Czy ja ostatnio nie pisałam czegoś o zdziecinnieniu? A, tak! Pisałam, że smartfony nas „zdziecinniają”.
A teraz oto przychodzę do Was z wpisem na temat serialu dla dzieci: My Little Pony. Przyjaźń to magia. Tadam!
Ale nie dajcie się zwieść pozorom! Nie prychajcie z pogardą, że ja tu o kiczu i dziecinadzie, zanim nie obejrzycie jednego z poniżej polecanych odcinków. Zmyłka pochodzi stąd, że My Little Pony. Przyjaźń to magia (zwane dalej MLP) jest czwartą generacją tak zwanych Kucyków. Jak mówią moi współautorzy*, to właśnie te poprzednie generacje były kiczowate i dziecinne. Jak mówi z kolei Wikipedia, były to animacje wyprodukowane na potrzeby marketingowe: do reklamy zabawek – kucyków z długimi, kolorowymi, nylonowymi grzywami i ogonami do czesania (Brrr! Błeee! No jak można!).
No tak, gardziłam i gardzę takimi zabawkami. Ale jak to w życiu bywa, ani się obejrzałam, jak zaczęłam oglądać z naszymi już nastolatkami serial o niesamowitych przyjaciółkach, które co prawda wyglądają jak wspomniane zabawki, ale są charakterne nie gorzej niż my. I chyba właśnie ten kontrast między stylem animacji a jej treścią tworzy to coś, co nam (i nie tylko nam) się podoba.
Spróbuję TO COŚ uszczegółowić, ale musicie zobaczyć choć jeden odcinek, żeby zrozumieć.
Ja zrozumiałam zupełnie przez przypadek, kiedy to byliśmy u mojej mamy, gdzie jest telewizor (u nas w domu nie ma) i nasze dzieci korzystały z tego ochoczo (a jak im pozwalałam nie mniej ochoczo, ale z zachowaniem zdrowego rozsądku). Otóż siedziałam i robiłam sobie na drutach, a dzieci oglądały jakiś głupawy serial, w którym biegało i krzyczało różowe coś. Oprócz różowego czegoś, co biegało i krzyczało, coś niebieskiego i kolorowego latało i krzyczało. Ogólnie wyglądało to kolorowo, kiczowato i dziecinnie, i w dodatku było hałaśliwe.
Ale chcąc nie chcąc, zaczęłam jednym okiem zerkać, bo moje dzieci strasznie się chichrały i ekscytowały, i mówiły, mamo, patrz!
Tak nawiasem mówiąc, uważam, że rodzice POWINNI nie tylko zerkać, ale wręcz oglądać z dziećmi to, co dzieci oglądają, bo… bo nie zawsze to, co nazywa się „dla dzieci”, jest naprawdę dla dzieci. I wiem, że to oglądanie razem z dziećmi jest pracochłonne i czasochłonne, ale wiem też, że na dłuższą metę naprawdę się opłaci.
Coś mi się zdaje, że to temat na dłuższy, osobny wpis. Zresztą, czy ja już tego gdzieś nie pisałam/mówiłam?
Wracając do mojego zerkania. Mówiąc krótko, wciągnęłam się gdzieś w połowie filmu i też zaczęłam chichrać, a na koniec stwierdziłam, że to jest GENIALNE!
A był to odcinek zatytułowany Zagadka w ekspresie przyjaźni. I jeśli mielibyście zobaczyć tylko jeden jedyny odcinek MLP, to polecam właśnie ten.
Odrzućcie uprzedzenia i nastawcie się na dobrą zabawę, a nie pożałujecie. Do MLP nie można siadać z bagażem „dorosłych” myśli o tym, że jeszcze nie zrobiłam tego czy tamtego, a w ogóle to powinnam to czy tamto, zamiast oglądać głupie filmy dla dzieci.
Do MLP trzeba usiąść z nastawieniem, że oto czeka mnie dobra zabawa, że oto siadam tutaj, by wyjąć zbyt ciasną gumę z majtek i dać się ponieść wyobraźni twórców filmu. By przypomnieć sobie, jak to jest być dzieckiem. Dać samej sobie szansę na bycie przez chwilę dzieckiem, a swoim dzieciom – na bycie ze mną tu i teraz, na wspólną zabawę.
Co zatem składa się na TO COŚ, co nam się w MLP podoba?
MLP są zabawne, inteligentne, autoironiczne, a przy tym doskonałe technicznie. Są świetne w parodii i autoparodii.
MLP wpisują się w nurt filmów dla dzieci, które tak naprawdę są filmami dla dorosłych. Kolejne odcinki ewoluują w tę stronę szczególnie od czasu, gdy twórcy zorientowali się, że serial ma nieoczekiwanych fanów – właśnie młodzież i dorosłych.
Dzięki temu, co powyżej, MLP możemy oglądać wraz z dziećmi w ramach tak zwanych seansów familijnych, a potem z nimi dyskutować o tym, co obejrzeliśmy, co jest przyjemnym z pożytecznym oraz bawi, ucząc, a uczy, bawiąc i w ogóle jest fajnie, że tak powiem.
MLP prowokują do myślenia o tym, czym jest przyjaźń i na czym polega budowanie dobrych relacji międzyludzkich, dają nam – rodzicom – wskazówki wychowawcze (owszem, jest to taki trochę „Miś Uszatek”, jak nazywa mój mąż wszelkie bajki z łopatologicznie wyłożonym morałem, no ale jest to „Miś Uszatek” z klasą i dystansem do siebie, więc wybaczamy).
MLP zawierają sporo aluzji unschoolingowych i antysystemowych (czyli tego, co lubią rodzice i dzieci w edukacji domowej) oraz mnóstwo smacznych obserwacji socjologicznych (jest np. odcinek o totalitaryzmie) i psychologicznych (o asertywności).
MLP są świetne w ilustrowaniu typów osobowości i stąd jedna z naszych ulubionych rozrywek, czyli zastanawianie się, „którym kucykiem jestem”.
Główne bohaterki, przyjaciółki, reprezentują nie tylko sześć tak zwanych Elementów Harmonii (magia, uczciwość, śmiech, lojalność, dobroć, szczodrość), ale i różne, celowo przerysowane charaktery, które się ostro ścierają, ale też – jak się okazuje – potrafią ze sobą współpracować. Mimo różnic, dziewczyny dogadują się i osiągają swoje cele. Bo każda COŚ wnosi. Każda ma swoje wady, które w niektórych okolicznościach okazują się być zaletami. Co więcej, w miarę upływu czasu (i przybywania kolejnych sezonów i odcinków) dziewczyny rozwijają się i widać wyraźnie, jak pracują nad swoim charakterem.
MLP są – między innymi – o odkrywaniu życiowego powołania.
Pokazują też (metaforycznie) prawdziwe życie, w którym nie wszystko wygląda na to, czym jest. W którym pozory mylą. W którym czasami wszystko wygląda na totalny chaos i nieporozumienie, a jest tak naprawdę „bólami”, w których rodzi się DOBRO.
MLP dają nadzieję, że wyjdziemy z tego chaosu i nieporozumień cało. Wiem. Brzmi banalnie. Ale nadzieja nie jest banalna.
Na co uważać przy oglądaniu MLP?
Przede wszystkim nie jest to serial dla małych dzieci. Niektóre odcinki są po prostu straszne. W sensie, że budzą lęk, ocierają się o thriller. (Prawda jest taka, że bardzo wiele filmów dla dzieci ociera się o thriller, ale… rodzice często nawet o tym nie wiedzą, bo… nie oglądają razem z dziećmi. Naprawdę zalecam tutaj czujność.)
Na które odcinki uważać? Wymienię te, które moi współautorzy określili jako najstraszniejsze:
Bezsenność w Ponyville (sezon 3, odcinek 6)
Rozterki Applebloom (sezon 5, odcinek 4)
Dowcipna Rainbow Dash (sezon 6, odcinek 15)
Dość straszne są też odcinki dwuczęściowe, ale są straszne w inny, taki bardziej normalny (potwory i czarne charaktery) sposób. Te trzy, które wymieniłam wyżej, są (określenie używane przez nasze dzieci) „dziwnostraszne”.
Które odcinki polecamy? Poniżej… miałam przedstawić Wam kilka naszych ulubionych, ale nie dało się.
Bo z kilku zrobiło się 34, a potem jeszcze więcej… Więc nie ma sensu. Zobaczcie sami. Kilka odcinków macie zalinkowanych powyżej. My MLP oglądamy najczęściej na YouTubie: na kanale Bajkarz albo Zipp Fan.
Na zakończenie chcę tylko dodać, że jestem chyba nietypową mamą w edukacji domowej (o ile w ogóle istnieje coś takiego jak typowa mama w edukacji domowej…).
Bo niektórzy mówią, że fajne jest w edukacji domowej to, że rodzice uczą się razem z dziećmi, przypominają sobie swoją zapomnianą szkolną wiedzę. A ja mam tak, że się tej szkolnej wiedzy z dziećmi nie uczę (uczą się sami, czasem tylko z naszą pomocą), ale za to uczestniczę w ich życiu. Co wiąże się z tym, że podzielam ich zainteresowania. Nie tak bardzo na serio, jak oni, ale jednak interesuję się tym, co ich interesuje. Nawet nie do końca dlatego, że mnie to interesuje (bo jako dorosła mam różne „dorosłe” obszary zainteresowań do zgłębiania), ale dlatego, że chcę wiedzieć, czym interesują się moje dzieci. Chcę móc z nimi o tym rozmawiać. Dyskutować. Śmiać się. Wskazywać drogę. Ale też uczyć się od nich (świeże spojrzenie na wiele spraw to specjalność młodych ludzi).
I chociaż siłą rzeczy nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego, czym się interesują (pochłaniają tyle książek, że chyba by mi życia nie wystarczyło, by je wszystkie przeczytać), to robię to na tyle, na ile mogę sobie pozwolić bez uszczerbku na zdrowiu i umyśle, i innych obowiązkach.
A o zdziecinnienie się jednak nie martwię. Jak to pisałam w artykule o Tapatikach, chcę być jak Tapati:
Tapati, tak jak i Dziadek, postanowiła, że nigdy nie będzie dorosła i nigdy się nie zestarzeje.
Marta Tomaszewska, Powrót Tapatików
Och, miało być jeszcze o tym, którym kucykiem jestem! Cóż, wygląda na to, że jestem Pinkie Pie: tą różową, biegającą i wrzeszczącą. Lubiącą radość i śmiech.
* Wpis powstał we współpracy z trojgiem fanów serii My Little Pony, czyli Patrycją, Cyrylem i Sergiuszem. Ciekawostką jest fakt, że istnieje na świecie fandom serialu MLP. Nazywają się bronies i pegasisters, i należą do nich dorośli ludzie. W 2012 roku powstał również film dokumentalny pt.: Bronies: The Extremely Unexpected Adult Fans of My Little Pony. Jeszcze go nie oglądałam.
Komentarze nadal (od wpisu na temat social mediów, z 30 maja 2022 roku), są wyłączone. Jeśli chcesz, możesz do mnie napisać na adres kontakt@korneliaorwat.pl
Zdjęcie pochodzi z anglojęzycznej strony fandomu MLP
Jeden komentarz
Możliwość komentowania została wyłączona.