Byliśmy dziś w Warszawskim ZOO obejrzeć wystawę pt.: “Motyle Ameryki Południowej i Środkowej”.
To interesujące same w sobie, oglądać motyle w ZOO. Oprócz inkubatora z poczwarkami, z których wykluwały się dorosłe osobniki, podziwialiśmy latające swobodnie po hali olbrzymie motyle z gatunków Morpho peleides i Siproeta stelenes. Skrzydła największych z nich miały po ok. 10 cm rozpiętości!
Oto Morpho peleides siedzący na ziemi (Uwaga! Nie rozdeptać!):
oraz w całej szafirowej okazałości, a właściwie – rozłożoności:
Rodzynek mówi, że te “oczy” na złożonych skrzydłach służą z pewnością do odstraszania drapieżników. Muszę też dodać, że zasługą Najstarszego było odkrycie, że “szafirek” i “szaraczek” to ten sam motyl.
A oto drugi gatunek, Siproeta stelenes, którego przedstawiciela też zauważył Najstarszy:
Więcej gatunków nie udało nam się zaobserwować, bo, jak wyjaśnił pracownik ZOO, nie wszystkie się dobrze zaadaptowały do panujących w hali bezkregowców warunków.
Niestety, nie dopytaliśmy co to dokładnie oznaczało w praktyce…
Tak czy siak, bardzo nam się podobało bezkrwawe polowanie na motyle w ZOO.
Super,nareszcie zapamietałam! Kiedyś moje dzieci nauczyły mnie planet Mój Wiecznie Zabłocony Kot Mruczek Jest Samotnikiem Uwielbia Nocne Polowania Pozdrowienia Lidia