Chcę się z Wami podzielić pewną anegdotą na temat edukacji.
Edukacji w ogóle, ale w szczególności edukacji dobrowolnej, permanentnej, zwanej unschoolingiem.
Otóż gawędziłam sobie dzisiaj z naszym dorosłym synem, Sergiuszem. Opowiadałam mu o tym, jak uczę się robienia na drutach i jak nie mogę się nadziwić (wciąż!), że jest to w dzisiejszych czasach TAK łatwe dzięki temu, że TAK wiele osób na całym świecie TAK chętnie dzieli się tą umiejętnością w internecie. (Trzy razy TAK!)
Opowiadałam mu (chcę Wam przedstawić kontekst, bo to ciekawe) jak oglądałam Woolcast Dagny Zielińskiej na YouTube, w którym mówi ona o książce, którą – według niej – każda dziewiarka powinna koniecznie mieć. Dla zainteresowanych: chodzi o książkę Vogue® Knitting The Ultimate Knitting Book.
Dagna mówi, że nic nie szkodzi, że książka jest po angielsku, bo nawet jeśli czegoś nie zrozumiemy, to wystarczy wpisać daną frazę w wyszukiwarkę internetową, a wyskoczy nam mnóstwo filmów, w których dziewiarki z całego świata pokazują, jak daną rzecz zrobić.
I teraz uwaga! Według Dagny ta książka jest tak ważna i potrzebna nie dlatego, że dzięki niej się tych wszystkich rzeczy nauczymy, ale dlatego, że dzięki niej wiemy, CZEGO potrzebujemy się nauczyć!
Tutaj powinna zapaść chwila ciszy, żebyście mogli sobie to zdanie przemyśleć, bo warto.
…
Wracając do naszej pogawędki. Sergiusz moją opowieść skwitował stwierdzeniem, że w momencie powstania Internetu istnienie tradycyjnej szkoły straciło sens.
Pozwólcie, że powtórzę, żeby wybrzmiało:
W momencie, gdy powstał Internet, istnienie tradycyjnej szkoły straciło sens.
Tylko że – odpowiedziałam – musi upłynąć jeszcze sporo czasu, zanim tradycyjna szkoła ten drobny szczegół zauważy.
No bo przecież to tak łatwo przeoczyć! Taki drobny szczegół, ten Internet, prawda?
Na tym miałam ten felietonik zakończyć, ale w głowie odezwał mi się krytyk: Ej, no co ty! Przecież tradycyjne szkoły pełnią funkcje socjalizacyjne (nie wierzę, że to piszę!), zapewniają dostęp do nauczycieli (nie no, nie wierzę – JA TO PISZĘ?!), no i różne takie tam inne rzeczy, do których ogół społeczeństwa jest przyzwyczajony.
Ha-ha! Jest przyzwyczajony? No, do czego jest przyzwyczajony?
Ano właśnie. Do tego jest przyzwyczajony, że ma dzieci i młodzież skoszarowaną, zebraną do – za przeproszeniem – kupy, i w miarę (podkreślam, w miarę!) bezpieczną i zaopiekowaną.
Krótko mówiąc, ogół społeczeństwa ma dzieci i młodzież z głowy. I może spokojnie oddać się pracy zawodowej, tudzież samorealizacji, tudzież robieniu na drutach.
Taką to funkcję pełni tradycyjna szkoła.
Pozwólcie więc, że tym miłym akcentem – czyli robieniem na drutach – zakończę, polecając Wam serdecznie Dagnę Zielińską z jej całym YouTubem i innymi miejscami w Internecie, bo dziewczyna robi naprawdę świetną robotę i widać, że KOCHA to, co robi! Podąża za swoją pasją, odnosi sukcesy, i to jest piękne.
PS Jest coś, na co pragnę zwrócić Wam uwagę w temacie dziewiarskiego hobby i internetowej społeczności dziewiarskiej – na wszelki wypadek, gdyby Was wciągnęło. Mianowicie jest tam wielkie nakręcanie (się) na kupowanie. Włóczek, drutów i wzorów. I jeszcze więcej włóczek i wzorów, i drutów, i może trochę książek. To po prostu wciąga i generuje potrzeby zakupowe, jak każde hobby zresztą. A opieranie się tym pokusom jest wyzwaniem dla kogoś, kto chce kupować mniej. Więc dobrze jest mieć świadomość tych pokus i pilnować się.