Co mnie wkurza? Czyli dziś wcale mi nie do śmiechu

Co mnie wkurza by Kornelia Orwat

Co mnie wkurza? Och! Bardzo dużo rzeczy! 

Są dni, kiedy wkurza mnie wszystko, ale na szczęście są i takie, kiedy ogarnia mnie bezmiar błogości i szczęśliwości, co owocuje bezmiarem cierpliwości. Słowem – nic mnie wtedy nie jest w stanie wkurzyć. Od czego to zależy? Nie wiem.

Najłatwiej zwalić winę na pogodę, ciśnienie, deszcz, słońce, okres, PMS, GPS, pies… jeden wie.

No więc co mnie wkurza? Bałagan mnie wkurza.

Buty na środku przedpokoju, ciuchy w nogach łóżka u dzieci, sterty prania w łazience, książki rozrzucone na podłodze, stole, parapetach, kanapie…

Kurz na półkach, lustrzanych drzwiach szaf wnękowych i w ogóle na wszystkim (kto wynalazł kurz?!), niesprzątalne łazienka i kuchnia. Czy w ogóle istnieje na świecie coś SPRZĄTALNEGO?

(Tutaj były jeszcze cztery akapity o niezliczonej ilości brudnych kubków i innych wkurzających rzeczach, ale Mąż kazał mi wyrzucić. Te akapity.)

Co mnie jeszcze wkurza? Robienie lub nierobienie czegoś. Przez innych domowników, nie przeze mnie oczywiście!

Czytanie przy wspólnych posiłkach, mimo zasady głoszącej, że tego się u nas w domu nie robi. Czytanie w toalecie, czytanie przy myciu zębów, przy ubieraniu się, zakładaniu butów, robieniu kanapki i wyjmowaniu naczyń ze zmywarki.

Przerywanie mi pracy umysłowej wymagającej skupienia (Mamo! Zobacz!), krzyki dzieci, kłótnie dzieci, jękliwy ton dzieci, w ogóle nieludzkie zachowania dzieci.

Uciekanie, kiedy do nich mówię. To znaczy – ja mówię, a oni uciekają! Skandal!

– Sergiusz, jak będziesz miał żonę, to pamiętaj, żebyś nie uciekał, kiedy będzie coś do ciebie mówić. Nawet jeśli będzie mówić przez trzy godziny!
– Ykhm. Właśnie dlatego nie będę miał żony.

(Tutaj też było kilka ciekawych akapitów, które Mąż kazał mi wyrzucić!)

Wkurzają mnie ludzie.

Babcie w kościele, które siadają zawsze na brzegach ławek (na obu brzegach oczywiście) co sprawia, że musimy się przeciskać i deptać Babcie, żeby dostać do środka.

Panowie i panie z psami ras uznawanych za niebezpieczne, którzy prowadzają te psy bez smyczy i bez kagańca. Bo one przecież łagodne są, te ich psy.

Ludzie, którzy lubią sobie postrzelać w parku (mieszkamy obok parku). Fajerwerki popuszczać. W ogóle – Sylwester nie Sylwester – pohałasować i poimprezować. W parku, a jakże. Pod moimi oknami. Raz się żyje, nie?

(Ech, Nawet tutaj kilka akapitów Mąż ocenzurował…)

Wkurza mnie też Mąż. (Dziwne, nie?)

Mąż, który ma wyłączony telefon akurat wtedy, gdy muszę z nim coś uzgodnić pilnie, a on POWINIEN o tym wiedzieć i, rzecz jasna, WAROWAĆ przy telefonie. Dzieci, które akurat wtedy RÓWNIEŻ mają wyłączone telefony. Wyłączone, bo rozładowane. Bo ZAPOMNIAŁY sobie naładować.

Tak. Wiem, że telefon służy wygodzie właściciela. Ale służy też wygodzie ŻONY I MATKI. Hough!

(Aż dziw, że TEGO akapitu Mąż nie kazał mi wyrzucić!)

A propos matki. Jako matkę wkurzają mnie oczywiście dzieci (głównie moje własne…).

Nastolatek, który odmawia założenia półbutów na wyjście do Teatru Wielkiego, twierdząc, że guzik go obchodzi, co sobie pomyślą ludzie widząc go ubranego w granatowe sandały i jasnoszare skarpetki do (aaa! niech już będzie!) dżinsów i eleganckiej koszuli (no, przynajmniej).

Dziecko albo nastolatek, który na polecenie zrobienia czegoś w/dla domu odpowiada: – A dlaczego JA? i dziecko, które twierdzi, że CHCE umieć grać na skrzypcach, ale NIE CHCE na nich ćwiczyć.

Dziecko, które zasypia w łóżku rodziców (bo inaczej nie może), które muszę (jak już zaśnie) przenosić do jego łóżka, podczas gdy sama też już jestem zaśnięta (a Mąż tym bardziej i podczas gdy pozostali mieszkańcy pokoju wspomnianego dziecka jeszcze nie są zaśnięci i palą światła przy swoich łóżkach, bo muszą dokończyć dwa rozdziały. W wyniku czego (tych świateł tudzież mojego konspiracyjnego szeptu: GAŚCIE TO NATYCHMIAST!)  przenoszone dziecko (już zaśnięte!) natychmiast się budzi, wrrr! I już ani ono, ani ja (która kładę się z nim w jego łóżku) nie możemy zasnąć. Wrrr!!!

(Ten akapit Mąż też kazał mi wyrzucić, że za długi tratatata, ale się wkurzyłam, że nie będzie mi mówił co mam na SWOIM blogu pisać, a w ogóle to nie jest moją grupą docelową. I zostawiłam.)

Ojoj! Wkurzają mnie też inni kierowcy! Niesamowite, prawda? 

Kierowcy, którzy wariacko pędzą slalomem, wyprzedzając mój i kolejny samochód, po to tylko, by za chwilę zjechać na stację benzynową.

Kierowcy, którzy migają mi z tyłu długimi, żebym im natychmiast zjechała na prawy pas (który blokują tiry), bo chcą szybciej dotrzeć do Bozi, a przy okazji wysłać tam mnie z moją rodziną, bo takie mruganie podnosi mi ciśnienie, a to nie jest dobre dla kierowcy.

Kierowcy, którzy ruszają na światłach, jak na rozciągniętej gumie, a nie na sznurku, czyli zamiast wszyscy JEDNOCZEŚNIE, to każdy po kolei. (Przecież wszyscy JEDNOCZEŚNIE widzą zapalające się zielone, nie?)

(To o kierowcach Męża też wkurza. A o rozciągnietej gumie to mi właśnie ON powiedział. Taki mądry jest. O.)

Ale najbardziej wkurza mnie to, że to wszystko mnie wkurza!

Że nie umiem po prostu luzacko, nonszalancko, słowem – z klasą – przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Pozostawić sprawy swojemu biegowi.

Czyli: niech stosiki na regale rosną, niech kanapa przykrywa się warstwami ubrań, książek i zabawek, niech na koszu do prania i w łóżkach piętrzą się ciuchy, niech płyty bez okładek się porysują, niech ławka zamiast do siedzenia służy do przechowywania, niech o stosy butów w przedpokoju oraz walizkę w salonie się ktoś potknie i rozwali sobie… no mniejsza z tym, co rozwali.

Pozostaje mieć nadzieje, że jak sobie rozwali, to posprząta. Jak zasypie kanapę rzeczami, to nie będzie miał gdzie usiąść, więc posprząta. Ja zużyje wszystkie kubki i będzie musiał załadować nimi zmywarkę, to się nauczy. Nie brać co chwila nowego kubka. I tak dalej.

To się chyba nazywa metoda naturalnych konsekwencji. Niech będzie. Dla mnie może nazywać się metodą Potknij Się I Rozwal Sobie (PSIRS)…, no mniejsza z tym, co.

Gorzej z tym, na co powyższa metoda PSIRS nie ma wpływu. Na co ja też nie mam wpływu. Wtedy pozostaje po prostu wziąć do ręki szydełko i oddać się medytacji. Broń Boże nie używać go jako broni! I broń Boże nie używać brzydkich słów!

Tak. Muszę pamiętać, że jestem kobietą z klasą. A kobieta z klasą nie mówi: Ja pierdykam! i Cholera jasna!, tylko Ojej! albo Och, nie!, ewentualnie No, nie!

Właśnie. To też mnie wkurza.

Aaa! A czy kobieta z klasą używa słowa wkurzać?! Och, nie! No nie! Ojejejejku!

(Tak po prawdzie, to mnie Mąż trochę wkurzył, że mi kazał te niektóre akapity wyrzucić, ale niech mu będzie. Ale, ale. Tych dopisków na temat „co mi kazał wyrzucić” już mu nie pokażę, bo będzie mówił, że mam wyrzucić!)

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki: absolwenta liceum (pracującego jako grafik 3D), licealisty i ósmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem też autorką jednego z pierwszych w Polsce blogów na temat idei zero waste (www.odsmiecownia.pl) i dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

12 komentarzy

  1. Ups ja Cię też pewnie co niektórych wkurzam, bo siadam na brzegu ławki i nie ma zmiłuj, nie posunę się. Muszę być na wylocie, bo choruję przewlekle i razie jak coś by się działo, muszę szybko wyjść (nie chcę innym robić kłopotu). Babcinki też często są schorowane i nie mają siły przepychać się. Najciekawsze akapity Twój mąż wyrzucił.:(

    1. No tak, rozumiem. Podejrzewam że tak właśnie jest. Albo są schorowane albo po prostu nie mają siły się z tych ławek „wyciskać” – z brzegu łatwiej wyjść. Ale z drugiej strony… wychodzić za każdym razem, kiedy ktoś wsiada? Też męczące. Ech, pewnie zrozumiem to jak sama zostanę babuleńką. O ile dożyję 😉 I wiem, że moje wkurzenie irracjonlne jest, ale co zrobić… wciąż muszę uczyć się pokory 🙂

    1. Ha! Nieźle! U nas jeszcze do niedawna były oprócz skrzypiec dwa akordeony, ale już skończyły edukację w szkołach muzycznych. Swoją drogą zastanawiam się co z tym skrzypcami zrobić, bo leżą i się kurzą podczas wakacji…

  2. Ty się wkurzasz, a ja się śmieję, bo to tak zabawnie Ci wyszło, że hej 🙂 I piszesz co raz lepiej, tzn. zawsze dobrze pisałaś, ale teraz to w ogóle wymiatasz! <3

  3. wkurzaja mnie matki brudnych dzieci
    tzn. brudne buty. brudne rekawy kurtki. brudne paznokcie. brudne plecaki itp
    Zyjemy w czasach gdzie pralka automatyczna to podstawa ( nie luksus). W sklepie wszystko jest
    nawet w ciuchlandzie kupisz jak nie stac cie na nowe a dziura w kurtce.
    Wkurza mnie ze jeszcze te mamy sie ciesza ze ich dzieci NIE zwracaja na to uwagi.
    Tekst ze dziecku nie przeszkada dziura czy brud. szok. Wkurza mnie to.

  4. Jak ja nienawidzę porysowanych DVD bez pudełek.
    Uwielbiam ten wpis. Czuję się normalna. Czytam go o 9:45 w piżamie na kanapie. Dzieci czekają na lekcje ale ja myśle ciagle o pierworodnym bo już trzeci dzień jest w szkole publicznej w secondary School w Anglii i co kilka minut sprawdzam na aplikacji jaką ma lekcję, czy mam wiadomości ze szkoły i czy jest na liście obecnych…. I tak już trzeci dzień młodsze dzieci nie zajrzały do książek :/

    1. Tzn młodsze dzieci wcale nie czekają na lekcje tylko bardzo zgodnie układają Lego i przebierają się w płetwy, dmuchają kółka basenowe i inne jeszcze dziwne rzeczy robią.
      Oczywiście wszystko zostawią na podłodze.

    2. Och, te różne dziwne rzeczy, które robią dzieci, to jest właśnie to! Ach, ta cudowna beztroska dzieciństwa! Wiesz, ja zaczynam za nią tęsknić, bo moi są już coraz starsi i zaczynają być (zbyt) poważni w sensie podejścia do życia… A jak czasem zdarzy nam się oglądać stare nagrania, na których robią te właśnie dziwne rzeczy (np. snują się po podłodze po całym mieszkaniu w przebraniu z kołdry i mówią, że są ślimakiem), to się wszyscy śmiejemy i strasznie cieszymy, że takie mieli świetne dzieciństwo!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *