– Ja chce cisiom a cisiom! – wołała mała Patusia w czasie podróży na wakacje dobrych kilka lat temu.
Słuchaliśmy więc piosenki Grzegorza Turnaua „Między ciszą a ciszą” jakieś kilkanaście razy. No po prostu leciała na okrągło, aż dojechaliśmy do Jastarni. Bo jak nie, to był płacz i krzyk.
Na jakiś czas nam ta piosenka obrzydła.
Ale ostatnio coraz częściej ją nucę. Coraz częściej myślę o tej ciszy. Zastanawiam się, co to jest cisza, a przede wszystkim – GDZIE ONA JEST?
między ciszą a ciszą
sprawy się kołyszą
i idą
i płyną
póki nie przeminą
No właśnie, sprawy się kołyszą, idą, płyną, a w końcu przeminą. Jak to tak – same przeminą? I nic nie musimy z nimi robić?
…
Między ciszą a ciszą, w ciszy, cisza. Jakie piękne słowo: „cisza”. Ciche i spokojne.
Wiecie co? Ostatnio cierpię na deficyt ciszy. Bo żyjemy w takim głośnym świecie. W dużym mieście. W edukacji domowej.
Tak. Edukacja domowa jest głośna. Może nie tak głośna jak szkolna, ale jednak. Owszem, możemy zorganizować „cichy czas”, kiedy każdy zajmuje się czymś w ciszy. Możemy wysłać dzieci na zajęcia. Ale prędzej czy później hałas nas dopadnie.
Hałas, harmider, szum.
Bo dużo czasu spędzamy razem. Rozmawiamy, dyskutujemy, kłócimy się, bawimy, wygłupiamy, gotujemy, sprzątamy. Żyjemy. Hałasujemy.
Wychodzimy z domu i znów: hałas na ulicy, hałas w samochodzie, tramwaju, autobusie, sklepie, szkole.
Właśnie przeczytałam w „Wiedzy i Życiu” (nr12/2018), że hałas nie tylko niszczy słuch. Zwiększa też poziom hormonów stresu i podwyższa ryzyko chorób serca czy problemów z psychiką. Niebezpieczny jest nawet długotrwały hałas o niezbyt dużym natężeniu. Taki właśnie szum, szmerek, harmiderek domowy i pozadomowy wielkomiejski wpływa na nas dość destrukcyjnie.
Robimy się nerwowi, niespokojni, rozkojarzeni. A radia, telewizory, słuchawki, telefony, smartfony, mejle, fejsbuki i inne google do naszego spokoju się nie przyczyniają, oj nie.
…
Kiedy ostatnio siedziałaś w ciszy?
Nic nie czytając. Niczego nie słuchając. Niczego nie oglądając, poza widokiem za oknem albo obrazem na ścianie. Na nic nie czekając.
No? Kiedy?
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
Pobądź w ciszy.
U mnie na wsi jest cisza. Chyba, że moje dwa psy akurat zauważą, że ktoś idzie po chodniku i muszą o tym mnie poinformować. Zauważyłam, że przyjeżdżając do Krakowa (raz w tygodniu) czasem już czuję się przytłoczona. A w tamtym tygodniu o 17.00 w piątek znalazłam się w Warszawie na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i al. Jerozolimskich. Myślałam, że zaraz oszaleję, albo kogoś pogryzę.
Haha!To znaczy że jestem normalna, bo też na tym skrzyżowaniu mam ochotę kogoś pogryźć.
Możliwe, że wszyscy tak wyglądali… : )