Recepta na hygge w edukacji domowej i nie tylko

Recepta na hygge w edukacji domowej by Kornelia Orwat

Już widzę, jak marszczycie z dezaprobatą czoła na moje nadużywanie obcego słowa hygge. Rozumiem Was. Też nie jestem entuzjastką zaśmiecania języka.

Jednak powiedzcie sami, jakie polskie słowo oddaje sens hygge? Przytulność, sielskość (dziękuję, Ruda!), swojskość, odpoczynek, relaks (czy to aby na pewno polskie słowo?), ciepło domowego ogniska, miła atmosfera, poczucie bezpieczeństwa, radość, przyjemność… Jest tych słów wiele, ale dopiero wszystkie razem znaczą hygge. Przynajmniej tak mi się zdaje, bo nie jestem Dunką, żeby wiedzieć na pewno.

A ponieważ po napisaniu poprzedniego felietoniku zaczęły mi do głowy przychodzić pomysły na różne rzeczy, które można robić, by nasza edukacja domowa, czy zwyczajnie – nasze życie było bardziej radosne, ciepłe, przytulne i sielskie, raczę Was dzisiaj receptą na hygge w edukacji domowej.

Mój wewnętrzny, pragmatyczny głos co prawda podpowiada, że to be i nieładnie tak tylko przyjemności poszukiwać, że wszak życie trudem jest, życie to nie bajka, cierpienie nas uszlachetnia, bez pracy nie ma kołaczy i tak dalej… ale ponieważ najpraktyczniej jest dawać dojść do głosu i pragmatycznemu, i hedonistycznemu wewnętrznemu głosowi, oto daję głos temu drugiemu.

Oto nasza recepta na hygge w edukacji domowej:

Na początek trzy kamienie węgielne, czyli o podstawach:

Zachowanie umiaru w planowaniu codziennych zajęć swoich i dzieci.

Ech, planowanie. Moja pięta achillesowa, bo zawsze chciałabym wszystko naraz i wciąż mam problem z wybraniem jednej, najważniejszej rzeczy do zrobienia na dany dzień (przecież wszystkie są ważne!).

Ale coraz bardziej doceniam mądrość zasady: „jedna ważna rzecz na dzień”. Pozwala ona skupić się na tej jednej rzeczy, a poza tym daje satysfakcjonujące poczucie, że zrobiliśmy choć jedną konkretną, ważną rzecz. Wtedy te inne, niedokończone czy „niezdążone” rzeczy nie kłują nas tak w oczy i w sumienie.

Znalezienie czasu dla siebie, na odpoczynek i hobby.

Cóż, z tym też mam problem, bo – patrz wyżej. Wszystko jest ważne i wszystko pilne. A odpoczynek i hobby*, choć ważne – są niepilne. Jest jednak jedna luksusowa rzecz, której sobie nie żałuję, o ile tak zwane czynniki wyższe mi na to pozwalają – wysypiam się. I zapewniam Was, że wyspana mama i żona są najbardziej hygge na świecie!

Nieuleganie presji otoczenia, żeby więcej, szybciej, lepiej.

No właśnie. Tak jak szkoła nie ma monopolu na przekazywanie wiedzy, tak nie ma monopolu na wyścig szczurów. W edukacji domowej też jesteśmy podatni na rywalizację, na wywieranie presji na dzieci, żeby nie były gorsze od innych. Jakże często cierpimy na FOMO, czyli Fear Of Missing Out (znów zaśmiecam język?), czyli lęk, że coś wartościowego, świetnego nas ominie. Że nie będziemy au courant (i znów!) i trendy (a co tam, wolno mi!). Znak czasów, a może znak mieszkania w wielkim mieście?

A oto propozycja drobnych miłych rzeczy do robienia razem, po to, by było bardziej… no wiecie jak.

  1. Odcięcie się od Internetu i telewizji.
  2. Granie w planszówki.
  3. Badminton w parku.
  4. Wspólne pieczenie, gotowanie.
  5. Niedzielne wyjście na lody całą rodziną.
  6. Robótki ręczne.
  7. Kino domowe.
  8. Czytanie na głos.
  9. Słuchanie płyt Wolnej Grupy Bukowiny, Starego Dobrego Małżeństwa i innych staroci.
  10. Dzień bez planowania, czyli każdy robi co chce albo robimy razem coś spontanicznego.
  11. Poranne baraszkowanie dzieci w łóżku rodziców (poranne baraszkowanie rodziców w łóżku rodziców też jest hygge, ale już niekoniecznie ma związek z edukacją domową, chyba że chcemy naszą szkołę domową rozbudować).

I tym optymistycznym akcentem, że zacytuję klasyka, zakończę, życząc Wam spokojnego nowego roku szkolnego w edukacji domowej i nie tylko!

A może uzupełnicie moją listę?

*Hobby brzmi prawie jak hygge i pewnie też kiedyś, dawno temu, „zaśmiecało” język.

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

4 komentarze

    1. Dziękuję! Bardzo ważne i bardzo hygge! Nawiasem mówiąc, wydaje mi się że kiedy powiemy o czymś że jest hygge to zachęcamy do robienia tego czegoś bardziej niż gdy powiemy że to „buduje dobre relacje w rodzinie”, „jest ważne z wychowawczego punktu widzenia” itp.

  1. Ja dodam jeszcze wspolny niespieszny spacer, najlepiej spontaniczny do znajomych na kawe. Oj trudno o taka opcje wyrwania sie z domu, a jak sie uda, to juz wiadomo ze warto i jakie to hyyygge… 🙂

    1. Ech, szkoda że w teraz rzadko kto na takie spontaniczne wizyty sobie pozwala. Trzeba się wcześniej zapowiedzieć, zadzwonić, umówić, przygotować…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *