Zdarzało mi się słyszeć od znajomych kobiet: „Ja bym tak nie mogła – cały dzień z dziećmi!”
Mam wtedy ochotę (ale nie mam odwagi) odpowiedzieć: „Ja bym tak nie mogła – cały dzień w biurze/szkole/sklepie!”
Iść do pracy jest fajnie. Wiadomo – wkładasz elegancki strój, idziesz „do ludzi”, jesteś ważna, załatwiasz ważne sprawy i… zarabiasz kasę.
Zostać w domu też jest fajnie. Wiadomo – wkładasz elegancki strój, siedzisz z dziećmi, jesteś dla nich ważna, załatwiasz ważne sprawy (bawisz się z dziećmi, sprzątasz, gotujesz, pierzesz) i… nie zarabiasz kasy (ale oszczędzasz na żłobku, przedszkolu, szkole, opiekunce).
No więc jak? Co wybierasz? Ja wybieram dom. Bo wiem już jak jest w biurze/szkole/sklepie. Serio, pracowałam we wszystkich tych miejscach i wolę dom. Dlaczego?
Bo w domu mogę ubrać cokolwiek mi się akurat podoba. Nie obowiązuje mnie dress code.
Bo nie muszę przychodzić na 8.00/9.00 i wychodzić o 15.00/16.00/17.00/18.00/19.00/20.00/21.00 (za to jestem w pracy całą dobę).
Bo nie czuję ściskania w żołądku przed wyjściem do pracy.
Bo nie zastanawiam się, w jakim to dziś humorze zastanę szefa (a humorami dzieci już się nie przejmuję).
Bo nikt mi nie mówi co mam robić. Co prawda dzieci próbują być moimi szefami i stosują różne Metody Wywierania Wpływu na Matkę (nie czytaly Caldiniego, a wiedzą jak, bestie), ale już się na to nie nabieram (przyznam, że kiedyś się nabierałam).
Bo nikt mnie nie rozlicza z tego co zrobiłam lub nie zrobiłam. Co najwyżej dwa dni pod rząd jemy makaron z czosnkiem na obiad albo Mąż powie: „skończyły mi się koszule”.
Bo mogę iść z dziećmi do kina na 11.00 i na spacer w biały dzień.
Bo mogę cały dzień grać z dziećmi w planszówki.
Bo zawsze chciałam mieć własny mały biznes (Prowadzenie domu to jak prowadzenie biznesu.).
Bo mogę prowadzić prawdziwy mały biznes nie wychodząc z domu.
BO CZUJĘ SIĘ WOLNA.
Wiem, że nie każda kobieta chce czy też może pozwolić sobie na bycie całoetatową mamą. Z pewnością istnieją też kobiety z powołaniem do innych karier (artystycznych, naukowych). Pewnie byłyby nieszczęśliwe rezygnując z nich.
Ja czułabym się nieszczęśliwa rezygnując z codziennego towarzyszenia moim dzieciom w dorastaniu. Dlatego cieszę się, że nie muszę wybierać między „karierą” a „domem”.
A ja cenię sobie jeszcze jedną rzecz w byciu pełnoetatową mamą (edukującą domowo): poczucie sensu tego co robię. To jest coś, co najbardziej na świecie motywuje do działania a czego często brak w „normalnej pracy”. Kocham to, że wierzę w sens moich działań, wiem po co się trudzę i staram. Żaden szef nie daje mi głupich zadań do zrobienia :)) No i ta wspomniana przez Ciebie wolność… O, tak. Ja też się cieszę, że mam ten przywilej bycia z dziećmi!
pozdrawiam serdecznie i powodzenia w blogowaniu w nowym miejscu 🙂
Magdo, masz rację. Motywacja o której piszesz jest bodajże najistotniejsza. Aż dziwię się, że ją pominęłam 🙂 Dziękuję Ci za ten komentarz.