Długi weekend w Paryżu

Jeden z poprzednich wpisów zilustrowałam zdjęciem obelisku z placu Zgody w Paryżu.

Zdjęcie zrobiłam w maju, na rodzinnej wycieczce do Paryża. Minęło już prawie pół roku, więc moje wrażenia dobrze się „uleżały”. Leżakowały w głowie jak francuskie wino. Spróbujemy czy dobre?

Mesdames et messieurs, voila le reportage:

Jako studentka mieszkałam w Paryżu przez rok. Lata minęły i wiele zapomniałam. Paryż nadal jest urzekający, jednak trochę mnie zawiódł.

Myślę, że powody są dwa. Po pierwsze, w moich studenckich czasach polskie miasta były szarobure i smutne. Często biedne i zaniedbane. W sklepach pustki. Paryż to był wtedy wielki świat, kolorowy, bogaty, olśniewający. Dzisiaj, w porównaniu z Warszawą, Paryż sprawia miejscami wrażenie po prostu brudnego.

Po drugie, Paryż jest dziś o wiele bardziej „zaturyściony”. We wszystkich czołowych atrakcjach kłębią się tłumy turystów robiących sobie selfiki. Szczerze mówiąc, współczuję mieszkańcom, bo codzienne przeciskanie się przez tę ciżbę na chodnikach i placach musi być udręką. Z drugiej strony – miasto na tej ciżbie dobrze zarabia.

Tour Eiffel

Bilety na wjazd na Wieżę Eiffla najlepiej rezerwować kilka dni wcześniej – przez internet – o ile nie chcemy pół dnia spędzić w kolejce.

Cztery takie kolejki wiją się na placu pod wieżą i ogólnie plac wygląda jak rynek miejski w czasie festynu Sylwestrowego, o ile wiecie co mam na myśli (marzysz tylko o tym, żeby nie stratowano ciebie albo dzieci).

Żeby dostać się do Katedry Notre Dame – również musimy odstać w kolejce długaśnej jak pociąg metra. Pocieszeniem jest fakt, że dość szybko ten „pociąg” się porusza.

No i nagroda wspaniała. Notre Dame uwielbiam – przede wszystkim za mroczny, średniowieczny klimat panujący we wnętrzu, za fantastyczne witraże, kaplice, rzeźby i malowidła.

Warto obejrzeć i poczytać znajdujące sie w nawach bocznych tablice infomacyjne objaśniające symbolikę tych dzieł. Dzieci były zafascynowane odkrywaniem, co symbolizują wizerunki różnych roślin, zwierząt, postaci ludzkich i anielskich.

Wizyta w katedrze jest jak podróż w czasie. Czujemy się tutaj naprawdę małymi, nędznymi istotami wobec Boga i wieczności. I wobec geniuszu architektów.

Notre Dame a Paris

Bardzo polecam dokupić bilet na zwiedzanie skarbca Notre Dame.

Wbrew nazwie, nie spodziewałam się skarbów, a jednak tam były. I to jakie! Dzieciom oczy wychodziły na wierzch na widok tej ilości złota, srebra i kamieni szlachetnych.

skarbiec Notre Dame

Drugą najbardziej chyba znaną świątynią w Paryżu jest bazylika Sacre Coeur na wzgórzu Montmartre.

Droga wiodąca ze stacji metra Anvers na Montmartre wiedzie brzydką uliczką „obwieszoną” straganami i sklepikami z najróżniejszym badziewiem.

Sacre Coeur jest wspaniała i dzieci były nią zachwycone. Jeszcze bardziej zachwycone były, gdy zamiast zwiedzać Montmartre (ja i Mąż już tam dawniej byliśmy, co za nudy), udaliśmy się na obiad do milutkiej malutkiej Creperie Sur la route de Plouescat. Chyba wszyscy turyści poszli na plac de la Tertre, bo w Creperie wiało pustkami (a właśnie przed chwilą wyguglałam, że knajpka ma bardzo dobre recenzje).

Powrót z Montmartre był bardzo ciekawy.

Najpierw zbiegaliśmy schodkami jak w filmie „Amelia”, potem kluczyliśmy małymi uliczkami, żeby w końcu trafić na ulicę Kury (rue Poulet). Oto co zobaczyliśmy:

rue de Poulet

Cała ta ulica, prowadzaca do stacji metra Chateau Rouge, to skupisko sklepów z perukami i salonów fryzjerskich, w których murzynki plotą sobie warkoczyki. Niektóre (salony, nie murzynki) wyglądały dosłownie jak przepełnione windy. Na ulicy widać było też czarnoskórych mężczyzn, którzy sprawiali wrażenie jakby czegoś szukali (guza?). Biali byliśmy chyba tylko my, więc czułam się trochę dziwnie.

Dopiero później dowiedziałam się, że trafiliśmy do centrum dzielnicy Goutte d’Or, słynącej z największego odsetka imigrantów z Afryki Północnej i znanej jako paryskie centrum handlu narkotykami.

Jeśli chodzi o miejsca mniej uczęszczane przez turystów, to jest to co lubią tygrysy i włóczenie się (fr. flaner) po Paryżu to moja ulubiona rozrywka. Zamiast zwiedzać Luwr odwiedziliśmy kilka uroczych małych galerii przy rue Bonaparte (metro Saint Germain des Pres – warto zajrzeć do kościoła Saint Germain des Pres) i przy rue de Seine.

rue de Seine

Paris

 

 

flaner a Paris

Paris

Paris

Paris

A propos Luwru, to w galerii handlowej Carousel du Louvre odwiedziliśmy najdroższą toaletę w Paryżu (reklamującą się jako najczystsza toaleta w Paryżu), w której można nabyć papier toaletowy we wszystkich kolorach tęczy.

Wracając do bardziej kulturalnych tematów, chcę Wam polecić miejsca mniej znane, o których dowiedziałam się z książki „Paryż na widelcu” Stephena Clarka. Te miejsca to Muzeum Marmottan Monet i Muzeum Historii Paryża Carnevalet.

Clarke dużo miejsca w swojej książce poświęcił Muzeum Historii Carnevalet i bardzo je chwalił.

Jednak nie zdążyliśmy Carnevalet odwiedzić. Gdy przybyliśmy na miejsce około 15.30, okazało się że jest już za mało czasu na zwiedzanie (za długo się „flanowaliśmy”).

Muzeum Marmottan Monet jest cudowne. Kameralne, mało popularne, więc niezatłoczone. Zero kolejek. Przepiękne dzieła Moneta i innych impresjonistów. Spokój, cisza, obrazy. Nie trzeba się spieszyć ani przepychać. Clarke pisze, że w Marmottan jest o wiele więcej dzieł Moneta niż w jego sławnym domu w Giverny.

W drodze do muzeum spotkaliśmy Pana Jeana de la Fontaine’a.

Jean de la Fontaine

W Paryżu w ogóle nie warto się spieszyć. Niestety, warto też mieć sporo pieniędzy, aby móc sobie pozwolić na dłuższy pobyt tutaj. My mieliśmy wprawdzie możliwość darmowych noclegów, a i tak wycieczka drogo nas kosztowała.

A propos zdążania, to ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem Pałacu Odkryć.

Mieliśmy tylko godzinę, więc pędem oblecieliśmy prawie cały pałac, będący skrzyżowaniem naszego Centrum Nauki Kopernik i Muzeum Techniki w Pałacu Kultury. Naprawdę warto zarezerwować sobie na to muzeum nawet cały dzień.

Wśród miejsc, które są na naszej liście „do zaliczenia w przyszłości” z dziećmi są, oprócz Muzeum Marmottan:

Ogród Zoologiczny, Ogród Botaniczny, Miasteczko Muzyki (Cite de la Musique), Miasteczko Nauki (Cite de la Science), Centrum Pompidou oraz at last but not least perła, czyli Bazylika Saint Denis, wspaniała gotycka świątynia będąca nakropolią królów Francji.

Au revoir, Paris!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża i mama trójki nastolatków: absolwenta liceum, licealisty i siódmoklasistki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię pisać (nie tylko bloga), spacerować, robić na drutach i szydełkować. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze. Jestem autorką dwóch książek o edukacji domowej: „Droga w nieznane? Edukacja domowa dla początkujących” i „Edukacja domowa niejedno ma imię. Mentorzy edukacji”.

4 komentarze

  1. Chętnie wybrałabym się do Paryża, jest wiele miejsc które chętnie bym tam zobaczyła. Te kolejki i pełno turystów delikatnie zniechęcają :/

    1. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę, że my byliśmy w długi majowy weekend. Może trzeba iść pod prąd i jechać np. na początku września/października? Dla mnie i tak najfajniej jest w tych okolicach Paryża, gdzie turyści się nie zapuszczają 🙂 czyli małe boczne uliczki, skwerki…

  2. Czytałam już tyle relacji z wyjazdu do Paryża, że muszę wreszcie sama tam pojechać! Opisałaś kilka miejsc, które na pewno dopiszę sobie do listy „do zobaczenia”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *