Co daje czytanie poradników?

Poradniki to moje hobby. Lubię je czytać. Wyjątkiem są te zdrowotne typu „Dziesięciodniowa dieta antycukrzycowa cud bez cholesterolu”.

Gdy byłam młodą panienką, miałam swoje „Nastolatki urządzają swój kącik”, „Nastolatki i bon ton”, „Nastolatki gotują”. Była tego cała seria. A pamiętacie ich szatę graficzną? „Nastolatki przyjmują gości” ilustrował niesamowity Mirosław Pokora. Albo seria „Vademecum” Jerzego Wittlina, czytaliście?

W „Filipince” z kolei bardzo lubiłam rubrykę o modzie, której (oczywiście rubryce) królowała niejaka Marianna. Zastanawiałam się wówczas, skąd taki dziwny pseudonim dla redaktorki? Dopiero niedawno, gdy z łezką w oku wspominałam Mariannę uczącą nastolatki, jak znaleźć swój styl w czasach tzw. niedoborów rynkowych, olśniło mnie, że przecież Marianna to Francja! A Francja to elegancja (podobno).

Istotnie, „Filipinka” to było czasopismo dla dziewczyn myślących.

Później, dużo później, już jako świeżo upieczona żona, czytałam „Perfekcyjną Panią Domu”, „Zorganizuj się” i tym podobne wytwory. Nie wdrażałam pilnie ich rad, niestety.

Gdy zostałam mamą, zaczęła się era poradników na temat wychowywania dzieci. Długa ich lista, oj długa. (Prawie całą znajdziecie na końcu tego artykułu.)

Naszym ulubionym (bo mężowi czytałam na głos fragmenty) autorem pozostaje Steve Biddulph.

Jego „Sekrety szczęśliwego dzieciństwa” i „Jeszcze więcej sekretów szczęśliwego dzieciństwa” (edit 2018: tutaj znajdziecie najnowsze, zbiorcze wydanie tych książek) okraszone dowcipnymi rysunkami Allana Stomanna zachwycały nas humorem, bezpretensjonalnością i mądrością.

Kolejny był Tom Hodgkinson ze swoim „Jak być leniwym” i „Być rodzicem i nie skonać”.

Bardzo elokwentny próżniak z tego pana Toma Hodgkinsona, muszę przyznać. W dodatku dość pracowity, co widać po jego dorobku. Marzy mi się jeszcze przeczytanie „Jak być wolnym” (edit 2018: już przeczytałam. Świetne! Naprawdę.). Dość wywrotowe i przekorne poglądy tego autora to jest to co lubią tygrysy. Daje do myślenia.

Później, w miarę powiększania się naszej rodziny i bałaganu, nastąpiła era poradników na temat urządzania wnętrz.

Niestety, żaden nie doradził jak rozciągnąć ściany mieszkania tak, aby pomieściło wszystkie nasze graty. Co gorsza, spowodowały że zaczęłam zbyt często jeździć do sklepu na „I”, skutkiem czego ilość pieniędzy na koncie malała, a ilość gratów w domu rosła.

Naturalną koleją rzeczy nadszedł więc czas na poradniki o prostocie i minimalizmie.

Czytałam Leo Babautę, Annę Mularczyk-Meyer oraz Dominique Loreau, a wszystko dzięki blogowi „Droga do prostego życia”.

Cóż, wreszcie dotarło do mnie, że mniej znaczy więcej. Że zamiast szukać wciąż nowych rzeczy i wrażeń lepiej jest odkurzyć, odkryć i cieszyć sie tym, co już się ma. Że do szczęścia tak naprawdę niewiele nam potrzeba. Czasem wystarczy widok z okna. Na drzewa i chmury.

Całkiem niedawno zrobiłam sobie serię „francuską”.

Zaczęło się od książki „Paryż na widelcu” Stephena Clarke’a (przydało się podczas wycieczki sentymentalnej do Paryża, o czym kiedy indziej). Potem, jako że wzięłam sobie do serca idee minimalizmu, kupiłam „jeszcze tylko” książkę „Francuskie dzieci jedzą wszystko” Karen Le Billon i – już „naprawdę ostatnie” – „Lekcje Madame Chic” oraz „W domu Madame Chic” Jennifer L. Scott („Madame Chic” polecam jako lekkie i miłe czytadło, niewiele więcej).

Te ostatnie pozycje utwierdziły mnie w przekonaniu, że „liberte, egalite, fraternite” sprowadza się głównie do „egalite” w wersji – „jak nie jesteś taki jak my, to spadaj”. Niemniej jednak , francuski szyk i styl życia typu „l’art de vie, l’art de table” budzą we mnie ukłucie zazdrości i chęć naśladowania.

Już miałam skończyć czytanie poradników… i oto kilka dni temu, całkiem przypadkowo, robiąc zakupy spożywcze w dyskoncie na „L”, dostrzegłam mrugający do mnie zachęcająco tytuł „Bogaty ojciec, biedny ojciec” Roberta T. Kiyosakiego.

No proszę! Bardzo ekscytująca i motywująca lektura. Będę czytać dzieciom do poduszki, serio. Zastanawiam się tylko, dlaczego w instruktażu dotyczącym odróżniania pasywów od aktywów Robert Kiyosaki nie wskazał, do której grupy zaliczyć dzieci?

Pewnego razu ktoś zapytał, co mi daje czytanie poradników.

Pomyślałam: Jak to co? Porady!

Odparłam, że… nie wiem, hmm… przyjemność?

Czułam jednak, że w pytaniu nie chodzi o to CO mi daje czytanie poradników, ale CZY i JAK z nich korzystam.

A po przeczytaniu książki Kiyosakiego już wiem, co mi daje czytanie poradników.

Czytanie poradników uświadamia mi, że na pisaniu poradników można dobrze zarobić!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *