem czasu, który płynie w tym samym kierunku, w którym nieuporządkowanie rośnie.
Porządkując jakieś miejsce, wydatkujemy energię, która powoduje wzrost nieuporządkowania wszechświata. Basta. Prawo fizyki.
Łukasz Badowski mówi prowokująco:
„Sprzątanie jest rzeczą bezsensowną i nieekologiczną. Marnujemy mnóstwo energii i środków, by usunąć śmieci. A w międzyczasie generujemy kolejne odpady.”
Zauważyłam to wczoraj, myjąc podlogę w domu. Nikt chyba nie zaprzeczy, że należy to robić, chyba że chce się mieć na podłodze klepisko z brudu zamiast parkietu. Ale…Wylewając do wanny i ubikacji brudną wodę i myjąc mopa szarym mydłem, uświadomiłam sobie, że rzeczywiście – zmniejszyłam stopień nieuporządkowania na podłodze mieszkania, lecz jednocześnie zwiększyłam zanieczyszczenie wody, w dodatku uzupełniając jej skład o mydło. Więc ilość brudu została ta sama (zmieniło się tylko jego położenie – brud z podłogi znalazł się w wodzie), a dodatkowo zanieczyściłam wodę detergentem i jeszcze wydatkowałam sporo energii.
Zainteresował mnie też fragment przytoczonej wypowiedzi dotyczący usuwania śmieci i generowania odpadów (to z powodu mojego projektu Odśmiecownia). W kontekście metody Marie Kondo z „Magii sprzątania” sprzątanie polega na wyrzucaniu, więc generowaniu śmieci. Wszystko sprowadza się więc do tego, że najpierw kupujemy, gromadzimy przedmioty, a potem, gdy chaos (i krew) już nas zalewa, zabieramy się za sprzątanie, czyli wyrzucanie! Czyli generowanie śmieci.
Proponuję rozwiązanie: DOBROWOLNA PROSTOTA i MINIMALIZM.
Ograniczajmy kupowanie rzeczy, bez których możemy się obyć lub z których możemy skorzystać w inny sposób (np. pożyczając).
Kiedy byłam ostatnio w jednym z megamarketów, przeraziłam się okropnym, duszącym zapachem tworzyw sztucznych, jakimi był wypełniony. Popatrzyłam na półki uginające się pod ciężarem towarów wszelkiej maści, prawie wszystkich zapakowanych w plastik lub zrobionych z plastiku i wyobraziłam sobie, jak ląduje to kiedyś na śmietniku.
Ileż tam było rzeczy zbędnych! Pomyślałam jak Sokrates: Bez ilu rzeczy mogę się obyć!
p.s. Najwyraźniej sprzątanie to coś, co mnie fascynuje. Kilka miesięcy wcześniej też napisałam artykuł o nim. Gdybym tak lubiła sprzątać jak lubię pisać…
2 komentarze