Niegrzeczne dziecko?

W 2008 roku, kiedy Najstarszy miał 4 lata, napisałam dla niego „Poradnik jak być grzecznym”.

Umiał już czytać, więc powiesiłam mu tę kartkę przy łóżku (wielkie litery były dla ułatwienia):

PORADNIK „JAK BYĆ GRZECZNYM”

PO WSTANIU RANO Z ŁÓŻKA:

– ZAKŁADAMY KAPCIE

– MÓWIMY: „DZIEŃ DOBRY”

– UBIERAMY SIĘ

– PIŻAMĘ SKŁADAMY I KŁADZIEMY NA ŁÓŻKU A NIE ROZRZUCAMY PO PODŁODZE

– JEMY ŚNIADANIE, OBIAD I KOLACJĘ PRZY STOLE

– PRZED POSIŁKAMI MYJEMY RĘCE

– PO SPACERZE MYJEMY RĘCE

– PO SKORZYSTANIU Z TOALETY MYJEMY RĘCE

– PO POSIŁKACH MÓWIMY „DZIĘKUJĘ”

– PO ŚNIADANIU I KOLACJI MYJEMY ZĘBY

– SWOJE UBRANIA I BUTY ODKŁADAMY NA MIEJSCE

– WIECZOREM, PRZED SPANIEM, SPRZĄTAMY SWÓJ POKÓJ

– UŻYWAMY MAGICZNYCH SŁÓW: „PROSZĘ” , „DZIĘKUJĘ”, „PRZEPRASZAM”

– NIE DOKUCZAMY RODZYNKOWI ANI RODZICOM ANI NIKOMU

– NIE NISZCZYMY ZABAWEK ANI KSIĄŻEK ANI GAZETEK (NIE RZUCAMY, NIE DEPCZEMY, NIE DRZEMY)

– NIE WRZESZCZYMY

– NIE JĘCZYMY

– MÓWIMY NORMALNYM GŁOSEM

– NIE ROBIMY BRZYDKICH MIN

– NIE ROBIMY GŁUPSTW

– POMAGAMY RODZICOM

– GRZECZNIE BAWIMY SIĘ Z INNYMI DZIEĆMI

Jak widać, jest to spis pobożnych życzeń umęczonej Matki, która pragnie żeby jej pierworodny był „grzeczny”, czyli nie jęczał, nie wrzeszczał, nie rozrzucał ani nie niszczył zabawek, nie robił głupstw i na koniec – najlepsze – „grzecznie bawił się z innymi dziećmi”.

Dzisiaj, z perspektywy siedmiu lat i z perspektywy posiadania trojga, a nie jednego dziecka, śmieję się sama z siebie.

Bo co to znaczy „być grzecznym” albo „grzecznie bawić się z innymi dziećmi”?

To znaczy być bezwolną fajtłapą i ofermą, która nie protestuje, gdy zabiera się jej rzeczy, pozwala narzucać sobie czyjeś zdanie i zgadza się na wszystko, co jej zaproponujemy.

A przecież nie chcę, by nasze dzieci takie były.

Dlatego dzisiaj cieszę się, kiedy kłócą się, walczą o swoje, a nawet kiedy czasem się pobiją. To oznacza, że uczą się radzić sobie w życiu.

Jasne, naszą rolą jest uczyć ich cywilizowanego rozwiązywania konfliktów.

Dlatego – kiedy tylko jest okazja – tłumaczę, czym człowiek różni się od małpy, za przeproszeniem (przepraszam wszystkie małpy). Nie wątpię, że wiecie czym. I nie mam na myśli wyglądu.

Te tłumaczenia oraz fakt, że nasze dzieci żyją wśród cywilizowanych (w miarę) ludzi, a nie wśród małp, sprawia, że coraz częściej używają argumentów zamiast pięści. Choć są sytuacje, kiedy sama zachęcam ich do tego drugiego, mówiąc (przyznaję, w sposób niezbyt cywilizowany): „Dajcie sobie po mordach i będzie spokój”. Co sprawia, że wybuchają śmiechem i bójka zamienia się w małpie figle. W sumie aż tak bardzo się od tych małp nie różnimy, prawda?

W ogóle uważam (ciekawe czy „specjaliści od dzieci” przyznaliby mi rację), że zdolność panowania nad emocjami jest bardzo trudną sztuką i wymaganie jej od kilkuletnich dzieci jest nieporozumieniem.

Pozwólmy dzieciom wypłakać się, wykrzyczeć, wyzłościć, potarmosić. Upewniając się przy tym, że nikogo (prócz nas, a raczej naszego układu nerwowego, ale taka nasza dola) przy tym ZA BARDZO nie krzywdzi (nie leje się krew).

Nie będę hipokrytką. Sama (to wina mojego nadwyrężonego – patrz wyżej – układu nerwowego oraz dowód na to, jak trudną sztuką jest opanowanie) czasem nie daję rady i krzyczę coś w rodzaju: „Przestań wreszcie ryczeć! Nie mogę tego słuchać!”.

Ktoś powie, że w ten sposób krzywdzimy się nawzajem. Racja. Ale niech mi ten ktoś powie, czy da się przejść przez życie bez bycia krzywdzonym i bez krzywdzenia innych?

I tutaj wkracza najważniejsze: przebaczanie i godzenie się. Wyjaśnianie sobie, co czuliśmy (i dlaczego aż taką wściekłość? Nobody knows.). Zapewnianie, że mimo wszystko się kochamy.

Wracając do „bycia grzecznym” i „nie robienia głupstw”. Myślę, że żądanie dorosłych, żeby dzieci „były grzeczne”, to żądanie, by przestały być dziećmi.

Oczywiście, zawsze, w zależności od sytuacji, wyznaczajmy granice, nie zapominajmy jednak przy tym o naturze dziecka. Poza tym, co to za dzieciństwo bez robienia głupstw?

Czasem pół żartem, pół serio, mówię, że próbować sprawić, żeby dziecko przestało, dajmy na to, biegać lub hałasować, to jak próbować sprawić, żeby pies przestał szczekać.

Musimy nauczyć się z tym żyć. Czyli – wygonić dzieci na podwórko, wymyślić niesamowitą zabawę bez krzyczenia i biegania (na przykład w lekarza, który zakleja buzie plasterkiem i przywiązuje do łóżka), założyć wtyczki do uszu i opaskę na oczy, ewentualnie dać dzieciom tablet lub komputer – spokój mamy wtedy zapewniony.

Żarty żartami, ale coraz częściej myślę, że wiele problemów z dziećmi mija samoistnie, w miarę jak dorastają. (Pisałam już o tym w artykule „Czym by tu się jeszcze pomartwić?”).

Tak jak dojrzewa ich ciało, tak dojrzewa i psychika. Jeśli mają dobry przykład (nie mieszkają w ZOO z pawianami), to prędzej czy później nauczą się wielu zachowań, o które tak zawzięcie walczymy, żeby już, zaraz, teraz.

Raczej nie widujemy zdrowych, normalnych dorosłych, którzy przy jedzeniu wycierają usta w rękaw czy rzucają jedzeniem. Albo śpią w jednym łóżku z rodzicami. Biegają w kółko wrzeszcząc. Czy chodzą całymi dniami w piżamie.

Cierpliwości, kochani rodzice.

Dzieci wyrosną z dziecinnych zachowań i od nas nauczą się, jak być dorosłymi.

Przy okazji nauczą się też paru przekleństw, którymi raczymy je w chwilach słabości. Jak w zasłyszanej od koleżanki (Pozdrawiam, Magdo!) anegdocie o słowach pewnej Mamy edukującej domowo:

„Nikt obcy nie będzie moich dzieci uczył przekleństw! Sama je nauczę!”

 

P. s.
Taka ze mnie mądrala, a wciąż gderam: „Umyjcie zęby”, „Pościelcie łóżka”, „Jedz przy stole”, „Posprzątaj te klocki”. To mamine gderanie to chyba temat na osobny artykuł.

A właściwie, czemu by znów nie powiesić poradnika „Jak być grzecznym” przy łóżkach dzieci?!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

8 komentarzy

  1. Od kiedy jestem mamą nie cierpię słowa „grzeczny”, bo właśnie niesie ono za sobą podporządkowanie i brak własnego zdania.
    A czy nasze dzieci wyrosną z dziecięcych zachowań pokaże czas 😉

  2. No właśnie, po napisaniu tych optymistycznych tez przypomniałam sobie swojego szefa (Francuza!) z czasów gdy pracowałam jako asystentka dyr. Potrafił tupać nogami i złościć się jak dziecko – strasznie mnie to stresowało. Masz rację, czas pokaże 🙂 Z drugiej strony, trochę dziecka w każdym dorosłym nie zawadzi.

  3. W kwestii wrzasków dziecka: kiedyś miałam tak dość, że zamknąłem się w łazience, więc moje dziecko położyło się na podłodze przy drzwiach i przez dziurki wrzeszczało: mamo wyjdź! Było głośniej niż wcześniej.
    Kiedyś czytałam książkę „Mały wielki człowiek”. Główny bohater był wychowany przez Czejenów, którzy – jeśli dziecko ryczało – wynosili je poza obóz, żeby się uspokoiło. I dlatego dzieci Czejenów nie płakały, bo wiedziały, że to nie ma sensu. Od pewnego czasu, gdy syn wrzeszczy bez sensowniejszego powodu, to mówię mu – nie mam ochoty tego słuchać, wychodzę do drugiego pokoju, przyjdź jak skończysz. On płacze jeszcze kilka minut bez przekonania, potem przychodzi i się przytula i możemy normalnie rozmawiać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *