Obiecałam Wam w lipcu, że napiszę o moich wakacyjnych odkryciach i zadziwieniach dotyczących dorosłych.
Do nich dołączają kolejne, już niewakacyjne. Nie są zabawne – dotykają tematu wolności i totalitaryzmu.
Dziś przeczytałam w tygodniku „W sieci” (nr 41) artykuł Aleksandry Rybińskiej zatytułowany: „Kopacz zgodziła się na 100 tys. islamskich imigrantów”. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom czytając słowa pragnącego zachować anonimowość urzędnika Komisji Europejskiej:
„Mamy narzędzia, by każdy rząd zmusić do przyjęcia tej decyzji (w sprawie przyjęcia imigrantów), która będzie dotyczyła całej Unii”.
No cóż, systemy totalitarne mają długą tradycję w tej części Europy i nie tylko.
A wracając do zadziwień wakacyjnych.
Mimo, że już od dłuższego czasu mamy demokrację (i mediokrację, mówiąc ściślej), wielu z nas nie zorientowało się, że są wolni i mają wolną wolę. O dziwo, w niektórych okolicznościach (w tym przypadku – letni obóz sportowy) okazuje się, że lubimy być sterowani, pouczani, traktowani jak rekruci w wojsku, a w najlepszym razie – jak dzieci, a wszystko to w imię źle pojmowanej solidarności z grupą lub w imię kształtowania charakteru.
Zadziwiające, jak łatwo wchodzimy w role strażników i więźniów.
Zadziwiające, jak łatwo znajdujemy kozła ofiarnego, którym staje się indywidualista i outsider nieakceptujący narzuconego zamordyzmu.
Nie jesteś z nami? To znaczy, że jesteś przeciwko nam!
Widziałam na własne oczy. Byłam tam, i miód i wino piłam, że tak powiem.
Tak sobie myślę… Skoro mechanizm narzucania woli świetnie działa na poziomie obózu letniego, dlaczego ma nie działać na poziomie struktur politycznych, takich jak Unia Europejska?