Czas świąt Wszystkich Świętych

Czas świąt Wszystkich Świętych

„Kto to widział, żeby Wszystkich Świętych było jesienią, kiedy jest tak zimno i deszczowo?” – powiedziała oburzona Patrycja. Ale po chwili zreflektowała się. „Tak pewnie musi być. Bo rzeczywiście, co by to było, gdyby na przykład Boże Narodzenie było latem?!”.

No i faktycznie, tak widać musi być. Wszystko ma swój czas. Okazuje się, że dziecko, które nie widziało nigdy Księgi Koheleta, intuicyjnie zna jej mądrość.

„Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.”

Wszystko ma swój czas.

Takie to oczywiste i nieoczywiste jednocześnie. Takie jednoznaczne i zarazem wieloznaczne. Bo z jednej strony chodzi o to, że wszystko wydarza się w swoim, tym konkretnym, wyznaczonym czasie, a z drugiej – że na wszystko przychodzi czas, że wszystko może nas w życiu spotkać.

Lubimy ulegać pokusie nieprzestrzegania tego, że na coś jest ten właściwy, odpowiedni czas. Przecież jesteśmy wolnymi ludźmi i nikt nam nie będzie mówił, co kiedy mamy robić!

Nie lubimy akceptować tego, że na coś nadchodzi nieuchronnie czas. Bo znów! Jesteśmy przecież wolnymi ludźmi i chcemy decydować o sobie sami. A tu… figa! Zaplanowaliśmy wyjazd na wakacje, a dzieci chorują. Smarujemy się tymi drogimi kremami i latamy na (równie drogi) fitness, a tu zmarszczki i w kościach strzyka.

Teraz jest czas Świąt Wszystkich Świętych.

I mam ochotę przyznać się Wam, że my ten czas spędzamy głównie w domu. Jeżdżenie po Polsce czy nawet Warszawie w czasie, kiedy WSZYSCY gdzieś jeżdżą, nie jest ani praktyczne, ani bezpieczne. Więc trochę ten czas na świętowanie Wszystkich Świętych negujemy. W tym sensie, że nie świętujemy tak jak większość. Groby bliskich odwiedzamy w innym czasie, niektóre tuż przed Świętami, niektóre tuż po, niektóre całkiem kiedy indziej. A w czas Wszystkich Świętych staramy się ofiarować zmarłym naszą modlitwę.

Gdy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam odwiedzać cmentarze wieczorem w dzień Wszystkich Świętych lub w Dzień Zaduszny. Bardzo lubiłam rozświetlony zniczami pejzaż. Tę łunę, którą widać już z daleka. Jednak teraz patrzę na to inaczej. No cóż. Noszę bezśmieciowe okulary i oprócz pięknej łuny światła nad cmentarzem widzę wielkie stosy śmieci na cmentarzu. Śmieci, które naszym bliskim zmarłym do niczego nie są potrzebne. A które nas, naszą planetę przybliżają do czasu śmierci.

Proszę, przypomnijcie sobie mój dawny wpis na temat nieśmiecenia na cmentarzach!

Wiem, jak trudno oprzeć się pokusie kupowania pięknych zniczy i wielkich donic chryzantem, ale zastanówmy się – komu i czemu tak naprawdę służą?

Byliśmy dziś na cmentarzu Północnym w Warszawie. Zapaliliśmy na grobie dalszej rodziny dwa gliniane znicze „wichrowe” (z grubym knotem) i położylismy wianek z igliwia ozdobionego szyszkami i suszonymi kwiatami. Jedyny niekompostowalny śmieć po takim wianku to kawałek drutu. Przyznam, że baaardzo kusiły mnie wielkie kule chryzantem w plastikowych donicach! Ale… komu i czemu by one posłużyły?

Wszystko ma swój czas.

Czas świąt Wszystkich Świętych to nie jest czas na zaśmiecanie cmentarzy. To czas na refleksję i modlitwę. Czas wspominania tych, którzy odeszli.

***

W listopadzie i grudniu planuję ograniczyć czas poświęcany na buszowanie po internetach. Również swoją aktywność na Instagramie (z Facebooka zrezygnowałam już prawie pół roku temu, juhu!). Zachęciła mnie do tego Ula, autorka bloga Pani Strzelec w swoim najnowszym artykule. Dzięki, Ula!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *