Czy jesteśmy religijni?

Czy jesteśmy religijni by Kornelia Orwat

Lada chwila miną dwa miesiące, jak nasza Patrycja była u I Komunii Świętej, którą zorganizowaliśmy jej indywidualnie.

Lada chwila miną też dwa miesiące, jak wrzuciłam ostatni artykuł na bloga, więc myślę, że czas te stare blogowe kości rozruszać. Poza tym, obiecałam Wam w tym ostatnim artykule, że o tej naszej tegorocznej I Komunii napiszę.

Swoje własne kości (po prawdzie to ani stare, ani kości) ruszałam ostatnio przed kamerką internetową, bo przez cały listopad prowadziłam warsztaty online dla miłej grupy mam w edukacji domowej. Przed kamerką więc gadałam, gadałam i gadałam (dziewięć lajwów po półtorej godziny każdy!) no i tak mi się spodobało – a i uczestniczkom się podobało – że już zaplanowałam kolejne gadanie, czyli kolejne takie warsztaty – w styczniu. Więc jeśli czujesz, że potrzebujesz odszkolnienia, i chcesz, bym Ci w tym pomogła – to zapraszam!

No dobrze. A zatem… (ładna muzyczka) Sponsorem dzisiejszego artykułu są moje autorskie warsztaty o tym, jak odszkolnić się w edukacji domowej! (ładna muzyczka).

A teraz do rzeczy, czyli do tematu!

Opowiem Wam dziś o tym, jak zorganizowaliśmy indywidualną I Komunię Świętą w czasach pandemii. A przy okazji opowiem też trochę o tym, czy jesteśmy religijni. Ja jako ja i my jako rodzina. I dlaczego o tym piszę.

Zacznę od końca. Od dlaczego.

Dlaczego piszę o naszej religijności?

Dlatego, że jest Adwent, więc dobra okazja. Dlatego, że chcę, żebyście mnie lepiej poznali, poznały, a także dlatego, że jestem o naszą religijność pytana. Na przykład Paulina, koleżanka po blogowym fachu – Księżniczka w kaloszach – zapytała, czy zrobię Pogaduszki na temat tego, jak wiara pomaga nam wytrwać w edukacji domowej i „nie pozabijać się” (chyba nie użyła dokładnie tych słów, ale taki był sens).

Pogaduszek na ten temat na razie nie planuję, ale właśnie dlatego piszę.

Tak. Mnie wiara pomaga, bo gdy mam naprawdę dość, modlę się za wstawiennictwem Matki, która przecież wie, co to znaczy być matką. Modlę się swoimi słowami, czasem niewybrednymi, ale ufam, że rozumie. W trudnych chwilach pomaga mi też świadomość (tak, tak!) że „prochem jestem i w proch się obrócę”, ale też że „w krainie życia ujrzę dobroć Boga”, a także, że „miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, (…) we wszystkim pokłada nadzieję.”

W ogóle myślę, że „Hymn o miłości” z 1. Listu do Koryntian św. Pawła jest cudownym lekiem na trudne chwile w edukacji domowej. Nie tylko dla wierzących! I nie tylko w edukacji domowej.

Czy jesteśmy religijni?

Wyjdzie mi ten tekst bardzo osobisty, niemalże rachunek sumienia, ale trudno. Otóż obawiam się, że z naszą, a właściwie moją religijnością (a może powinnam powiedzieć – pobożnością?) nie jest za dobrze. To znaczy – nie jest Instagramowa, jak to się teraz mówi. Nie czytamy codziennie Biblii, wieczorną modlitwę rodzinną odmawiamy często na półśpiąco, nie chodzimy na Roraty, na październikowe nabożeństwa różańcowe czy na tak zwane „majowe” – a jeśli już, to chodzimy rzadko. Nie należymy do żadnej wspólnoty. Nie świecę też przykładem, jeśli chodzi o sakramenty. Powiem więcej – nie świecę przykładem, jeśli chodzi o wiarę. Osobiście mam wiele wątpliwości, czuję się katoliczką niedouczoną, niedooczytaną, ale jednak – ufającą Bogu.

Z drugiej strony – czytujemy prasę katolicką, chodzimy na niedzielne msze Święte, uroczyście i po bożemu obchodzimy najważniejsze Święta, i przede wszystkim – staramy się żyć po bożemu. Dawać dzieciom świadectwo swoim życiem i wyborami. Tak zwyczajnie, nieraz po ludzku niedoskonale.

Inna sprawa, że nie potrafię mówić o wierze i Bogu w tak otwarty sposób (hm, a może teraz właśnie to robię?), w jaki robi to choćby Basia z bloga Domowe Zacisze, czy Aga z EduRodzinki i wiele innych znanych mi osób. Może to właśnie sprawia, że nie czuję się „dobrą katoliczką”? Ale czy nie wpadam w pułapkę, przed którą przestrzegam mamy w edukacji domowej? W pułapkę inspiracji i porównywania się z innymi? A przecież, co oczywiste – to, co widzimy – czy to w realu, czy w sieci – to tylko fragmenty, urywki, kawałki puzzli, z których składa się życie tych ludzi. Życie zwyczajne, niedoskonałe, tak podobne, a zarazem tak różne od naszego.

Dobrą lekcją otwartości w dawaniu świadectwa wiary były dla nas Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku, kiedy gościliśmy w domu trzech młodych mężczyzn z Kansas. Pisałam o tym tutaj tutaj.

Wracając jeszcze do tego, czy wiara pomaga wytrwać w trudnych chwilach w edukacji domowej, w byciu cały czas razem (ostatnio – z wiadomych względów – z naciskiem na „cały czas”).

No cóż. Wiara zawsze pomaga w trudnych chwilach, i nie tylko na zasadzie „Jak trwoga to do Boga”. Po prostu jeśli Bóg jest w naszym domu obecny – obecny choćby wtedy, gdy modlimy się całą rodziną słowami „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, czy gdy czynimy znak krzyża przed posiłkiem – to daje poczucie, że nie jesteśmy sami. Że jest ktoś, kto WIE. Kto nas kocha mimo wszystko, kto wybacza, kto wie, co znaczy upadać i podnosić się.

Jak zorganizowaliśmy indywidualną I Komunię Świętą?

Właściwie nie ma tu zbyt wiele do opowiadania. To było bardzo proste, prostsze niż myślałam! Po prostu na dwa tygodnie (!) przed planowanym przez nas terminem (a na tydzień przed zaplanowanym terminem I Komunii Świętej „parafialnej”, na który Patrycja była zapisana) poszliśmy do księdza, który opiekował się naszym „rocznikiem komunijnym” i powiedzieliśmy, że chcemy indywidualnie. Powiedział: – OK, a kiedy chcecie? – i już.

Stres dopadł mnie dopiero w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność za to, by uroczystość była… uroczysta. I cóż z tego, że chcieliśmy I Komunii indywidualnej, żeby było kameralnie, bez zadęcia, wierszyków, musztry (która – doskonale to rozumiem – w przypadku większej grupy dzieci jest nieunikniona)! Chcieliśmy bez zadęcia, ale chcieliśmy uroczyście, haha! Chcieliśmy bez wierszyków, ale chcieliśmy uroczyście, ha!

Ponieważ więc jesteśmy muzykalni, zaproponowaliśmy, że zaśpiewamy psalm i przeczytamy czytania. Na co nasze siostry katechetki zajmujące się animacją mszy dla dzieci (podczas której miała odbyć się I Komunia Patrycji) przystały ochoczo, oferując nam przy okazji odczytanie modlitwy wiernych. Ja zaś, wpadając w tryb „uroczystość” zaczęłam się zastanawiać, czyby nie zorganizować jakichś kwietnych ozdób na ławki, w których będziemy siedzieć. Na szczęście mąż mi to wyperswadował – w zasadzie nie byliśmy nawet pewni, w których ławkach usiądziemy, a „rezerwować” ławek nie wypadało.

Co do przygotowań duchowych, to odbyły się one naturalnie, zwyczajnie, w domu, bez specjalnych katechez, oprócz tych oferowanych rodzicom przy parafii. Zapytano nas tylko, jak realizujemy katechezę w edukacji domowej. Odpowiedziałam, że posiłkujemy się między innymi książkami dla dzieci z Wydawnictwa Salezjańskiego, wydawnictwa Święty Wojciech i czasopismem „Anioł Stróż”. Że modlimy się razem, że Patrycja czyta (a czasem czytamy razem) Biblię dla dzieci.

Nie było też żadnego „zaliczania”, tylko krótka rozmowa z księdzem, w obecności nas, rodziców. I oczywiście Pierwsza Spowiedź.

W którymś z kolejnych wpisów przedstawię Wam naszą biblioteczkę religijną. Do zobaczenia!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

7 komentarzy

  1. Wiesz, że to pięknie napisałaś? Kiedy czytam, to mogłabym napisać tak samo. Nie jestem tak religijna jak ( teraz Insta profile, które czasem muszę odpuścić, żeby nie wpaść w dołek) i że często na wieczornej modlitwie więcej uspokajam dzieci niż się modlę. I że zawsze przeczę święto i nie jestem przygotowana ( książki, prace itd) jak inne mamy. Ale z drugiej strony bardzo mocno trzymam się tego, co uznaję za podstawę w drodze do normalności moralności ( pro-life) i życia wiarą, którą tak jak wy, chcemy przykładem dzieciom przekazać. Indywidualna Komunia – napiszesz więcej? Aga

    1. Aga! Dziękuję za ten komentarz 🙂 To trzymanie się podstaw i pilnowanie żeby się nie rozmyły, nie rozwodniły to jest mega ważne i tutaj mój mąż jest dla mnie wielkim oparciem. Dzieci na tym korzystają. Co do śledzenia wszystkich świąt i tak dalej to oczywiście fajnie że są mamy które to robią i dzielą się tym, i inspirują, ale to nie znaczy że my też musimy 🙂 Ja na przykład zbierałam się żeby zrobić z dziećmi drzewko Jessego, bo nigdy nie robiliśmy, ale w końcu stanęło na „Kalendarzu adwentowym” Basi Garczyńskiej i też jest super. Wieniec adwentowy robimy bodajże drugi raz w życiu, a kalendarze mieliśmy kiedyś różne różniste bo wymyślałam 🙂 Ale np w moim dzieciństwie nigdy tego wszystkiego nie było… Za to było co innego… O indywidualnej Komunii napiszę może jesszcze trochę więcej w następnym wpisie, tym o książkach. Pozdrawiamy!

  2. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo dziś potrzebowałam tego wpisu. Świetnie ujęłaś to że wpadamy przez media społecznościowe w pułapkę porównywania się, u nas miało być w Adwencie drzewo Jessego ale Lew nie ma chęci a przecież nie ma sensu żebym je sama dla siebie robiła. Ja myślę że gdyby nie Bóg, nie podjełabym decyzji o edukacji domowej. U nas idzie to w swoim tempie, na pewno chciałabym być lepsza matką niż jestem. Ale wiem, że wystarczy że jestem i kocham.

    1. Paulina, tak, właśnie tak. Oczywiście że dążymy do tego, by być lepszymi ludźmi, matkami, ale w gruncie rzeczy obszary tej „lepszości” są różne. Niekoniecznie tylko robienie tych różnych fajnych i rozwijających rzeczy, jeśli nam (albo naszym dzieciom) z nimi nie zawsze po drodze 🙂 Pozdrawiamy Was ciepło! Trzymajcie się!

  3. Pani Kornelio,
    dziękuję za świadectwo życia wiarą i miłością do Boga, mimo wszelkich przeciwności dnia codziennego! Wątpliwości i trudności w wierze mają chyba wszyscy, którzy poważnie do tego podchodzą, a na pewno mieli je najwięksi święci! Grunt to nie ustawać w walce, pracy nad sobą i wzrastaniu w cnotach, zwłaszcza tych najważniejszych – Boskich: wierze, nadziei i miłości. Jednak jeśli chodzi o „douczenie” i „doczytanie” w kwestii religii, to słusznie Pani o tym wspomina, gdyż jest to fundamentalna sprawa: podstawy wiary trzeba znać i ciężko wierzyć i kochać Boga, jeśli nie wiemy kogo właściwie kochamy, po co i dlaczego 🙂 Zachęcam więc Panią i wszystkich czytelników do wspólnego rodzinnego zgłębiania przede wszystkim katolickich katechizmów. To jest pod względem poznawania katolickiej wiary prostsze niż zgłębianie Pisma Świętego, które opisuje historię Objawienia, ale nie jest po prostu wykładem prawd wiary i moralności. Stąd wielka przydatność (a właściwie nieodzowność) katechizmów.

    Jednakże ostatni powszechny katechizm (tzw. „niebieski”) jest raczej encyklopedią, ciężko go przeczytać w całości, jest dobry raczej do szukania konkretnych zagadnień. Dlatego zachęcam do sięgnięcia po krótsze katechizmy, zwłaszcza te starsze, gdzie wszystko jest opisane prościej, ale bez spłycania i infantylności, obecnej niestety w różnych nowych tzw. katechizmach dla młodzieży. Polecam więc zwłaszcza „Katechizm Piusa X” lub „katechizm kard. Gaspariego”, oba do kupienia w nowych wydaniach za niewielkie pieniądze.

    Natomiast dla chcących pogłębić wiedzę katechetyczną gorąco polecam przedwojenne książki ks. Sieniatyckiego pt. „Dogmatyka katolicka. Podręcznik szkolny” oraz „Etyka katolicka. Podręcznik szkolny”. Obie można pobrać z Internetu lub czasem trafić na Allegro. To naprawdę doskonałe pozycje do pogłębiania znajomości katolickiej wiary, ale jeszcze bez wchodzenia w wielkie szczegóły. Z obszerniejszych pozycji wspaniałe są dzieła św. bp. Pelczara, wydane ostatnio: „Religia katolicka” i „Obrona religii katolickiej”.

    Do tego, aby lepiej poznać i zrozumieć czym jest katolicka Msza św. gorąco polecam reprint starego komiksu pt. „Twoja Msza”. Nie jest to zwykła książeczka dla dzieci! W porównaniu z przystępną formą zawiera naprawdę głębokie omówienie całej Mszy św., co zaskoczyć może niejednego dorosłego 🙂

    Na koniec pragnę polecić wszystkim wspólne czytanie żywotów świętych. U nas w domu sprawdza się to świetnie – codziennie po modlitwie o 18 czytamy krótką historię jednego świętego, najlepiej patrona dnia (do znalezienia zawsze na brzewiarz.pl), ale niekoniecznie. Dla młodszych dzieci idealne są książki o świętych p. Ewy Skarżyńskiej. Warto z dziećmi o świętych rozmawiać, przy różnych okazjach przywoływać ich historię, stawiać za wzór i oczywiście zachęcać dzieci do modlitwy za ich wstawiennictwem czy po porostu wzywania ich pomocy w trudnościach. Naszym dzieciom się to bardzo podoba i naprawdę działa 🙂

    Pozdrawiam serdecznie
    Marek

    1. P.S.
      W ostatnim akapicie chodziło mi oczywiście o stronę brewiarz.pl , sekcja „Patron dnia”.
      A co do świętych, to zapomniałem wspomnieć o tych najważniejszych – patronach naszych dzieci oraz ich aniołach stróżach! Warto dbać o oddawanie im należnej czci i ubieganie się o ich wstawiennictwo oraz zachęcać do tego dzieci 🙂
      M.

    2. Panie Marku! Marku! (Jeśli mogę? Ja też niekoniecznie muszę być „panią”) Bardzo dziękuję za ten bogaty w podpowiedzi komentarz! Myślę że będzie bardzo pomocny nie tylko dla nas, ale i dla moich czytelników. Zaintrygowały mnie te dawne katechizmy i komiks „Msza Święta”. No i zwyczaj czytania o świętych patronach danego dnia, też do wdrożenia w miarę łatwo, przy okazji. Będziemy nad tym pracować.
      Bo choć zachęcam na tych łamach do niezwariowania, nie robienia na siłę tego co nie idzie, czego nie dajemy rady, to jednak jak najbardziej uważam że trzeba nad sobą pracować. Może ktoś zauważy w tym sprzeczność, nie wiem… Chodzi chyba o to, żeby uznać swoją słabość ale też szukać w sobie siły.
      Pozdrawiam niedzielne!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *