Dziesięć najpiękniejszych chwil w moim życiu

Opisując najpiękniejsze chwile w życiu trudno nie otrzeć się o banał, ale cóż zrobić?

Życie samo w sobie jest banałem: narodziny, dzieciństwo, dojrzewanie, dorosłość albo nadal dojrzewanie, starość, śmierć. Wszystko przewidywalne i pewne. A dziś mam wybrać dziesięć najpiękniejszych chwil w moim życiu…

Jak zdecydować, które chwile są najpiękniejsze? To tak, jakby wybierać, które dziecko kocha się bardziej.

Wiele jest w życiu prawie nieuchwytnych chwil, momentów, w któych czujemy się niesamowicie szczęśliwi, a które szybko zapominamy.

Dotyk trawy na stopach, promienie słońca na twarzy, widok wieczornego nieba, dotyk ciepłego piasku na plaży i szum morza, poranna kawa na balkonie w słoneczny dzień, przytulenie dziecka, pocałunek męża, wieczorny spacer we dwoje, „Mamo kocham cię najbardziej na świecie”, szaleńcza jazda rowerem, wiatr we włosach, kwiaty we włosach… Och! Same banały, w dodatku kiczowate! (Uprzedzam że cały wpis będzie taki.)

Jednak ponieważ bardzo chcę wziąć udział w tym wyzwaniu blogowym zorganizowanym przez Ulę z bloga Sen Mai, stawiam czoła wyzwaniu i wybieram 10 Najpiękniejszych Chwil w Moim Życiu. Kolejność (poza pierwszą trójką – bezsprzecznie naj, naj, najpiękniejszą) jest przypadkowa, to znaczy taka, jaka przychodziła mi na myśl w trakcie pisania, a to pewnie o czymś świadczy. Voila:

1. Narodziny pierwszego dziecka. 2. Narodziny drugiego dziecka. 3. Narodziny trzeciego dziecka.

Szkoda, że nie mam więcej dzieci – nie musiałabym główkować nad pozostałymi chwilami.

A tak na serio, to rzeczywiście każde z tych narodzin było tak niepowtarzalne i jedyne, i tak przepełnione emocjami: euforią, szczęściem, dumą, ulgą, podziwem dla małego cudeńka (wiem, że to hormony ale cóż nimi nie jest?), że MUSZĘ je wymienić każde z osobna.

Gwoli wyjaśnienia dodam, że pisząc narodziny mam na myśli moment narodzin, a nie to co go poprzedza, czyli skurcze, bóle… oj, przepraszam, miało być o najpiękniejszych, a nie najgorszych chwilach…

4. Nasz ślub i wesele.

Jest jednym z najważniejszych, a zarazem najpiękniejszych wydarzeń mojego życia.

Po pierwsze – ślub to sakrament. Przyrzekamy sobie… Bóg błogosławi nasze małżeństwo, słuchamy pięknego kazania specjalnie dla nas. Po drugie – zakładamy Rodzinę. Po trzecie – ubieram piękną białą suknię o jakiej każda dziewczynka marzy. Po czwarte – mamy najwspanialszą imprezę na świecie, czyli Nasze Wesele.

5. Pierwsza wycieczka w Tatry Wysokie.

Nie wiem jakim cudem znalazła się na tej liście, bo chwile grozy jakie przeżyłam wchodząc na Kozi Wierch (a była to moja pierwsza wycieczka, przypominam) i obelgi jakie rzucałam pod adresem mojego niedoszłego jeszcze, acz przyszłego małżonka, który mnie tam zaciągnął, powinny dyskwalifikować to wydarzenie w rankingu najpiękniejszych. A jednak. Niezbadana jest kobieca logika.

6. Żniwa na wsi.

Jedne z najmilszych wspomnień z dzieciństwa to praca przy żniwach, w czasach, kiedy kosiło się zboże snopowiązałką (chyba nawet konną, nie pamiętam już dobrze). Sznurek często się urywał, wtedy trzeba było wiązać ręcznie. Stawiało się te snopki pionowo po kilka opartych o siebie. Pamiętam nogi pokłute rżyskiem, zapach zboża, traw, głos skowronka, smak kompotu pitego z kanki, prażące słońce i poparzone ramiona. W domu czekał obiad złożony z chłodnika i ziemniaczków. Człowiek był zmęczony tym przyjemnym, krzepkim, rześkim (nie wiem jakich słów tu użyć, ale myślę, że wiecie co mam na myśli) rodzajem zmęczenia, po którym się cudownie śpi.

7. Podróż przedślubna.

Tak, przedślubna, bo postanowiliśmy wykorzystać okazję, jaką było zaproszenie na ślub znajomych we Francji. Było to przed naszym ślubem.
Cel podróży: zamki nad Loarą. Patrzyliśmy na mapę, wsiadaliśmy do pociągu, szukaliśmy hotelu, nazajutrz szliśmy zwiedzać. Deszczowa pogoda październikowa sprawiła, że zdjęcia robione Smieną (była kiedyś taka lustrzanka – kto pamięta? Czterdziestki ręka w górę!) wyszły przepiękne.

8. Spływ kajakowy (pierwszy i jedyny).

Studencki spływ kajakowy Czarną Hańczą. Moja pierwsza tego typu przygoda. Wspaniała pogoda, towarzystwo, emocje związane z noszeniem kajaków i przepływaniem jezior. Same banały, ale uprzedzałam!

9. Śpiewanie w chórze.

Uwielbiałam to uczucie mocy, gdy śpiewaliśmy z chórem. Pamiętam moment w którym jako świeżo upieczona studentka pierwszy raz usłyszałam Wawrzyczki, Chór Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. Śpiewali tak pięknie i potężnie! Ciarki przechodziły po plecach! Postanowiłam wtedy, że zrobię nie wiem co, żeby z nimi śpiewać. Udało się. Przeżyłam kilka lat morderczych, ale wspaniałych prób, świetnych koncertów, wyjazdów za granicę, słowem – była to przygoda i zarazem szkoła życia.

10. Samotny wyjazd.

Najświeższa z najwspanialszych chwil na liście, zarazem w ciekawy sposób spinająca je klamrą. Samotny wyjazd był tak wspaniały, ponieważ był samotny. Bez dzieci i męża. Bez obowiązków. Bez gadania. Bez „muszę to zrobić”. Trzy dni sam na sam ze sobą i lasem. Można usłyszeć własne myśli.

Bo cudowne jest gdy dzieci się rodzą i gdy możemy podziwiać je na co dzień, ale też cudownie jest od nich odpocząć.

Okazuje się, że dziesięć najpiękniejszych chwil w moim życiu to właściwie dziesięć wydarzeń i przygód, wypełnionych tymi najpiękniejszymi chwilami.

Wydaje mi się, że lista mogłaby się ciągnąć długo, bo wciąż sobie przypominam jeszcze to i tamto, wszystko wspaniałe.

Oby tak dalej!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *