Zapraszam was na obiecywany przeze mnie dawno, dawno temu wywiad z moją córką, Patrycją.
Wywiad swoje odleżał, bo datuję go na styczeń 2023 roku, ale widocznie tak miało być. Pati go dziś autoryzowała i poprosiła jedynie, żebym dopisała, że… od tamtej pory dorosła i już nie jest taka dziecinna. Co zrozumiałe, bo w jej wieku półtora roku to szmat czasu (coś jak dla mnie pięć lat!).
W momencie nagrywania wywiadu Pati miała lat dwanaście i była w szóstej klasie, dziś ma trzynaście i pół i od września zaczyna klasę ósmą.
„Edukacja domowa jest zdrowsza”
Kornelia: Patrycjo, postanowiłam zrobić z tobą wywiad. Z Sergiuszem już mam, teraz kolej na ciebie. Właściwie dlaczego zgodziłaś się udzielić mi wywiadu? Nawet prosiłaś mnie o to!
Patrycja: Bo chciałam, żeby ludzie usłyszeli moje zdanie na temat edukacji domowej.
To jakie jest twoje zdanie na temat edukacji domowej?
Nie wiem… Zadaj konkretne pytanie.
Dobrze. Czy masz dobre zdanie na temat edukacji domowej?
Tak.
A dlaczego masz dobre zdanie o edukacji domowej?
Bo edukacja domowa jest lepsza od szkoły stacjonarnej.
Jest lepsza od szkoły stacjonarnej? Dlaczego?
Bo nie jesteśmy… no… też jesteśmy, ale nie aż tak bardzo, przymuszani do nauki. Bo w edukacji domowej, jeśli nie będziemy zmuszani, jeśli nie będziemy się uczyć, to pójdziemy do szkoły. A jednak w edukacji domowej jest więcej swobody i edukacja domowa jest zdrowsza, bo w szkole nie jest dobrze. W szkole jest głośno, jest dużo ludzi, a niektórzy tego nie lubią. W szkole są jakieś szkolne łobuzy… W edukacji domowej nie ma tego, że grożą ci dwójkami albo jedynkami, albo uwagami. W edukacji domowej możesz się uczyć tak jak chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz.
Czyli że w edukacji domowej nikt cię nie straszy, że dostaniesz jedynkę albo że ci wpisze złą uwagę, tak?
To znaczy czasami mama albo tata mnie straszą [śmiech]. Tata czasem mówi, że nie zdam.
Powiedziałaś, że w szkole nie jest dobrze. A skąd to wiesz?
Bo byłam w szkole.
Byłaś w szkole? Co to znaczy?
Byłam w szkole, w piątej klasie, bo chciałam się dowiedzieć, jak jest w szkole i poszłam do szkoły, ale wytrwałam tylko tydzień. A potem dwa tygodnie chorowałam i potem już nie chciałam wrócić do szkoły, bo miałam za dużo zaległych kartkówek i się strasznie nimi stresowałam. I wróciłam do edukacji domowej.
Zaległe kartkówki? Czy to znaczy, że jak byłaś nieobecna i były kartkówki, to po powrocie musiałabyś je napisać?
Tak.
Naprawdę? Tak ci powiedzieli w szkole?
Tak, tak trzeba. Zawsze się tak robi, że jak jesteś chory, to musisz potem odrobić.
Odrobić kartkówki?! A jak się te kartkówki odrabia?
Wracasz i jednego dnia wszyscy mają jakieś zadania, a ty piszesz kartkówki.
Aha…
To znaczy ja nie wiem, ale moja przyjaciółka tak mi mówiła.
Ja czegoś takiego ze szkoły nie pamiętam. Może kiedyś było inaczej. Na pewno.
Było inaczej. Można było wywinąć się z kartkówki i potem nie trzeba było jej odrabiać.
Tak, właśnie. Jak się nie było w szkole, to się nie było, i tyle. Nie odrabiało się tego.
A czy było w szkole coś, za czym tęsknisz? Było w szkole coś fajnego?
Fajne było to, że się tak fajnie pisało w zeszytach, i miało się dużo fajnych przyborów szkolnych, pakowało się plecak, i miało się drugie śniadanie, i koleżanki, i można było z nimi gadać… Później się co prawda okazało, że z tymi koleżankami to były różne „sprawy skomplikowane”…
A jakie przedmioty ci się podobały najbardziej?
Angielski był fajny, bo pani była najmilsza. A najmniej mi się podobała technika, bo pani od techniki i plastyki była… Technika mi się najmniej podobała, bo trzeba było zdawać na kartę rowerową.
A do nas napisała na Librusie, że nie trzeba, że kto chce, to zdaje, bo to nie jest obowiązkowe. W sumie to dziwne, że nie lubiłaś plastyki i techniki, bo ty bardzo lubisz rysować i robić różne prace plastyczno-techniczne.
Szkoła działa tak, że jeśli nauczyciel jest okropny, to uczeń się zraża do tego przedmiotu, chociaż nawet mógłby go polubić, gdyby nie nauczyciel.
No niestety.
Opowiesz, jakie masz zainteresowania?
Mam bardzo dużo zainteresowań. Teraz muszę się skupić, żeby powiedzieć. To tak: taniec, balet, pływanie, rysowanie – ale tylko ołówkiem, bo nie lubię za bardzo malować, tylko ołówkiem, nawet bez kolorowania. Lubię robić komuś masaż, opiekować się małymi dziećmi, lubię też sport – bardzo lubię jeździć na rolkach – i lubię się bawić z koleżankami, gotować i piec ciasto, składać smoki z papieru, lubię origami, i lubię dawać prezenty i pakować prezenty, lubię urządzać imprezki, lubię jeść… [śmiech], no dobra, zeszłam trochę z tematu. I jeszcze… lubię ładnie wyglądać (lubię wymyślać stylizacje i fryzury), i lubię… no po prostu lubię być zorganizowana i bardzo lubię prowadzić bullet journal. A, i jeszcze lubię robić różne akrobacje na hamaku i bez hamaka.
Bez hamaka czyli jakie?
Gwiazdy albo fikołki albo cokolwiek.
Wspomniałaś jeszcze o koleżankach, że lubisz z nimi urządzać imprezki, tak?
Tak.
A skąd masz koleżanki, skoro nie chodzisz do szkoły?
Z podwórka. To długa historia, nie będę teraz znów jej opowiadać, bo już wszystkim opowiadałam taką historię o mojej koleżance, która mnie zdradziła, a później koleżanka, która była wcześniej zła, to się ze mną zaprzyjaźniła i teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Wróćmy do tego, że edukacja domowa bardziej ci odpowiada. Co w niej lubisz?
Lubię to, że nie mam przymusu, żeby chodzić do szkoły. Nawet jak mam zły nastrój albo coś, to nie muszę zwlekać się rano z łóżka i iść do szkoły, tylko mogę na spokojnie się pouczyć sama. Ale nie mam tak, że wstaję rano i się uczę, tylko uczę się po prostu do egzaminów. Czyli na przykład zapisuję się na egzamin, ustalam sobie, że mam za dwa tygodnie egzamin i muszę się do niego przygotowywać i się uczyć.
Lubię w edukacji domowej jeszcze to, że mogę się zawsze spotkać z koleżankami, nie muszę odrabiać prac domowych, i to, że mam taki jakby… że nie muszę podążać za jakimiś głupimi modami ze szkoły…
Jakimi na przykład? Pamiętasz coś takiego ze szkoły?
Nie wiem… Dziewczyny jakoś tak głupio się zachowywały, tak się wydurniały… Ale najbardziej lubię spotykać z jedną moją koleżanką. Albo z nią i jej siostrą.
Wydurniały się. Może się po prostu popisywały?
Może trochę tak. Ale nie wiem, czy może potem, jak już przeszłam do edukacji domowej z powrotem, to czy one przestały mnie lubić, że byłam taka inna? Nie wiem.
Dziewczyny ze szkoły?
No tak. Bo jakoś…
Ale spotykasz je?
No czasami, ale mówiłam już, że głównie to się spotykam z moją przyjaciółką.
Ciekawa jestem, na czym polega ta magia waszej przyjaźni. Bo mimo że ona chodzi do szkoły, to się na ciebie nie obraziła, że zrezygnowałaś ze szkoły.
To znaczy ona była trochę smutna i czasami mnie pyta, czy wrócę jeszcze do szkoły. Bo siedzi teraz sama w ławce i nie ma tam nikogo, no ale… Spotykamy się prawie codziennie.
A więc nie straciłaś jej przez to, że zrezygnowałaś ze szkoły.
Nie. Nie.
To dobrze. To znaczy, że jest mądrą dziewczyną, że się z takiego powodu nie obraża, chociaż na pewno jest jej trudno. A wracając do mojego pytania, co lubisz w edukacji domowej…
No po prostu to, że mamy ciągle wakacje! I to, że nie mamy tego przymuszania, i że nie narażamy się na to, że nauczyciel będzie na ciebie krzyczał i będzie ci wstyd z tego powodu, że na przykład nie odrobiłeś lekcji, źle odpowiedziałeś na pytanie albo dostałeś jakąś dwóję z kartkówki. I tylko przez durną dwóję, która nie ma żadnego znaczenia…
Dlaczego nie ma znaczenia?
No bo ona nie oznacza, że ja nie umiem tego czegoś. Może po prostu zdałam na dwóję dlatego, że nauczyciel mnie nie zrozumiał, albo się stresowałam, nie zrozumiałam pytania. To nie znaczy, że jestem słaba.
To znaczy, że akurat na dane pytanie nie potrafiłaś odpowiedzieć, a na inne, które nie zostało zadane, może byś potrafiła.
Kiedy mówisz, że uczysz się sama jak chcesz i kiedy chcesz, to ty się rzeczywiście sama uczysz? Nie potrzebujesz pomocy? Jak można się samemu uczyć? Bo ludzie się czasem dziwią, mówią: „Ty się uczysz sama? Bez nauczycieli? Jak to?”.
Jak ludzie tak mówią! Ja tego nie rozumiem – przecież uczenie się polega na tym, że bierzesz podręcznik i czytasz, a potem rozwiązujesz sobie zadania z zeszytu ćwiczeń albo z testu. No i potem sobie powtarzasz i jesteś gotowa na egzamin. Poza tym nauczyciel nie jest potrzebny, chyba że czegoś nie rozumiesz, na przykład w takim trudniejszym przedmiocie jak na przykład matematyka albo angielski. Są takie przedmioty, w których nie rozumiesz czegoś, ale wtedy można wziąć jakieś lekcje, na przykład z nauczycielem, który mówi po angielsku. Matematyka to też jest taki trudniejszy przedmiot. Każdy ma trudności z innym przedmiotem, ja mam z matematyką, z angielskim, ale reszty się uczę… No i z polskim też mam trochę problem. Reszty się uczę sama, ale też lubię, jak ktoś ze mną usiądzie, na przykład mama, i razem będziemy robić, bo mama trochę więcej wie ode mnie i może mi pomóc.
A jak wygląda taka nauka z mamą?
Ha ha ha!
To ja jestem mamą, więc wiem, ale chciałam, żebyś swoimi słowami powiedziała.
No wygląda tak, że siadamy sobie z jakąś kawką czy herbatką na kanapie, w moim pokoju, i bierzemy podręcznik, no i najpierw czytam rozdział… To znaczy, jeśli nie ma już za dużo czasu do egzaminu, to nie czytam rozdziału, tylko od razu robię testy, ale jeśli jest jeszcze dużo czasu, to bierzemy podręcznik i czytamy sobie rozdział – ale głównie to takie podsumowanie rozdziału – a potem jest w podręczniku taka rubryka „sprawdź się”, którą też możemy od razu zrobić. I potem robimy te testy.
Lubisz robić notatki, prowadzić zeszyt?
Trochę lubię, ale jak nie ma na to czasu, bo już mam tydzień do egzaminu, to wolę nie robić notatek, tylko po prostu zrobić testy i potem je sobie przeczytać. A poza tym wczoraj miałam egzamin i wcale za dużo sobie nie powtarzałam, a dobrze mi poszło. Myślę, że będę miała czwórkę albo piątkę.
Czyli to wcale nie jest tak trudno przygotować się do egzaminu?
Nie, wcale nie.
Powiedziałaś, że tydzień do egzaminu to mało czasu, a jednak dajesz radę w tydzień. To jest możliwe, żeby w tydzień nauczyć się jednego przedmiotu?
Tak, myślę że tak. W zeszłym roku też tak zrobiłam i teraz też tak zamierzam zrobić. W tę sobotę zamierzam zdać informatykę, mimo że się jej jeszcze nie uczyłam, bo informatyka to jest dość mały przedmiot. Podręcznik jest cienki, nie ma tego dużo no i myślę, że dam radę się nauczyć. Że to będzie łatwe.
Ach tak? No dobrze…
Na przykład robię tak, że jak mam kilka testów pisemnych, to mogę robić jeden codziennie i potem pytania ustne z tego rozdziału, [którego dotyczy test]. Tego wcale nie jest jakoś dużo.
To jest właśnie ciekawe: dzieci w szkole się uczą tych wszystkich rzeczy przez cały rok, a ty możesz się ich nauczyć w tydzień.
Potem dzieci tego nie pamiętają, bo moja koleżanka mi mówiła: „A, no tak, to prawda, coś tam było, uczyłam się na początku roku, ale już nie pamiętam.” Dzieci i tak zapominają.
Na koniec roku nie mają całorocznego podsumowania?
Nie. Nie mają. Mają tylko podsumowanie ocen z całego roku.
A zobacz, w Harrym Potterze mają egzaminy na koniec roku, ze wszystkiego. To jest dosyć dobre, prawda? Tylko że na pewno wymaga więcej pracy, bo muszą sobie wszystko powtórzyć. To trochę tak jak w edukacji domowej, nie?
No dobrze. A ty, jak zdasz egzamin, to pamiętasz te rzeczy później? Też chyba wiele z tego zapominasz?
Trochę zapominam, ale na przykład pamiętam, jakie miałam pytania w zeszłym roku z historii.
Tak? Pamiętasz?
Pamiętam. Mogłam sobie wybrać i wybrałam pytania o tym, od czego powstała nazwa Polska i dlaczego Otton III przyjechał do grobu świętego Wojciecha i jeszcze jedno. Pamiętam, jak to wyglądało i pamiętam, o czym się uczyłam, tak ogólnie. Uczyłam się o Średniowieczu i początkach cywilizacji. O Mezopotamii i tak dalej.
Ciekawe.
Opowiesz mi o wadach edukacji domowej? Jakie są jej wady?
Nie jestem pewna, bo ja akurat mam takie szczęście, że mam koleżanki z podwórka, ale niektórzy nie mają podwórka albo nie mają znajomych rówieśników, więc mogą mieć problem z tym, żeby znaleźć sobie znajomych, ale wtedy mogą chodzić na różne zajęcia i się spotykać z ludźmi. Poza tym to nie wiem, czy są jakieś wady… Może jeszcze taka wada, że rodzice raczej nie mogą za bardzo chodzić do pracy na cały dzień, bo wtedy dzieci byłyby cały czas same, a to nie byłoby dobrze.
Nie byłoby dobrze być samemu cały dzień? [śmiech]
[śmiech] Nie! Bo wtedy nikt by dzieci nie pilnował!
To co by wtedy dzieci robiły, jakby nikt ich nie pilnował?
Nie wiem, jadłyby na obiad tort, oglądały telewizję i się nie uczyły do egzaminów!
Aha! Ale wy nie macie telewizji! [śmiech]
No ale niektórzy mają.
Niby tak, ale jakby się te dzieci nie uczyły do egzaminów, to by ich nie zdały, nie? I musiałyby iść do szkoły.
No właśnie.
Lubisz się uczyć? Tak w ogóle, nieważne, czy w szkole, czy w domu.
To zależy, jaki to jest przedmiot. Bo na przykład najbardziej nie lubię matematyki i polskiego. Nie wiem, to jest dla mnie jakieś… W polskim lubię tylko wypracowania, a jak jest jakaś gramatyka, to już nie lubię. A w matematyce niczego nie lubię. Tylko dodawanie [śmiech]. Albo architekturę, bo architektura to taka jakby matematyka.
Prawda, bo jakbyś chciała zostać architektem, to jest potrzebna matematyka. Do plastyki, do rysowania też jest potrzebna matematyka, bo musisz umieć wyliczyć proporcje, prawda? Ja na przykład ostatnio zauważyłam, że przy robieniu na drutach czy szydełku też warto znać matematykę i geometrię. Przydaje się.
Ale najbardziej mi się podobała nauka teraz, w tym roku – to już było dawno, w listopadzie albo w październiku – jak uczyłam się do biologii. Akurat w tym roku miałam biologię taką fajną, bo miałam przegląd wszystkich zwierząt i było tam o tym, jak jest zbudowane ciało gada. Bardzo fajne to było, podobało mi się. Albo na przykład było o tym, jakie rodzaje piór mają ptaki. To było bardzo fajne i byłam świetnie obkuta na egzamin. Ale egzamin i tak jest zawsze trzy razy łatwiejszy od testów, więc… nie trzeba się stresować.
No dobrze. Tylko nie wiem, czy powinnyśmy to napisać na blogu, bo jak ktoś to zobaczy, to powie, że dzieci mają w tej edukacji domowej za łatwo. Co o tym myślisz? Macie za łatwo?
Nie. Testy są trudne, ale egzamin jest łatwy. Na egzaminie są prawie zawsze podobne zadania jak były na teście, tylko przykłady są inne, albo kiedy na polskim jest jakieś wypracowanie, to jest na inny temat.
Powiedz mi, czy jakbyś miała wpływ na system edukacji – na szkołę i na edukację domową – to coś byś zmieniła? Jest coś, co chciałabyś zmienić, gdybyś była panią minister?
Kiedyś wymyśliłam, że jakbym była ministrem edukacji, to po pierwsze, edukacja dla bezpieczeństwa byłaby już od pierwszej klasy szkoły podstawowej, bo moim zdaniem to jest najważniejszy przedmiot, który się najbardziej przyda w życiu; no i oprócz tego jeszcze angielski. To są takie dwa najważniejsze przedmioty.
Angielski już jest od pierwszej klasy.
Ale żeby dzieci się uczyły zasad bezpieczeństwa. Bo w młodszych klasach jest o tym, żeby dzieci znały numery alarmowe, ale w czwartej, piątej i szóstej klasie nie ma. Ani w siódmej i ósmej chyba też nie ma. I ja bym to zmieniła.
Jeszcze dodałabym w edukacji dla bezpieczeństwa więcej takich wskazówek typu jak się bronić w razie napadu…
Albo jak się zachować, jakby ktoś cię porwał czy coś…
No właśnie. A może jest coś o tym, tylko ja akurat nie wiem, co tam jest dokładnie.
Ja też nie wiem. [No ładne rzeczy…]
Coś jeszcze byś zmieniła?
Tak szczerze mówiąc, to ja nie wiem, do czego ma się przydać język polski. Moim zdaniem język polski powinien się przydać tylko do tego, żeby umieć czytać, pisać i nie robić błędów ortograficznych, no i może pisać wypracowania, żeby się rozwijała wyobraźnia.
Ale to, żeby wiedzieć, co to jest jakiś zaimek czy przyimek, to nie wiem, do czego to jest nam potrzebne. Może ty mi powiesz, bo ja nie wiem.
No… w przyszłości może być potrzebne, jak zechcesz być korektorem, tak jak ja. To wtedy…
Ale jak chcesz zostać korektorem, jak masz dwadzieścia lat, to to, czego się uczyłeś, jak miałeś dziesięć lat, to na pewno i tak nic z tego nie pamiętasz, a po drugie i tak możesz się tego nauczyć jeszcze raz.
Rzeczywiście, bo prawda jest taka, że i tak się tego uczę jeszcze raz…
A poza tym… Mamo! Nie wszyscy muszą być korektorami!
No tak, ale nauka tych rzeczy to jest też kwestia umiejętności nazywania świata i różnych zjawisk. Tak jak wiesz, że to jest trawa, a tamten kwiatek nazywa się tulipan, tak samo wiesz, że ten wyraz się nazywa zaimek, a tamten przyimek. To jest wiedza o języku.
No tak, wiem.
A poza tym język polski – ten przedmiot – nie powinien się nazywać język polski, tylko albo nauka o języku albo historia literatury polskiej.
Tak! Historia literatury! To jest w starszych klasach.
Po prostu trzeba sobie wyobrazić, że ten przedmiot nie nazywa się język polski, tylko historia literatury polskiej.
Tak. Nie wiem też właściwie dlaczego w szkołach, takich normalnych w edukacji domowej, nie ma plastyki. Plastyka się przydaje do tego, żeby rozwijać umiejętności manualne, ale jak ktoś nie lubi rysować albo w ogóle nie umie, no to…
Chodzi ci o to, żeby nie było w ogóle tego przedmiotu w szkole?
Nie wiem czy to jest potrzebne. To znaczy może to jest fajne, bo osoby, które lubią plastykę, to mogą za to lubić szkołę, że jest tam plastyka, i że mogą sobie rysować, no ale… nie wiem. W edukacji domowej nie ma też wuefu, więc trzeba chodzić na jakieś zajęcia sportowe.
Tak samo z techniką i plastyką.
Technikę i plastykę też trzeba samemu sobie zapewniać, rozwijać się w tych rzeczach; wuef – trzeba chodzić na zajęcia sportowe albo jeździć sobie na rower, chodzić na długie spacery, jakiś sport uprawiać.
Chodzić na siłownię plenerową.
A i jeszcze muzyka. W sumie można chodzić do szkoły muzycznej, jak ktoś ma czas. W starszych klasach nie ma już za bardzo czasu, bo musisz się uczyć do większej ilości egzaminów.
No tak, ale i tak w porównaniu do tych dzieci, które chodzą do szkoły, to i tak masz czasu dużo, nie?
Ale muzyka… wykształcenie muzyczne nie przyda się, jak ktoś chce zostać strażakiem czy policjantem czy rysownikiem.
No tak. Chodzi o to tylko, żeby nie zaprzepaścić tych zdolności, które ktoś ma. Jeśli ma.
No właśnie, jeśli ktoś ma. Ale to nie jest dla wszystkich.
Ale można odkryć, że ktoś ma zdolności muzyczne, właśnie dzięki temu, że chodzi na jakieś zajęcia muzyczne.
Ale to wtedy nie powinno być obowiązkowe.
Dlatego w edukacji domowej na szczęście nie jest obowiązkowe.
Właśnie. A co byś zmieniła w edukacji domowej?
Yyy, to znaczy…
Coś ci przeszkadza w tym, co jest teraz?
Nie… nic mi nie przeszkadza. No może… nie wiem. Nic.
Nic ci nie przeszkadza.
Nic. Wszystko jest fajne.
Bo niektórzy by chcieli, żeby zlikwidować egzaminy.
A, no tak, Sergiusz tak mówi.
No, a ty jak myślisz?
No… [śmiech] To by było fajne, ale wtedy dzieci by nic nie robiły. [śmiech] Musi być trochę przymusu, żeby dzieci się nie obijały.
Żeby się nie obijały?
No tak. Chyba że… że właśnie to jest lepsze, że nie ma przymusu, bo wtedy się możesz uczyć tego co… Na przykład gdybym ja się od pierwszej klasy – albo od czwartej, bo w czwartej się zaczęło trudniejsze – nie musiała się uczyć matematyki, to może bym ją polubiła, ale jak mnie przymuszają i muszę zdawać z tego egzamin, to…
Ale jak byś ją polubiła skoro byś się jej nie uczyła?
Może bym się jej nauczyła, bo może bym się zainteresowała? Przecież Cyryl lubi matematykę, to mógłby mi coś tam poopowiadać.
A widzisz. Ciekawe, ciekawe.
Czy chcesz jeszcze od siebie coś na koniec dodać?
Nie wiem. Chyba nic.
To zaproponuję ci, żebyś dała jakąś radę dla dzieci, które się uczą w szkole i chcą przejść na edukację domową. Wyobraź sobie, że twoja przyjaciółka przechodzi na edukację domową. Chciałabyś jej coś poradzić?
Tak, chciałabym. To znaczy, zależy jaki ktoś ma charakter, bo jeśli ktoś ma taki charakter, że jest kujonem i chce się ciągle uczyć, to chcę powiedzieć mu, żeby się nie uczył, tak jak w szkole, że się budzi o ósmej i sobie robi lekcje samemu – pięć lekcji dziennie – bo to… to nie jest dobre [śmiech]. A jak ktoś ma na odwrót – że jak nie musi, to nic nie robi, to poradziłabym mu, żeby zaplanował sobie, kiedy chce zdać egzaminy i przygotowywał się po trochu do egzaminów.
Po trochu? Co to znaczy konkretnie? Codziennie każdy przedmiot po trochu?
Na przykład codziennie jeden rozdział. Nie, nie codziennie. Właśnie. Moim zdaniem to też jest takie… że codziennie masz matematykę, religię, informatykę i historię i potem ci się wszystko miesza.
Aha. Lepiej jest mieć jeden przedmiot na dzień?
Tak. Że dzisiaj to robię biologię, a jutro będę robić historię.
Jeden przedmiot. To chyba nie zajmuje dużo czasu?
No właśnie. Może taka jedna lekcja na dzień, że sobie robisz jeden rozdział z podręcznika albo dwa, no i potem robisz z zeszytu albo z testu jakieś ćwiczenia.
Wydaje mi się, że jakby ktoś to podliczył, to by się okazało, że w ciągu roku jest za mało czasu na to, żeby robić po jednym rozdziale na dzień.
No tak, ale to się robi inaczej! Bo na przykład jeśli nie przygotowujesz się do żadnego egzaminu, to możesz albo nic się nie uczyć, albo trochę się pouczyć przedmiotu, który jakoś tam w miarę lubisz. A jeśli musisz się przygotować do egzaminu, to po prostu siadasz codziennie i robisz po dwa testy. A jak już nie ma czasu, to robisz po jednym teście dziennie.
Wtedy sobie to przyspieszasz?
Tak, przyspieszam. Robię testy i uczę się tylko tego jednego przedmiotu przez cały tydzień.
Mam jeszcze taką radę, żeby sobie znaleźć jakichś kolegów czy koleżanki, żeby się nie nudzić. Chyba że ma się rodzeństwo, to żeby więcej czasu spędzać z rodzeństwem – pograć w planszówki, oglądać filmy, pobawić się, poukładać kostkę rubika, porysować czy coś takiego. Albo z rodzicami iść na jakąś wycieczkę.
No dobrze, a tych przyjaciół gdzie byś radziła znajdywać? Bo ludzie się boją, myślą, że jak pójdą na edukację domową, to nie będą mieć przyjaciół ani kolegów, bo nie będą mieli gdzie ich znaleźć.
Na różnych zajęciach. Można jechać na zajęcia z innymi dziećmi z edukacji domowej i potem się jakoś mamy pewnie zgadają i umówią na herbatkę, i potem można się tam bawić i potem coraz częściej się spotykać i w końcu zostanie się starymi znajomymi. Wiadomo, że jak na jakieś fajne zajęcia się chodzi, to też tam fajni ludzie są.
Jest okazja poznać ludzi, nie?
No właśnie. I można się wymienić numerami telefonów, spotykać częściej. Nawet jak na placu zabaw czy w parku kogoś fajnego spotkasz, to można tak zrobić.
A jeszcze zapomniałam zapytać: Chodzisz na jakieś zajęcia ze swojej szkoły z edukacji domowej?
No właśnie w naszej szkole, w Benedykcie, są zajęcia, takie bezpłatne – bo są różne zajęcia – ale ja akurat nie chodzę… To znaczy chodziłam na angielski i matematykę, ale matematyka mi się nie podobała, bo ja w ogóle nie lubię matematyki, i nic nie da się zrobić, żebym mogła polubić, a angielski to będę miała teraz z innym nauczycielem, na Preply. Z taką panią, która jest z południowej Afryki, z RPA, i mówi tylko po angielsku, i mamy taką lekcję, gdzie sobie rozmawiamy po angielsku albo pani mi daje jakieś zadania do czytania czy coś takiego.
Czyli będziesz się uczyć w ten sposób. Super. Coś jeszcze chcesz dodać na koniec?
Nie. Tylko to, że moim zdaniem edukacja domowa jest lepsza od szkoły.
[Styczeń, 2023 rok]
Jeśli ktoś z czytelników oburzałby się na to, że dzieci w edukacji domowej uczą się „na testach”, to chcę powiedzieć, że jest to bardzo dobra metoda nauki, znana zresztą pod nazwą „metoda testu zderzeniowego” i opisana w książce Radka Koterskiego pt.: Włam się do mózgu. Przyznam, że jeszcze niedawno też zżymałam się na wszechobecną w szkołach „testozę”, co jest o tyle dziwne, że nie miałam do czynienia za szkołą od 2011 roku. Może to dlatego, że słyszałam tu i ówdzie narzekania na to, jak to dzieci w siódmej i ósmej klasie nie robią nic innego, jak tylko rozwiązują testy w ramach przygotowań do egzaminu ósmoklasisty?…
PS Może zainteresuje cię informacja, że pracuję nad nowym wydaniem e-booka Jak być mamą w edukacji domowej i nie (dać się) zwariować. Wbrew tytułowi, e-book będzie nieco zwariowanym poradnikiem, z którego skorzystają nie tylko mamy, ale i ojcowie w edukacji domowej, a także ci z was, którzy się jeszcze nad nią zastanawiają.
Jeśli chcesz dostać informację, gdy e-book będzie gotów, zapisz się na mój newsletter za pomocą poniższego formularza.
Z pozdrowieniami
Kornelia