Oto bajka
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyła sobie kochająca się rodzina.
Dzieci nie chodziły do szkoły, bo były w edukacji domowej, tata pracował poza domem, a mama zajmowała się domem, dziećmi i ich edukacją.
Rodzina była szczęśliwa. Żyli sobie spokojnie, zgodnie, działali każdy w swoim rytmie i tempie. Uczyli się, pracowali, dbali wspólnie o dom, wzajemne relacje, pielęgnowali swoje zainteresowania. Słowem – bajka.
No właśnie. Bajka.
A to – rzeczywistość
Kiedy słyszę, gdy ktoś mówi, że nie kłóci się z mężem, nie krzyczy na dzieci, nie wścieka na własne życie i jeszcze bardziej własne słabości, że ma na czas zaplanowany i ugotowany obiad, i w ogóle wszystko ma zaplanowane i zrobione, że dzieci się tego kogoś słuchają i tak dalej i tak dalej… mam ochotę powiedzieć: Ech… Bajka.
Rzadko spotykam takie osoby, bo chodzące ideały to… właśnie – ideały. A rzeczywistość nie jest idealna. A rzeczywistość skrzeczy, zmusza do pracy nad sobą, do refleksji, do zmagań z trudnościami. Sprawia, że chcemy wyć do księżyca, że chcemy rzucić się w przepaść albo rzucić to wszystko.
Rzeczywistość jednak sprawia też, że w końcu nie rzucamy się w przepaść, tylko w wir codzienności, który to wir, jak to wir – tak nas wywiruje, że albo zapominamy o naszych trudnościach, albo je w końcu rozwiązujemy… albo jeszcze bardziej się w nie zaplątujemy.
To tyle w kwestii optymistycznego podejścia do życia. I do edukacji domowej.
Bo edukacja domowa, jak każdy inny dowolnie wybrany styl życia, ma i zalety, i wady. Kiedyś napisałam dwa felietony na temat jej zalet. Były pięknie, a jakże, zatytułowane: Co jest piękne w edukacji domowej?
A teraz, po czterech latach, napiszę, co jest trudne w edukacji domowej.
Co jest trudne w edukacji domowej?
Tak naprawdę w edukacji domowej trudne jest wszystko! Począwszy od decyzji o niej i trudny czas utwierdzania w tej decyzji samych siebie oraz – o litości! – krewnych i przyjaciół. Albo „przyjaciół”.
Czas wyjaśniania, tłumaczenia, że nie oszaleliśmy i nie spisaliśmy naszych dzieci na straty, wypisując je z wyścigu szczurów.
A potem przychodzi czas odszkalniania.
Ale po kolei.
Co jest trudne w edukacji domowej?
- Decyzja o niej.
- Wyjaśnianie tej decyzji otoczeniu.
- Odszkalnianie, czyli ciągłe przypominanie sobie, że dom to nie szkoła.
- Wątpliwości.
- Kłopoty wychowawcze.
- Organizacja czasu (nauka, dom, posiłki, spacery, zajęcia dodatkowe, spotkania towarzyskie, zainteresowania).
- Koordynacja wszystkich zadań – swoich i dzieci.
- Sztuka wyboru, czyli eliminacji tego co niekonieczne.
- Zapewnienie dzieciom dostatecznej porcji ruchu.
- Wątpliwości.
- Nauczenie dzieci samodyscypliny.
- Nauczenie dzieci samodzielności.
- Zapobieganie i leczenie choroby wieku nastoletniego zwanej rozlazłością i gnuśnością.
- Kłopoty wychowawcze.
- Godzenie potrzeb wszystkich domowników.
- Godzenie edukacji domowej z pracą zawodową.
- Znalezienie czasu dla siebie.
- Wątpliwości.
- Znalezienie ciszy, spokoju, odosobnienia.
- Znalezienie, zaplanowanie i zrealizowanie projektu pod tytułem:Odpoczynek.
- Kłopoty wychowawcze.
- Zapobieganie wypaleniu zawodowemu mamy.
- Znalezienie sposobów na uczestnictwo pracującego taty w projekcie pod tytułem edukacja domowa.
- Wątpliwości.
Tak. Wątpliwości i kłopoty wychowawcze.
Nie, nie pomyliłam się, powtarzając je po kilka razy. Wątpliwości to nasz chleb powszedni. I nie mówię o wątpliwościach dotyczących samej decyzji o edukacji domowej. Mam na myśli wątpliwości różne. Najróżniejsze, codziennie inne, do wyboru, do koloru. Tak jak i kłopoty wychowawcze, które zresztą nie są bynajmniej domeną wyłącznie rzeczywistości edukacyjno-domowej.
Zresztą, żadna z wymienionych trudności nie dotyczy tylko edukacji domowej. Po prostu mają one inny charakter niż przy edukacji szkolnej. A co do szkolnej… śmiem przypuszczać, że tych trudności jest nawet więcej! Bo nauczyciele, bo klasa, bo grupa rówieśnicza, bo klasówki, bo sprawdziany, bo rywalizacja…
A czy zauważyliście, że ani jeden punkt z listy trudności nie dotyczy socjalizacji ani nauki?
Bo prawda jest taka, że nie są one aż tak trudne, jakby się mogło wydawać. A nie wiedzieć czemu każdy, kto słyszy o edukacji domowej po raz pierwszy, myśli przede wszystkim o nich! Że jak to? Jak to zrobić? Jak nauczyć, jak zapewnić? Co z socjalizacją?
No tak. Teraz czas omówić, opisać po kolei każdą z wymienionych trudności. Bardzo chętnie to zrobię. Chociaż obawiam się, że mogę się powtarzać, bo wiele z tych kwestii już poruszałam. Ale ponieważ życie płynie, dzieci rosną, a nasze poglądy ewoluują, nie zaszkodzi jeszcze raz podjąć te wszystkie (albo choć niektóre) tematy.
Zrobię to. Opiszę w kolejnych artykułach to, co jest trudne w edukacji domowej.
Ale nie od razu i nie wszystko na raz. Poproszę Was o cierpliwość i wyrozumiałość. Bo mam w zanadrzu inne tematy, które już czekają na swoje pięć minut na blogu.
O, proszę, kilka trudności już opisałam!
Decyzja o edukacji domowej Odszkalnianie Organizacja i koordynacja Odpoczynek i czas dla siebie
Na koniec chcę podkreślić tę oczywistą oczywistość, że moja lista tego, co trudne w edukacji domowej jest jak najbardziej subiektywna. Bo tak jak różni są ludzie, tak różne są rodziny, sytuacje i okoliczności. To, co trudne dla nas, dla Was może być łatwe. I odwrotnie.
Poza tym chcę wyjaśnić kolejną (nie)oczywistą oczywistość – a mianowicie fakt, że na potrzeby tego artykułu – i paru innych także – opisuję nieco stereotypową (acz popularną) wersję rodziny: mama w edukacji domowej, tata w pracy poza domem. Wiem doskonale, że nie zawsze tak to wygląda, ale po prostu jakąś jedną konkretną wersję musiałam wybrać, a tę znam z doświadczenia, więc i rozumiem najlepiej.
A co jest dla Was trudne w edukacji domowej?
korekta tekstu: Agnieszka Pasińska (redaktorka w portalu Katalog Wiedzy)



Dodaj komentarz