No dobrze. Przyznam się. Przedwczoraj skończyłam 43 lata. Nie to, żebym była bardzo z tego dumna, ale jednak.
Siwy włos na głowie dodaje wszak powagi, prawda? Jestem (chyba coraz bardziej?) stateczną matroną, matką dzieciom. Jako taką stabilizację życiową posiadam, a jakże, pewności siebie nabrałam, choć w międzyczasie nieco nerwów straciłam. Coś za coś. Urody też coraz mniej, za to mądrości życiowej coraz więcej. Dzieci coraz większe, ja coraz mniejsza (przy nich). Mąż coraz lepszy, choć ten sam.
To ciekawe, bo jestem wciąż córeczką mamusi. Dla niej będę zawsze dzieckiem, choć takim dorosłym. Przecież mnie urodziła, tuliła do piersi, tłumaczyła świat. Ciekawe, jak też ja sama będę widzieć moje własne dzieci za te dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści (o ile jeszcze będę, i o ile będę widzieć) lat? Bo siebie widzę wciąż młodą, i tylko na zdjęciach prawda wychodzi na jaw.
Ale właściwie jakie to ma znaczenie? Znaczenie ma to, czy umiem się uśmiechać. Widzieć męża coraz lepszym. Dzieci coraz samodzielniejszymi i mądrzejszymi. I czy pamiętam, że muszę być tą zmianą, którą chcę widzieć w świecie.
Chciałabym umieć uśmiechać się do końca. Dosłownie i w przenośni. Chciałabym doceniać wszystko, co mam, cieszyć się tym i widzieć szklankę do połowy pełną, a nie w połowie pustą.
Chciałabym mniej gderać, a więcej śpiewać, chciałabym nie przejmować się „co ludzie powiedzą”, robić swoje. Być sobą. Ech, to takie banalne, a wciąż takie trudne.
Aha, chciałabym przestać mówić „Chyba się starzeję, bo…”.
Oczywiście! Przestanę po prostu.
Chciałabym umieć wychowywać dzieci tak, żeby nie czuły wciąż na sobie mojego karcącego wzroku i tonu. Chciałabym też wreszcie pogodzić się z tym, że jesteśmy tak dobrymi rodzicami, jakimi umiemy być – wystarczająco dobrymi i lektura milionów poradników dla rodziców nie sprawi, że zaczniemy bardziej kochać.
Tak. To są moje życzenia dla samej siebie na urodziny.
No i tak na marginesie. Dlaczego właściwie urodziny są świętem „urodzonego” a nie tego, KTO urodził?
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! I dla Ciebie i dla Tej, która urodziła 🙂
Ja powiem szczerze, że wciąż się czuję młoda. Kiedy słyszę o spotkaniach dla młodzieży, to wciąż czuję, że to mowa o mnie. Powagi mi brakuje. I tylko te moje dzieci coraz większe. Ja nie wiem, skąd się one takie duże wzięły. Skąd one w ogóle mi się wzięły. To znaczy wiem, skąd się biorą dzieci, ale mam wrażenie, że wciąż jestem za młoda, żeby je mieć i że jednak dzieci powinny się rodzić ludziom dorosłym, a nie takim małolatom jak ja, które jeszcze za mało wiedzą o życiu. I mimo że bliżej mi do 40-tki niż do 30-tki, to właśnie mam wrażenie, że tak mało wiem o życiu i że ono wciąż mnie zaskakuje.
Wciąż śpiewam (fałszując okropnie) na ulicy (kiedy nikt nie słyszy), skaczę przez skakankę, a wczoraj wyszłam z hula-hop. Co prawda za dużo nie poćwiczyłam, bo dla osiedlowej dzieciarni stało się atrakcją i ustawiali się do niego w kolejkę, ale następnym razem wyjdę o takiej porze, że na osiedlu będzie pusto 😉
I tak szczerze mówiąc, to nie wiem, czy samej sobie (i Tobie również) życzyć, żebyśmy wreszcie dorosły, czy żebyśmy wiecznie pozostały młode ;P
Haha! Ale się pośmiałam:-) Dziękuję Tino za ten komentarz, tak ładnie uzupełniający to co napisałam. Rzeczywiście, też czuję się młodzieżą! I nie wiem czy to dobrze czy źle, i nie wiem czy w związku z tym pisanie że jestem stateczną matroną jest uzasadnione? Ale tak czy siak – lepiej pozostańmy młode 🙂
Wszystkiego najlepszego ! 🙂 Córeczką mamusi jest się na całe życie 🙂
Dziękuję 🙂
Wszystkiego dobrego dla Was OBU 😉
Dziękujemy!!!
Wszystkiego co Dobre 🙂 i udanego wyjazdu!
Dziękuję Justyno! 🙂
Wszystkiego najlepszego
Ja zupełnie bez okazji, jak już położę Maluchy, życzę sobie więcej uśmiechu i mniej gromów w oczach i boję się, że taką mnie zapamiętają na zawsze.
No właśnie… Ja też tak mam. Chociaż moi już nie takie maluchy 🙂 To życzę Ci więcej uśmiechu! 🙂
Dużo masz tych życzeń…
żartuję 😉
niech Ci się spełnią wszystkie!
sto lat! niech żyje nam! i niech zawsze tak świetnie pisze 🙂
Dziękuję pięknie!