Od ściany do ściany czyli czym się różni edukacja domowa?

Nierzadko ogarnia mnie uczucie, że w kwestii edukacji naszych dzieci miotam się od ściany do ściany.

Jednego dnia ogłaszam na blogu i nie tylko, że unschooling górą i niechaj dzieci uczą się czego i jak chcą albo nawet w ogóle nie uczą tylko bawią (albowiem uważam słusznie i niezbicie, że zabawa jest też nauką), a drugiego dnia sprawdzam podstawę programową i gonię dzieci do podręczników. Tak. Od ściany do ściany.

Jeśli myślicie, że ta niekonsekwencja wynika z mojej słabości charakteru, to jesteście w błędzie. Otóż wynika ona z… egzaminów.

Z tego, że wiszą nad nami niczym miecz Damoklesa. Z tego, że na egzaminie dziecko musi wykazać się wiedzą przewidzianą w podstawie programowej. Ta nieszczęsna podstawa, spędzająca nam sen z powiek nie jest niczym nadzwyczaj trudnym. Trudność polega tylko na tym, że pozwalając dzieciom swobodnie wybierać lektury nie mamy pewności, że zawarta w nich wiedza jest tą „właściwą” dla danego etapu edukacyjnego.

I czy nie okaże się na egzaminie, że owszem, dziecko znakomicie umie posługiwać się programami graficznymi i edytorskimi, ale niestety nie wie jaka jest różnica pomiędzy palmtopem a tabletem. Albo umie rozpoznawać drzewa, ale nie wie, co to jest gnomon. Albo zna, dajmy na to opowiadania Zajdla, ale niekoniecznie kojarzy kogoś takiego jak Kasdepke (Osobiście go nie trawię i szczerze mówiąc nie wiem, czy jest w podstawie programowej. Mam nadzieję że nie). I tak dalej, jak w Familiadzie albo w Postaw na Milion.

No cóż, stawką nie jest milion, lecz coś nieporównywalnie cenniejszego, bo nasza wolność, trzeba więc te egzaminy zdać.

I znów – od ściany do ściany. Jednego dnia siadam z dziećmi do podręczników i odgrywam nauczycielkę, na co one (dzieci) niezbyt chcą odgrywać uczniów. W końcu znużona nieudaną zabawą w szkołę ogłaszam, że za egzaminy są odpowiedzialni sami i ja nie będę się z nimi użerać, a jak dostaną jedynki to trudno (pójdą do szkoły). Czym oni przejmują się jakieś pięć minut, po czym wracają do przerwanej zabawy w wymyślanie nowych postaci do swojej gry fabularnej, konstruowania bazy naukowej z klocków LEGO albo lektury „Tajnych operacji II wojny światowej”.

Nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał że lekceważymy edukację naszych dzieci.

Przeciwnie. Mają dużo różnych zajęć poza domem. W domu staramy się ich inspirować do różnych rzeczy, podsuwamy lektury, filmy edukacyjne, rozmawiamy. Oglądamy nocne niebo przez teleskop. Chodzimy na wycieczki, do muzeów, do centrum nauki. Nasze dzieci uczą się po prostu w inny sposób niż dzieci szkolne. Właściwie często nawet nie wiedzą, że się uczą. Nie mają poczucia, że coś muszą umieć. A „muszę” jest wrogiem „mogę” i „chcę”.

Dlatego, choć sama denerwuję się egzaminami, a widzę że dzieci nic sobie z nich nie robią, cieszę się. Cieszę się z ich beztroski, bo „muszę” jest wrogiem „mogę” i „chcę”.

 

P. s. Prawdę mówiąc, wszystko co napisałam powyżej jest po prostu alibi dla mojego lenistwa. Na szczęście nie wszystkie Mamy w edukacji domowej są takie jak ja. Jest wiele pełnych zapału kreatywnych Mam, które lubią wymyślać zabawy i gry edukacyjne świetnie się przy tym bawiąc z dziećmi. Jak choćby Magda, autorka bloga Czy można uczyć się w domu? lub Joanna, autorka bloga Nasza Szkoła Domowa.

A tak na serio – szczęśliwie jesteśmy tak różni – my, Mamy i Tatusiowie w edukacji domowej. I że style naszej edukacji nie są jednakowe. Bo nasze dzieci też są różne i mają różne potrzeby, i w ogóle ludzie się różnią i tak niech zostanie. Urawniłowce mówię stanowcze NIE!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

7 komentarzy

  1. No właśnie!
    Gdyby nie egzaminy, to…
    Ale gdyby nie egzaminy, to…
    Jak nie patrzeć: tu ściana, tam ściana…

    1. Jaki ładny wierszyk Ci się udał! Co powiedzieć? Tylko tyle że jak w sobotę Najstarszy zda ostatnie trzy egzaminy to będzie spokój na najbliższe pół roku 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *