„Maamooo!”

„Maamooo!” – jakie uczucia ogarniają Was na dźwięk tego słowa?

„Mama” to często pierwsze słowo naszych dzieci. Słowo czułe, miłe, kochane, upragnione i wymarzone. A „mamusia”, „mamusiu” – miód na serce!

Jednak „Maamooo!” nie jest już takie miłe.

Oznacza: „Daj!”, „Chodź!”, „Przynieś!”, „Pomóż!”, „Poczytaj!”, „Jeść!”, „Pić!”, „Boli!” i wiele innych słów.

My, matki, jesteśmy przyzwyczajone do spełniania potrzeb dzieci. Jesteśmy wprost do tego stworzone. Słucham? Nie jesteśmy?

Trudno, nie wywiniemy się!

Zaczyna się oczywiście już w ciąży. Nasze dziecię w łonie potrzebuje śledzi? Nie ma sprawy – codziennie zajadamy śledzika z cebulką w oleju. Nie wierzycie? Jeśli o mnie chodzi, jedynie po śledziku z cebulką w oleju nie miałam mdłości, gdy byłam w ciąży z Gwiazdą. To był czysty szantaż. Właściwie powinnam przezywać ją Foczką.

Po narodzinach dzieciątko wrzeszczy domagając się piersi, mleka, przytulania, noszenia, zabawiania. Oczywiście niektóre z tych żądań możemy próbować ignorować. Może się odzwyczai. Nauczy się, krzykacz jeden, że matka nie jest na każde zawołanie!

Im starsza nasza pociecha, tym żądania zaczyna mieć bardziej wyrafinowane. A to chce spać z mamą do dziesiątego roku życia, a to mleczko przed spaniem musi być w kubku ze słomką i koniecznie w łóżku, a to potrzebuje nowego zestawiku klocków, a to lizaka, a to żeby mu czytać „Martynkę w Zoo” po raz czterdziesty ósmy w tym tygodniu, a to żeby mu pomóc w lekcjach.

Plusem posiadania większej ilości dzieci jest to, że każde kolejne rzadziej woła „Maaaamooooo!”, bo mama odpowiada: „Poproś brata (siostrę)”.

Bracia i siostry zresztą tak się przyzwyczajają, że nawet jak rodzeństwo nabije guza, to biegną do lodówki po zimny okład.

No więc – co czujecie, gdy słyszycie „Maamooo!”?

Prawdę mówiąc, reaguję skokiem adrenaliny. Szczególnie jeśli „Maamooo!” wyraża przerażenie czy ból. Odruchem ucieczki zaś reaguję na „Maamooo!” wieczorem. Zwłaszcza późnym wieczorem. Zwłaszcza gdy właśnie rozsiadłam się w fotelu z książką lub laptopem naiwnie myśląc, że dziatwa już smacznie chrapie.

Wtedy zdarza mi się powiedzieć – to wtedy kiedy mam niezły nastrój – że mama jest już nieczynna. Była czynna od 8.00 do 22.00 i już jest zamknięta. Jak sklep.

Natomiast gdy mam gorszy nastrój – oj, lepiej nie będę pisać, co mówię…

W każdym razie cieszę się bardzo, kiedy dzieci wołają „Taatooo!”!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *