Cała Polska w edukacji domowej?

Cała Polska w edukacji domowej by Kornelia Orwat

Podobno cała Polska jest teraz w edukacji domowej.

Gdy tylko ogłoszono zamknięcie szkół, rozległy się głosy (na Instagramie i Facebooku, i na paru portalach informacyjnych, ściślej mówiąc), że oto cała Polska jest teraz w edukacji domowej. O!

O?

No… nie wiem. W pierwszej chwili – owszem – takie porównanie się nasuwa, ale po namyśle (a warto, ZAWSZE warto się na ten namysł zdecydować) – nasuwa się myśl, że co jak co, ale mówienie, że teraz cała Polska jest w edukacji domowej, to jak strzał w kolano środowiska edukacji domowej. Czyli jak strzał we własne kolano.

Bo czy chcemy, żeby edukacja domowa kojarzyła się szerszej opinii publicznej z niewychodzeniem z domu? Z brakiem kontaktów z ludźmi? Z – mówiąc wprost – izolacją?

Ależ nie chcemy. Bo edukacja domowa bardzo często jest domowa tylko z nazwy. Edukacja domowa to sytuacja, w której szkołą dla naszych dzieci jest cały świat. Rodzina i dom to baza, to podstawa, ale bynajmniej nie ograniczamy się do nich.

Prawdę mówiąc, obecna sytuacja, kwarantanna, jest wyzwaniem także dla nas, rodziny w edukacji domowej.

Bo w normalnych warunkach nasze dzieci chodzą na regularne zajęcia poza domem. Chodzą na zapasy, basen, balet, skrzypce, na programowanie, grafikę 3D i kółko matematyczne w Pałacu Młodzieży (tak dla pełnego obrazu). Spotykają się z kolegami czy koleżankami. Ja – mama – również spotykam się z koleżankami, wychodzę do kina i na inne wychodne.

A teraz nic. Siedzimy. Nic się nie dzieje.

A raczej dzieje się, aż za dużo czasem. Dobrze, że mamy „pod nosem” park. Że można iść na spacer, na rower. Że mamy wypracowane mechanizmy i nawyki, które pozwalają przetrwać w rodzinie, która dużo czasu spędza ze sobą w domu. A właściwie nie chodzi nawet o mechanizmy ani nawyki, tylko po prostu… o przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie, że jesteśmy razem, że musimy wiele rzeczy na bieżąco, na okrągło uzgadniać (kto dziś robi obiad, kto zakupy i jakie, kto myje okna, a kto nic nie robi i DLACZEGO?), że musimy – my, rodzice – bronić swojej przestrzeni i prywatności przed dziećmi, co wspomaga oczywiście naszą kreatywność i, co tu kryć – nerwowość także.

No bo czy ktoś mi wyjaśni,

dlaczego pomimo, że mamy trzy pokoje, to nasze dzieci siedzą i tak zawsze w tym pokoju, w którym są dorośli i inne dzieci, co sprawia, że wszyscy są W TYM SAMYM pokoju?! Nawet gdy rodzice po angielsku wyniosą się do swojej sypialni, oazy ciszy i spokoju, by w ciszy i spokoju popracować, za chwilę równie po angielsku pojawi się któreś z dzieci, by również w ciszy i spokoju poczytać, a za nim – kolejne dziecko, by w ciszy i… No wiadomo.

I czy może mi ktoś wyjaśnić, dlaczego jednym z zarzutów czynionych edukacji domowej jest to, że dzieci „nie nauczą się współpracy i pracy w grupie”?

Rzeczowo i konkretnie o różnicach między edukacją domową a edukacją zdalną, jaka de facto ma miejsce w tej chwili „w szkołach” napisała Joanna na blogu „Nasza szkoła domowa”. Zresztą, nasza konkretnie edukacja domowa coraz bardziej przypomina obecnie unschooling niż jakąkolwiek zorganizowaną edukację.

Z powodu narodowej kwarantanny postanowiłam przedłużyć promocję urodzinową do odwołania. Teraz nie potrzebujecie kuponu, by uzyskać zniżkę na e-booka i workbooka. Zniżki są już w sklepiku.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

5 komentarzy

  1. Hej, Kornelio. No właśnie, Gdyby nie narodowa kwarantanna, mogłybyśmy się wreszcie spotkać na zaległej umówionej kawie 🙂 Nie jestem już mamą w edukacji domowej (ale sercem jestem i zawsze będę) i patrzę na to, co się teraz dzieje z perspektywy powrotu do tradycyjnej formy edukacji. Zauważyłam, że wielu rodziców boi się, że ta wymuszona przerwa (nie oszukujmy się, dzieci nie będą się uczyć w domach tak, jak by sobie tego życzyli rodzice i nauczyciele) sprawi, że ich pociechy nagle… zgłupieją, cofną się w rozwoju, zmarnieją (tak jakby nigdy nie było wakacji). Ale może niektórzy uświadomią sobie, że uczyć można się w różnych warunkach i z różnych źródeł.
    Sprawdziłam co robiliśmy rok temu o tej porze: 24 marca Wojtek zdawał historię, dopinaliśmy sprawy związane z noclegiem w Drohiczynie (na egzamin ósmoklasisty), byliśmy też w kinie. I to wszystko w ramach edukacji domowej.

  2. Oj tak. Zmarnieją 🙂 A jeszcze nie daj Boże – wyśpią się wreszcie! Biedne dzieci 😉
    Ale tej naszej zaległej kawy nie daruję. Mam ją wpisaną na listę rzeczy do zrobienia już od kilku miesięcy… To nauczka za to, że odwlekałam z umówieniem się z Tobą. No nic, poczekamy. Fajnie, że pamiętasz. U nas Sergiusz cały czas się uczy do egzaminów. Mimo, że wie, że odroczone. I żaden nauczyciel go nie pogania (ani rodzic), ani Librus nie przypomina,
    Pozdrawiamy Wam serdecznie!

  3. Witam 🙂
    Nie jestem mamą w edukacji domowej, choć bacznie obserwujemy co się dzieje w szkole i zobaczymy co przyniesie przyszłość. Nie wykluczamy ED. Póki co najstarszy syn w pierwszej klasie. I jak na razie dobrze oceniamy naszą szkołę (taka zwykła, wiejska, w rejonie) i przede wszystkim panią, która jest zaangażowana i rozsądna. Nie wiem natomiast czy ten system sprawdzi się dla nas od klasy 4 wzwyż.
    Obecna sytuacja na pewno nie jest edukacją domową, choć pewnie jest trochę „smaczków” ED, a przynajmniej u nas. Jak na razie co szkoła i nauczyciel to różne rozwiązania. Jak czytam uwagi niektórych rodziców, że nauczyciele powinni prowadzić zajęcia w formie wideokonferencji (a są lenie, i im się nie chce, i znów mają wolne…) to cieszę się, że nasza pani tego nie robi. Bo dom to jednak nie szkoła. I bardzo bym nie chciała, aby to szkoła decydowała o tym, jak mam sobie ułożyć dzień z trójką dzieci. Co więcej posadzenie dziecka na 2 albo 3 godziny przed ekran komputera napawa mnie przerażeniem (szkoda oczu, głowy i będzie się nudzić). Tym bardziej, że pogoda ładna, a my mamy fajny ogródek 😉
    U nas pani konsultowała formę współpracy i ustalone jest, że nie przesyła codziennie sugestii do pracy (w różnej formie, przygotowanej przez panią), a o rozkładzie pracy w tygodniu my decydujemy. I mam nadzieję, że tak zostanie 🙂
    Natomiast widzę, że rodzice mają problem z tym co dzieci mają robić w domu. Pewnie oczekują, że szkoła trochę ten czas wypełni. Normalnie wypełnia. Są lekcje, świetlica i zajęcia dodatkowe i niewiele zostaje czasu do zagospodarowania przez rodziców. A tu teraz wszystko na głowie rodziców ;)))

    1. Aga, dziękuję Ci za ten komentarz! To ciekawy głos w dyskusji, którą obserwuję w mediach społecznościowych (ale raczej „z daleka”). To co napisałaś „bardzo bym nie chciała, aby to szkoła decydowała o tym, jak mam sobie ułożyć dzień z trójką dzieci” to dokładnie to, co ja myślałam kiedy decydowaliśmy o naszej ED. Buntowałam się przeciwko temu, że nasz Najstarszy, wtedy sześciolatek w zerówce, dostawał prace domowe – szlaczki, literki do pisania, karty pracy do wypełniania. I właśnie też mówiłam sobie: „Jak to? Szkoła mi mówi co mam robić z dzieckiem w domu po szkole?!” Jakieś to dla mnie było straszne i nienaturalne, to wchodzenie szkoły w nasze życie.
      Na a teraz jest dziwnie, bo dzieci – te szkolne – niby są „w szkole”, a jednak w domu, i jak to biedni rodzice i nauczyciele mają pogodzić?
      Pozdrawiam Was ciepło!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *